Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O Rahmanie wiadomo niewiele. Ma 40 lub 41 lat. Jakiś czas mieszkał w Europie, tu chyba odszedł od islamu i przyjął chrześcijaństwo. Wrócił do Afganistanu. Teraz siedzi w areszcie śledczym w Kabulu. Doniesienie o popełnieniu przestępstwa miał złożyć jego ojciec: o to, że syn został chrześcijaninem i próbował nakłonić do tego innych członków rodziny. Wiadomo też, że afgańskie prawodawstwo - oparte na przyjętej dwa lata temu konstytucji - jest mieszanką prawa świeckiego i religijnego. Można uznać to za postęp, bo kilka lat temu, za rządów talibów, obowiązywało prawo religijne. Ale próba połączenia prawa świeckiego z religijnym (cena za pozyskanie przychylności części społeczeństwa) doprowadziła do sprzeczności: jeden z artykułów konstytucji przywołuje Powszechną Deklarację Praw Człowieka, inny mówi, że w Islamskiej Republice Afganistanu żadna ustawa nie może być sprzeczna z islamem. Tymczasem wedle przepisów religijnych za odejście od islamu grozi śmierć, jeśli konwertyta nie zmieni swej decyzji. A Rahman zrezygnować z chrześcijaństwa nie chce.
Bez wsparcia Zachodu Afganistan popadłby w chaos i kolejną wojnę domową. Afgański chrześcijanin zapewne nie umrze - prezydent Karzaj obiecał to zachodnim politykom i Watykanowi. Kabulski sąd sygnalizuje, że może uznać Rahmana za chorego psychicznie, a islamskie prawo religijne nakazuje oszczędzić konwertytę, jeśli nie wiedział, co czyni. Sprawę Rahmana to zamknie, sprzeczności pozostaną.