Spadkobierca

Żył samotnie, bez reszty oddany swojej pracy. Zostawił przyjaciół, którzy pożegnali go ze smutkiem, ale i z przekonaniem, że zdobył sobie prawo powiedzenia za Horacym: Exegi monumentum, aere perennius.... Tym pomnikiem są Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej.

26.12.2004

Czyta się kilka minut

Roman Aftanazy urodził się 4 kwietnia 1914 r. w Morszynie k. Stryja, w rodzinie zawiadowcy tamtejszej stacji kolejowej. Absolwent stryjskiego gimnazjum klasycznego i Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, niemal całe życie zawodowe spędził w murach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. W latach 1944-46 pracował w kolebce Ossolineum we Lwowie, a po ekspatriacji w 1946 r. do przejścia na emeryturę w 1981 r. - we Wrocławiu, pod koniec jako starszy kustosz dyplomowany. Jako członek Komisji Dwustronnej uczestniczył w przejmowaniu od władz sowieckich części przekazanych Polsce zbiorów ossolińskich, a także Panoramy Racławickiej. Wcześniej, w 1945 r. nie ominął go kilkumiesięczny pobyt w lwowskim więzieniu NKWD, gdzie był indagowany “na okoliczność" działalności mającej na celu oderwanie regionu lwowskiego od Związku Radzieckiego. Wyjście z piekielnej pułapki ten zadeklarowany agnostyk komentował w kategoriach cudu.

Dziejami polskich dworów kresowych Aftanazy zaczął interesować się już jako uczeń gimnazjalny, a następnie student. W 1939 r. zdążył odwiedzić i sfotografować kilkadziesiąt zabytkowych obiektów. Po II wojnie światowej objął swoimi zainteresowaniami wszystkie dawne wschodnie województwa I Rzeczypospolitej w granicach sprzed 1772 r. Ponieważ głównym źródłem informacji dotyczących dziejów rezydencji kresowych i ich zbiorów byli ich dawni właściciele, opracował szczegółowy kwestionariusz, który rozsyłał z prośbą o dokładne wypełnienie i zwrot. Udało mu się opracować blisko 1400 dawnych siedzib ziemiańskich. Wszystko to robił bez jakiegokolwiek wsparcia materialnego, na własny koszt, poza godzinami pracy zawodowej i bez nadziei na wydanie pracy drukiem.

Nadzieja ta zaświtała około 1983 r., po zelżeniu cenzury. Ówczesny dyrektor Instytutu Sztuki PAN prof. Stanisław Mossakowski podjął niełatwą decyzję opublikowania pracy Aftanazego. Mogła ona ukazać się pod nieco zakamuflowanym tytułem “Materiały do dziejów rezydencji", w małej poligrafii i w ograniczonym nakładzie 500, a później 1000 egzemplarzy, przeznaczonych tylko dla instytucji i pracowników naukowych. Wydawnictwo sfinansował dr Andrzej Ciechanowiecki z Londynu.

W obliczu wzrastającego zainteresowania dziełem i likwidacji cenzury wydawnictwo Ossolineum zdecydowało się na opublikowanie go w formie, na jaką zasługiwało. Drugie, poprawione i znacznie rozszerzone wydanie, pod właściwym już tytułem “Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej", składa się z 11 tomów w dużym formacie, bogato ilustrowanych. “Dzieje..." miały znakomite recenzje, a ich autor otrzymał kilkanaście nagród i odznaczeń, w tym najbardziej prestiżowe, jak Nagroda Naukowa Polskiej Akademii Nauk czy Nagroda Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

W początku lat 50. ubiegłego stulecia miałem możliwość przyglądać się z bliska benedyktyńskiej pracy Romana Aftanazego. Z setek listów wystukiwanych na starej maszynie przy małym biurku, adresowanych do właścicieli kresowych siedzib i ich krewnych nie wszystkie doczekały się odpowiedzi. Bywało, że właściciel taki odsiadywał karę więzienia “za sam fakt istnienia", bywało, że bał się odpowiadać na pytania, w których podejrzewał prowokację. Przy okazji moich wędrówek po Polsce kilkakrotnie na prośbę Romana docierałem do takich wygnańców i zdarzało mi się usłyszeć konfidencjonalnym tonem zadane pytanie: “A czy ty jesteś pewien, że to nie ubek?". Byłem pewien, ale dziwić się pytaniu nie mogłem.

Co miał na myśli ten syn morszyńskiego kolejarza, mówiąc z łagodnym przekąsem o “naszej sferze", czym często budził zaskoczenie starszych przedstawicieli tej “sfery"? Wydaje się, że znał i rozumiał ją często lepiej od tych, którzy do niej należeli. Że czuł się z nią związany bardziej niż z jakąkolwiek inną grupą społeczną. I że usiłował ocalić od zapomnienia to, co wytworzyła najlepszego. Spadkobierca nie z urodzenia, ale z przywiązania, któremu nieobcy był ból utraty skrywany głęboko pod maską sarkazmu.

Pomimo niemal całkowitego zaniku wzroku kontynuował pracę do ostatnich dni. Za granicę nigdy nie wyjechał, pomimo licznych zaproszeń. Wystarczały mu niedzielne włóczęgi po okolicach Wrocławia, najczęściej w Sudety. Jako zapalony kajakarz penetrował dopływy Odry, z ulubioną Oławą na czele. Kochał książki i starą porcelanę, miał sprecyzowane poglądy, rozległą wiedzę i szerokie horyzonty.

Życie towarzyskie ograniczył do wąskiego grona przyjaciół, dla których był rozmówcą gościnnym i inspirującym, czasem prowokującym. Był jednym z ostatnich ze swojego pokolenia i czuł się coraz bardziej osamotniony. Ale pomimo skrytości potrafił znajdować kontakt z ludźmi młodszymi od siebie, jeżeli ich zainteresowania miały choćby trochę wspólnego z jego pasjami. Wiadomo, że wielu osobom pomagał. Kogo ta pomoc dotyczyła i na czym polegała, stanowiło jego tajemnicę.

Lwów był dla niego miejscem ważnym, może najważniejszym. Kiedy miasto znalazło się za kordonem, nigdy tam nie pojechał. W jego cennej bibliotece leopolitana stanowią blisko jedną trzecią. Nie chciał być pochowany we Wrocławiu. Warszawskie Powązki są o tyle bliżej Lwowa...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2004