Solidarność też związek

Strajk nauczycieli stał się dla wielu ludzi spod znaku czarnego wykrzyknika okazją do pryncypialnego walenia w "łamistrajków" z Solidarności. Nie róbcie tego!
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

11.04.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Na jednym z internetowych memów ktoś z historycznego logo Solidarności wygumkował większość liter. Zostawił tylko trzy układające się w (pisany solidarycą) wyraz „dno”. Ktoś inny napisał, że Solidarność powstała jako alternatywa dla podporządkowanej władzom PRL Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ), a teraz sama się tą CRZZ stała. To oczywiście reakcje na podpisanie przez „S” porozumienia z rządem PiS, na mocy którego czołowa polska centrala związkowa (choć akurat w sektorze oświatowym nie taka duża) nie popiera rozpoczętego w poniedziałek strajku nauczycieli. Rządowe propozycje (jako niesatysfakcjonujące) odrzuciły Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) oraz Forum Związków Zawodowych (FZZ) – i one strajkują. Z ich perspektywy droga obrana przez Solidarność jest postawieniem politycznych sympatii ponad jedność świata pracy. W tym wypadku interesu nauczycieli.

Sytuacja jest więc taka: oto z jednej strony rząd PiS oraz sprzyjające mu media malują portret upolitycznionych ZNP i FZZ, które „biorą nasze dzieci na zakładników”, żeby podpalić kraj przed nadchodzącymi wyborami. Kupienie tego argumentu prowadzi do prostego wniosku: ZNP i Forum nie są prawdziwymi związkami zawodowymi. To polityczni przebierańcy działający w interesie Koalicji Europejskiej.

Każdy, kto wie, jaka była dynamika poprzedzająca oświatowy strajk, wie, że to oskarżenie krzywdzące i niesprawiedliwe. Niestety trzeba jednak zauważyć, że po drugiej stronie (tej opatrzonej czarnym wykrzyknikiem na pomarańczowym tle) odpowiedzią jest myślenie w zasadzie bliźniacze. Słyszymy: maski opadły. Solidarność to nic innego jak związkowa przybudówka PiS-u. Synonim upolitycznienia. Dno.

To cofa nas wszystkich o dobrych 15 lat. Do czasów, gdy hasła „upolityczniony związek” używano jak maczugi. Na zasadzie: związek działa? Źle, bo szkodzi i nie rozumie uwarunkowań nowych czasów. Związek milczy? Też źle, bo zdradza, przymyka oko, faworyzuje. Pamiętajmy, że tamto myślenie zaprowadziło nas do takiej wersji kapitalizmu i demokracji, z której wymontowano fundamentalny bezpiecznik, jakim powinien być zorganizowany świat pracy. Do sytuacji, w której uzwiązkowienie sięga 10 proc. pracujących, a w 85 proc. przedsiębiorstw nie ma żadnej organizacji pracowniczej. Do liberalnego raju pracodawców.

Nie od dziś uważam zarzut „upolitycznionego związku zawodowego” za najbardziej niesprawiedliwy i niebezpieczny argument w polskiej debacie publicznej. Jest on niebezpieczny dlatego, że prostą drogą prowadzi do uczynienia związków niepotrzebnymi. Bo w Polsce związki muszą być polityczne. Tak mamy skonstruowany system gospodarczy. Nie jesteśmy Niemcami, gdzie dialog na linii pracodawcy–pracownicy działa od dekad jak dobrze naoliwiona maszynka i istnieją procedury, zgodnie z którymi co roku o tej samej porze według stałego scenariusza przedstawiciele świata pracy i kapitału siadają ze sobą do stołu i przez wiele miesięcy negocjują wzrost płac w gospodarce dopasowany do jej aktualnej sytuacji. Branża za branżą i region za regionem. W efekcie do załatwienia na poziomie zakładu pozostaje już niewiele. Strajk bywa tu często po prostu niepotrzebny (choć i tak czasem się odbywa).


Czytaj także: Rafał Woś: Zimno i do wiosny daleko


W Polsce to tak nie działa. Zwłaszcza w sektorze prywatnym panuje wolna amerykanka, a i w publicznym wiele mechanizmów demokracji pracowniczej mocno szwankuje (pisałem o tym kilka miesięcy temu).

