Smutek jest fotogeniczny

Twórczość i biografia Julii Pirotte jest ofiarą przemilczeń. Otwarta w Warszawie wystawa „Powtórzenia” powinna to zmienić.

19.10.2020

Czyta się kilka minut

Kobieta z dziećmi. Marsylia, 1941–1943 / JULIA PIROTTE / ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY IM. EMANUELA RINGELBLUMA
Kobieta z dziećmi. Marsylia, 1941–1943 / JULIA PIROTTE / ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY IM. EMANUELA RINGELBLUMA

To był hojny podarunek. Julia Pirotte (1908–2000) otrzymała swój pierwszy aparat w prezencie od zamożnej paryżanki Suzanne Spaak, żony pisarza Claude’a Spaaka. Historia zapamiętała Suzanne nie tylko za sprawą portretu wykonanego przez René Magritte’a. Długo po śmierci (aresztowana w 1943 r., została zamordowana 12 sierpnia 1944 r.) otrzymała odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za pomoc 163 żydowskim dzieciom skierowanym do obozów zagłady. Aparatu, który podarowała Julii, ponoć nie używała.

Była to leica III wyprodukowana w pierwszych dniach II wojny światowej w Niemczech – ostatni model, za który odpowiadał inżynier i twórca słynnej firmy Oskar Barnack. Uzupełniony obiektywem elmar stanowił idealne narzędzie dla początkującej fotografki, która podczas pobytu w Belgii – w ramach działalności Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom – zapisała się na kurs fotografii i dziennikarstwa. Od tego podarunku miała rozpocząć się jej kariera.

Dzieci

Bawiące się w kałuży nad przystanią, gryzące się po nogach, śpiące w ramionach matki, ssące jej pierś, śpiące na bruku pod plakatem filmu „Tarzan znajduje syna” (1939), czekające przed sklepem. Patrzące w obiektyw litościwie, z zaciekawieniem lub podejrzliwie. To one pojawiają się najczęściej w archiwum fotograficznym Pirotte. Wszystkie są dziećmi czasów wojny, głodnymi i brudnymi, w łachmanach, w rozlatujących się butach, z bliznami.

Jeżeli można szukać gdzieś wyjaśnienia szczególnej obecności dzieci w archiwum Pirotte, to z pewnością w jej biografii naznaczonej utratą.

Straciła matkę w wieku sześciu lat. Mając 23 lata wyjechała do Francji, w poszukiwaniu siostry Mindli, która później została aresztowana w trakcie akcji deportacyjnej „Noc i mgła” i ścięta w Breslau przez Gestapo. Ojciec i macocha zginęli w getcie warszawskim, brat umarł na tyfus w głębi Związku Radzieckiego.

Fotografie dzieci – zwłaszcza te wykonane w Marsylii – wydają się odzwierciedlać również jej własne dzieciństwo. Spędzone w biedzie, w Końskowoli, małym żydowskim mieście nieopodal Puław, podporządkowane pracy fizycznej, z nielicznymi chwilami szczęścia. W jednym z wywiadów przyznała: „Czerpię niezwykłą przyjemność z fotografowania ludzi, w szczególności – tych małych. W moich pracach jest wiele smutku, ale przecież smutek jest o tyle bardziej fotogeniczny od radości. Jednak smutek sam w sobie nigdy nie przygnębia”.

Kreatorki

Podczas wojny Pirotte pracowała jako fotoreporterka dla „Le Dimanche ­Illustré”, dodatku francuskiego tygodnika ­„L’Excelsior”, w tym czasie wykonała m.in. słynne portrety Édith Piaf i cykl zdjęć marsylskich.

Jedno z nich pochodzi z 1942 r., z dzielnicy Bompard. Do tamtejszego obozu zostały przeniesione żydowskie kobiety z dziećmi; mężczyźni trafili do nieodległego Camps des Milles. Musiał być piękny i spokojny dzień, kobiety rozmawiały i śmiały się, wyplatały torebki. Małe dziecko, jeszcze niewprawne w ­chodzeniu, bawiło się wikliną lub włóczką. Po wywołaniu zdjęcia, na odwrocie, Pirotte zapisała długopisem: „przed wysłaniem do Aushwięcimia”.

To zdjęcie modelowe dla całej jej twórczości, łączy w sposób niewymuszony wielką historię z codziennością, piękno chwili z przeczuciem katastrofy. I jeszcze jedno – ukazuje istotną rolę podpisów, którymi Julia Pirotte oznaczała swoje zdjęcia, troszcząc się o ich właściwe odczytanie.

Marta Przybyło, kuratorka warszawskiej wystawy, opowiada: – Kiedy po raz pierwszy przeglądałam archiwum Pirotte, najbardziej uderzyło mnie upor­czywe podpisywanie zdjęć, zwłaszcza tych, na których widoczna jest jej siostra. Pirotte pisze na tych portretach nie tylko, że jest to Maria Mindla Diament, ale i działaczka francuskiego ruchu oporu, która została zgilotynowana w 1944 r. To bardzo poruszające: myślenie o przyszłości archiwum, żeby nawet w wypadku rozproszenia cyklu każde zdjęcie z osobna przypominało o historii jej siostry.

Maria Mindla Diament była piękną kobietą. Portrety wykonane przez Julię Pirotte to potwierdzają. „Patrzy z nich smukła, skupiona dziewczyna o pociągłej twarzy, sarnich oczach i subtelnych rysach. W sytuacjach prywatnych – lekko rozbawiona, rozmarzona, ubrana w modne bluzki z marszczeniami przy rękawach, letnie sukienki ściągane w talii albo szeroki męski płaszcz. Rozmarzona, ale i pełna energii, głodna zmiany i życia” – piszą Julia i Lidia Pańków w książce „Kreatorki. Kobiety, które zmieniły polski styl życia”.

Również na poetce Annie Kamieńskiej wielkie wrażenie wywrze los Mindli. Poświęci jej wiersz napisany w 35. rocznicę jej tragicznej śmierci, zakończony słowami: „Niepotrzebny jej nasz czas / czas się kończy głowa opada / lęk nad światem noc i mgła / ona idzie drobna wątła / ­Cou­rage”.

Na jednej z fotografii wykonanych przez Julię Maria leży z zamkniętymi oczami, dłońmi pod głową, w ciepłej plamie słońca. Zdjęcie, wykonane prawdopodobnie we Francji, emanuje spokojem. Niezwykłym w zestawieniu z losem, jaki miał ją spotkać. O jej śmierci Julia dowie się dopiero po wojnie.

Pogrom

Po wojnie i powrocie z Francji do Polski Julia Pirotte zaczęła współpracę z „Żołnierzem Polskim” i „Trybuną Wolności”. To wtedy wykonała zdjęcia z pogromu kieleckiego w 1946 r. W Polsce jest dzisiaj najbardziej znana właśnie za sprawą fotografii „antyżydowskiej agresji”; choć dla niej samej paradoksalnie temat ten stanowił tabu.

Piotr Paziński, którego Pirotte była sąsiadką i przyszywaną ciotką, twierdzi: – Prawie do końca życia nie pozwalała podpisywać swoich zdjęć z pogromu kieleckiego. Było tak, że Pirotte jeździła po Kielecczyźnie fotografując na potrzeby Centralnej Agencji Fotograficznej, może też na potrzeby „Trybuny Wolności”, jak Polska się odbudowuje, chłopi zbierają zboże. Wtedy dostała informację, że coś się dzieje w Kielcach. Zdjęcia ofiar, pogrzebów, zabandażowanych ludzi, lazaretu zostały wykonane przez nią. To był dla niej temat tabu, powodował autentyczny lęk towarzyszący jej, jak pamiętam, przez lata. Tuż przed śmiercią zgodziła się wystąpić w filmie dokumentalnym poświęconym pogromowi kieleckiemu jako świadek. Pirotte była jednak przekonana, i stąd mógł brać się lęk, że to wydarzenie, którym władza ludowa nie chciałaby się chwalić, że widziała zbyt wiele, że sfotografowała za dużo i grozi jej niebezpieczeństwo. Zostawiła sobie nielegalnie kilkanaście odbitek, a trzy filmy leicowskie oddała bezpiece. Może zostały zniszczone, może kiedyś się odnajdą.

Zachowane zdjęcia przedstawiają martwe ciała mężczyzn, rzędy trumien, pochody pogrzebowe, rannych leżących w łóżkach szpitalnych. Są poblakłe, źle skadrowane, emanujące przerażeniem, które musiała odczuwać nie tyle jako fotografka i świadek, ale i urodzona w sztetlu Żydówka. Zachowana część fotografii udostępniona jest dzisiaj m.in. w internetowym archiwum Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem.

W sierpniu 1948 r. Julia Pirotte znalazła się na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu, który otworzył przemówieniem Jarosław Iwaszkiewicz: „Szara ręka czasu, zrywając kartki kalendarza, sięga po kartkę dzisiejszego dnia inaczej niż zwykle. Ta kartka oznaczona jest cyfrą czerwoną, gdyż dzień to znamienny i radosny. Wśród wielu dni (...) on jeden jest oddany wielkim sprawom. Ze wszystkich bowiem stron świata przybyliście tutaj (...), aby spotkaniem swoim oznaczyć, czego chcecie dla świata i ludzkości”. W trakcie trzech dni kongresu Pirotte wykonała zdjęcia Pabla Picassa, fizykochemiczki Irène Joliot-Curie, pisarza Martina Andersena Nexø czy Hewletta Johnsona. Ten ostatni, zwany „czerwonym dziekanem Canterbury”, uchwycony został w trakcie płomiennej przemowy, z szeroko rozpostartymi ramionami.

Pirotte nie znalazła się na kongresie tylko dla fotografii. Julia i Lidia Pańków w „Kreatorkach” opisują szeroko zaplecze ideologiczne Julii Pirotte i jej rodzeństwa, zastanawiając się nad powodami wstąpienia do Komunistycznej Partii Polskiej (zamiast do Bundu – Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego), nad zagrożeniami, „które stwarza ich aktywność”, potem zaś – już po wojnie – nad propagandowymi zleceniami wykonywanymi niby to „z pogardą i po macoszemu”. A wykonała ich wiele, np. do książek o tak znamiennych tytułach jak „Życiorys wykuty kilofem” (1947), „Polskie masy pracujące w walce o pokój” (1950), „Woła was węgiel” (1951) czy „Wzorem radzieckich budowniczych” (1953).

W propagandowej publikacji „Nasze przedszkole” Franciszki Kwiatek (1952), obok dialogów przedszkolaków o prezydencie Bierucie, który „musi dużo pracować”, czy o tworzeniu Kącika Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, znalazły się wykonane przez Pirotte fotografie przedstawiające spotkanie z żołnierzem, wiązanie butów czy dentystkę leczącą dzieciom zęby. Wszystkie zdjęcia dowodzą wyczucia energii sytuacji w scenach zbiorowych, jak i wrażliwości na drobne gesty – niczym nie odbiegają one od poziomu prezentowanych na wystawach na całym świecie zdjęć cywilów w Marsylii. Fotografia przedstawiająca dzieci bawiące się z wychowawczynią w Polsce Ludowej jest niejako kopią fotografii dzieci tańczących w Bompard.

Sytuacja polityczna nie tylko poskutkowała w 1935 r. fikcyjnym ślubem Julii z lewicowym działaczem Jeanem ­Pirotte’em (porzuciła wtedy imię i nazwisko Gina Diament oraz przyjęła belgijskie obywatelstwo). Mogła się też przyczynić do powojennego, ponad 30-letniego okresu milczenia Julii Pirotte: kiedy jej fotografie zaczęto wystawiać, komentować i nagradzać we Francji, Belgii i Stanach Zjednoczonych, Związek Polskich Artystów Fotografików konsekwentnie odmawiał jej przyznania członkostwa.

– Skąd to milczenie? Nie umiem powiedzieć – kontynuuje Piotr Paziński. – Może wchodziły w grę konflikty z samym środowiskiem fotografów? Musiała być osobą pryncypialną, konfliktową. Na pewno nie miała łatwego charakteru. Możliwe, że złożyła się na to jej przeszłość komunistyczna z lat 40. i 50., kiedy jako fotoreporterka dość gorliwie utrwalała władzę ludową. To można zresztą powiedzieć o wielu innych fotografach czy w ogóle twórcach. A może nie zauważono rangi jej zdjęć?

Niewiele pisze się o jej późniejszych, poetyckich, wyciszonych zdjęciach z Bułgarii czy Izraela. Jak np. to idealnie wykadrowane, a przedstawiające cień kobiety z dzieckiem na tle zachodzącego słońca nad Jeziorem Galilejskim z 1957 r. Albo zdjęcie z 1983 r. będące portretem młodej kobiety, które na odwrocie nosi frapujący, zapisany długopisem komentarz: „typy żydów”. Czy miał to być początek cyklu portretów? Nie wiadomo.

W 2016 r. ukazała się powieść „Czarne liście” Mai Wolny, której jedną z głównych bohaterek jest właśnie Julia Pirotte. Książka rozpoczyna się sceną otrzymania pakunku od Suzanne (w domyśle Spaak): wewnątrz, pod liliową bibułą, znajduje się „najlepszy małoobrazkowy aparat fotograficzny, jaki można było dostać w Europie”. Dlaczego biedna Żydówka, młoda komunistka, przyjęła prezent od należącej do ówczesnej elity, urodzonej w rodzinie belgijskich bankierów paryżanki? W jakiej sprawie miała walczyć Pirotte? Czy nie dla siebie, nie dla przetrwania? ©

Wystawa Powtórzenia. Fotografie i archiwum Julii Pirotte,
Społeczne Centrum Fotografii w Warszawie, kuratorka Marta Przybyło.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, tłumacz, antropolog. Wydał tomy wierszy na koniec idą (2017, nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia) oraz LUXUS (2019). Za książkę prozatorską Niż (2020) otrzymał Nagrodę Krakowa Miasta Literatury UNESCO, był nominowany do… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2020