Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O skandalu mówią również nasi prawicowi politycy, ostrze zarzutów kierując jednak pod adresem premiera Tuska. Okazuje się, że zamiast czekać na wyniki śledztwa strony rosyjskiej (Polska, jak rozumiem, prowadzi osobne), żeby potem, wyposażony w argumenty, ocenić jego merytoryczną zawartość, powinien był jeszcze w kwietniu huknąć pięścią w stół, oskarżyć swoich partnerów z Moskwy o sowiecką mentalność i... No właśnie, i co?
Przez minione pół roku, dzięki nielicznym informacjom oficjalnym, niedyskrecji Edmunda Klicha i dociekliwości dziennikarzy byliśmy w stanie wyrobić sobie zdanie na temat przyczyn tragedii. Wiemy, że było ich co najmniej kilkanaście, zarówno po stronie polskiej (zaczynając od kiepskiego szkolenia pilotów i lekceważenia procedur w ich jednostce), jak i rosyjskiej (kończąc na niezamknięciu lotniska i błędach wieży podczas naprowadzania samolotu). Rzeczywiście, nietrudno było się domyślić, że Rosjanie spróbują uchylić się od odpowiedzialności, ale naiwnością z kolei byłoby sądzić, że powstrzyma ich przed tym przyjęty od samego początku ton konfrontacji. Polityka polega często na robieniu dobrej miny do złej gry. Trzeba mieć twarde dowody, by zarzucić partnerom złą wolę lub nierzetelność. Dziś, kiedy uwagi Warszawy do raportu MAK znajdują się już w Moskwie, rozpoczyna się decydujący sprawdzian profesjonalizmu polskich specjalistów i politycznej woli Rosjan.