W efekcie dla dużej centrali związku zawodowego w III RP trzymanie się z dala od polityki nie jest żadną opcją. Dlaczego? Bo w polskiej praktyce tak świetnie brzmiąca apolityczność równa się nieskuteczność. A związek przecież skuteczny być musi. Tego oczekują ludzie płacący członkowskie składki i angażujący się w zawsze ryzykowne spory z pracodawcą. Nieskuteczny związek to związek, którego za parę lat po prostu nie będzie.

Duże centrale związkowe wiedzą o tym doskonale. I dlatego tradycyjnie wspierają swoich. Sprzyjają temu powiązania osobiste działaczy oraz polityków. A także (co tu kryć) poglądy wielu członków. W polskich warunkach OPZZ tradycyjnie grało więc na SLD, a dziś – w obliczu przedłużającej się pustki na lewicy – obstawia pragmatycznie raczej Koalicję Europejską. Tak samo sieciuje Solidarność na tzw. prawicy, konsekwentnie stawiając na PiS. Choć trzeba przyznać, że dużo ostrożniej niż w czasach Mariana Krzaklewskiego i AWS.

Można się na to zżymać. Można też nakłaniać związki, by się w taktycznych sojuszach nie pozbawiały podmiotowości. Trzeba też jednak dostrzec, że bliskie związki z PiS się Solidarności w ostatnich latach opłaciły. I nie tylko Solidaności. Pierwszy z brzegu przykład to zakaz handlu w niedziele. Szef handlowej „S” Alfred Bujara chodził z tym pomysłem od dobrej dekady, a w 2018 r. został on zrealizowany. Kilka dni temu Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii opublikowało raport, z którego wynika, że wolne niedziele zostaną. Resort powtórzył argument wynikający z analiz Solidarności, że zakaz handlu w niedzielę przełożył się na poprawę jakości życia polskich pracowników (a zwłaszcza pracownic). Sprawa wcale nie była taka oczywista. Od dłuższego czasu trwała ostra lobbistyczna wojna. Opinia publiczna była stale bombardowana argumentami sieci handlowych o „rzezi małych sklepów” albo o tym, że zakaz handlu to deptanie podstawowej wolności Polaka-konsumenta.


Czytaj także: Rafał Woś: Wolne niedziele na razie zostaną


Ktoś może oczywiście powiedzieć, że tu nie chodzi o zakaz handlu, tylko o nauczycieli. I że w tym wypadku oświatowa „S” zachowała się podle, strajku nie popierając. Mają rację. Ja jednak namawiam wszystkich, którzy strajk nauczycieli traktują poważnie (a nie tylko jako użyteczny instrument w walce ze złym PiS-em), by spojrzeli szerzej. Apeluję, by ugryźli się w język, zanim powtórzą, że Solidarność się skończyła. Albo że nie reprezentuje już świata pracy.

Nie chodzi tylko o to, że nawet nie popierając strajku nauczycieli, „S” pozostaje czołowym polskim związkiem zawodowym walczącym każdego dnia o prawa pracownicze na niezliczonych polach. I że kiedy ludzie, którzy tematem pracowniczym zainteresowali się dopiero teraz, zaczynają łajać Solidarność za brak solidarności, robi się niesmacznie. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że kolportowanie tezy o upolitycznionych związkach koniec końców zawsze odbije się na interesach świata pracy.

Gdybym mógł więc doradzić coś strajkującym nauczycielom, powiedziałbym tak: gracie takimi kartami, jakie są na stole. Nie traktujcie „S” jak wroga. Zwłaszcza że (z tego, co słychać) wielu członków „S” decyzji swojej centrali się nie podporządkowało. Sprawa jest rozwojowa, bo szereg regionów domaga się wręcz odwołania szefa sekcji oświaty „S” Ryszarda Proksy.

Bądźcie pragmatyczni. Bliskość „S” i PiS-u może się jeszcze okazać niezwykle użyteczna. Stanie się to w momencie, gdy trzeba będzie zakończyć fazę heroiczną strajku i przejść do negocjowania konkretów porozumienia. A potem do jego implementacji. A przecież o to w tym strajku chodzi. Idzie o poprawę waszego pracowniczego położenia, a nie o dowalenie złemu PiS-owi.

POLECAMY: "Woś się jeży" - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "TP"

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej