Spieszmy się rozmawiać

Pani Profesor "nigdy nic się nie podobało". Czy niezadowolenie, które pobudza do działania i zmiany, nie jest jedną z podstawowych wartości inteligenckich?

17.02.2009

Czyta się kilka minut

Kiedy przyszła wiadomość o śmierci Marii Orwid, zadałam sobie pytanie, co byłoby, gdyby Katarzyna Zimmerer i Krzysztof Szwajca nie przeprowadzili z nią rozmów, które złożyły się na książkę "Przeżyć... i co dalej?" (2006). Oczywiście pozostałoby dzieło wybitnej uczonej, która uczestniczyła w procesie humanizującym psychiatrię w Polsce, stworzyła pierwszą w naszym kraju akademicką Klinikę Psychiatrii Dzieci i Młodzieży, a także rozpoczęła projekt terapeutyczny dla Dzieci Holokaustu - i ich dzieci (czyli tzw. Drugiego Pokolenia). Pozostałaby pamięć i wdzięczność pacjentów, uczniów lub tych, którzy po prostu mieli szczęście ją spotkać. Przez jakiś czas pozostałby też zapewne obraz kobiety atrakcyjnej, która do końca budziła zazdrość umiejętnością noszenia egzotycznej biżuterii i przekształcania ubioru w niemal malarskie kompozycje.

Bez książki "Przeżyć... i co dalej" wszystkie te aspekty pozostałyby jednak niepełne - dopiero ona pozwala odkryć źródła naszej Nią fascynacji. Maria Orwid należała do szczególnego pokolenia: nielicznych ocalałych z Zagłady przedstawicieli polsko-żydowskiej inteligencji, którzy w dodatku zdecydowali się po wojnie pozostać w kraju - ze wszystkimi tego konsekwencjami. Podjęli arcytrudny wysiłek przepracowania traumy, której doświadczyli (nie tylko w planie osobistym, ale i społecznym), a jednocześnie przeprowadzili przez siermiężne czasy komunistycznej "urawniłowki" etos inteligencki z jego zmysłem krytycznym, ironią, poczuciem odpowiedzialności i solidarności, obowiązkiem rozwoju.

***

Maria Orwid urodziła się w Przemyślu jako córka adwokata Adolfa Pfeffera i Klary ­z Wein­stocków. Dom nie był religijny: obchodzono jedynie świętego Mikołaja. Ojciec, dla którego żydowska identyfikacja miała wielkie znaczenie, nie lubił kultury i języka jidysz. Mimo to dał córce do przeczytania "Dybuka". Dlaczego? "Dopiero wiele, wiele lat później, oglądając podczas któregoś Festiwalu Kultury Żydowskiej przedwojenny film o dybuku, zrozumiałam, że jest to opowieść o odpowiedzialności i dotrzymywaniu słowa" - mówi w książce Orwid.

Dzieciństwo skończyło się, gdy Maria miała dziewięć lat. Do Przemyśla wkroczyli Niemcy, a po tygodniu Sowieci. Dziewczynka cieszyła się z tej zmiany - rodzina była bezpieczna. Ale wkrótce potem do domu adwokata weszli policjanci ukraińscy: pod pretekstem rewizji doszło do grabieży. Ojciec, przed wojną lewicujący, był zdruzgotany: nie mógł pojąć, jak władza radziecka mogła mu coś takiego zrobić.

Pod koniec czerwca 1941 r. powrócili Niemcy, a wiosną roku następnego Pfefferowie znaleźli się w getcie. Wywieziono do obozu zagłady dziadka i babcię Weinstocków, ciocię Lutę, wujka Olka, ciocię Renę i jej mamę, panią Joannę Reisner, ośmioletniego Ludwiczka... "Wtedy (...) przysięgłam sobie, że skoro taki los spotkał mojego ukochanego kuzyna Ludwiczka, nigdy nie będę miała dzieci. Przysięgi tej dotrzymałam świadomie" - czytamy. Tydzień później zastrzelono babcię Sabinę, która odmówiła pójścia na Umschlagplatz.

Dziewczynka wymusiła na matce przedostanie się na aryjską stronę, do domu przedwojennej krawcowej, panny Fili. Wyjście ojca, powszechnie znanego w Przemyślu, było na razie zbyt niebezpieczne. Dołączył do rodziny dopiero we Lwowie (ktoś przeszmuglował go ciężarówką) - absolutnie wyczerpany: w getcie odnowiła się gruźlica i ojciec wkrótce zmarł.

27 lipca 1944 r. we Lwowie pojawiła się Armia Czerwona, szybko okazało się, że znów trzeba uciekać: drugi mąż matki, Daniel Orwid, współpracował z AK. Rodzina zdecydowała się na Kraków. Tu w życiu Marii Orwid pojawił się Stanisław Lem, podówczas student medycyny. Wziął na siebie obowiązek mentora piętnastolatki, uczennicy gimnazjum Urszulanek. W 1955 r. zadedykował jej egzemplarz "Szpitala Przemienienia": "Drogiej Byłej Urszulance, Pannie Marysi, Na Pamiątkę Dawnych: Rozmów, Filozofij, uczesań i Wzruszeń U Krynicy Wiedzy - złożył tę xiążkę były Medicus, Obecnie Inżynier Dusz, Stanisław Lem". Pisarz miał zapewne wpływ na fakt, że Maria Orwid wybrała zawód psychiatry.

W 1959 r. przystąpiła do tzw. "programu oświęcimskiego", kierowanego przez prof. Antoniego Kępińskiego. Po latach opowiadała o trudnych początkach badań nad śladami, jakie pobyt w obozie koncentracyjnym pozostawił w psychice więźniów: "zmieniło się ich życie emocjonalne i społeczne. Często czuli się obco w swoich rodzinach i wśród dawnych przyjaciół, poczucie bliskości osiągali tylko w kontakcie ze współwięźniami. (...) Niektórzy tak ograniczyli swoje zainteresowanie światem, że nie podejmowali pracy, nauki oraz innych aktywności osobistych, inni, jakby zaprzeczając traumatycznej przeszłości, wykazywali niezwykłą aktywność...".

Na krótko przed śmiercią Kępiński postanowił rozpocząć badania nad Ocalonymi z Holokaustu. Gdy umarł, Maria Orwid porzuciła ten temat - aż do roku 1989. Jak twierdziła, bała się tego, co dotyczyło jej osobiście, a jednocześnie czuła wstyd, że się tym nie zajmuje. Kiedy nastąpił przełom - zarówno polityczny, jak i emocjonalny - zaproponowany przez nią program badań nad Ocalonymi znalazł uznanie w oczach rektora UJ, prof. Józefa Gierowskiego - założyciela Zakładu Historii i Kultury Żydów.

Ich sytuacja była szczególna: "Większość Ocalonych miała poczucie, że nie potrafi przekazać innym swoich doświadczeń i przeżyć z okresu Zagłady, nie umie znaleźć dla nich odpowiedniego języka, a równocześnie ma też trudności w zaufaniu potencjalnemu słuchaczowi, choćby był najbliższą osobą. (...) Niektórzy nawet przed najbliższymi ukrywali swą żydowską tożsamość i nadal żyli na aryjskich papierach".

W swych doświadczeniach pozostawali absolutnie osamotnieni. Dopiero w 1991 r. powstało Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu, a Maria Orwid została jednym z jego pierwszych członków. W 1993 r. jej zespół badawczy zaproponował Stowarzyszeniu program pomocy psychologicznej. W 1997 r. zaczęto organizować trzydniowe "maratony" terapeutyczne. W projekcie zaczęli wkrótce uczestniczyć także przedstawiciele Drugiego Pokolenia, urodzonego już po wojnie. Okazało się, że i oni noszą w sobie lęki, napięcia i tajemnice wynikające z historii rodziców.

W 1976 r. Marii Orwid zaproponowano stworzenie w Warszawie kliniki dziecięco-młodzieżowej. Odpowiedziała, że na emigrację woli Nowy Jork - nie chciała opuszczać Krakowa, który stał się już jej miastem: poza środowiskiem psychiatrów była przecież Piwnica pod Baranami, przyjaźń z Ewą Demarczyk i Rutą Buczyńską, Piotr Skrzynecki i Jerzy Panek, Dom Plastyków przy Łobzowskiej i Teatr Groteska, cotygodniowe jazdy tramwajem do Nowej Huty, gdzie działał świetny Dyskusyjny Klub Filmowy, wystawy... Wreszcie, był Marian Szulc - scenograf, malarz, fotograf, taternik, narciarz, żeglarz, z którym spędzić miała 40 lat życia, aż do jego śmierci w 1996 r.

Klinika Psychiatrii Dzieci i Młodzieży powstała w Krakowie w 1978 r. Maria Orwid została jej szefową. Opowiadając o tym miejscu, tak zdefiniowała swój zawód: "Kiedy zobaczysz człowieka w jego złożoności, wewnętrznych komplikacjach i relacjach ze światem psychospołecznym, jeśli dostrzeżesz w nim różne możliwości, pomimo że cierpi na jakąś psychopatologię, będziesz miała inne podejście do niego. Każde działanie psychiatrii wynika z uświadomionej lub nie uświadomionej filozofii człowieka. Jeśli uważasz, że jesteś mądrzejsza, że wszystko wiesz, że masz receptę na życie, na szczęście, na grzech, na cudzy los, że jesteś w stanie wszystkiemu zaradzić, zawsze zniewolisz słabszego od siebie".

***

Ostatni raz spotkałam prof. Marię Orwid w grudniu, na promocji książki "Holokaust i Teodycea". Wydawało się, że jest w świetnej formie, jak zwykle przenikliwa, precyzyjna - i piękna. Można by strawestować znany fragment wiersza: "spieszmy się rozmawiać z ludźmi, odchodzą nieoczekiwanie". Jak to dobrze, że pozostał zapisany książką głos Pani Profesor.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009