Śmierć wicedyktatora

Umarł Czesław Kiszczak. Tym razem, jak zapewniają przedstawiciele odchodzącego rządu, nie będzie wojskowej asysty i państwowych honorów.

07.11.2015

Czyta się kilka minut

Czesław Kiszczak. Fot: ANDRZEJ STAWINSKI/REPORTER/EASTNEWS /
Czesław Kiszczak. Fot: ANDRZEJ STAWINSKI/REPORTER/EASTNEWS /

Inaczej niż półtora roku temu – gdy państwo polskie żegnało uroczyście Wojciecha Jaruzelskiego, ostatniego dyktatora PRL (i niestety także pierwszego prezydenta RP, choć nie przez naród wybranego) – zmarły w minionym tygodniu Czesław Kiszczak, w ostatniej dekadzie PRL faktyczny zastępca Jaruzelskiego, podobno nie spocznie też na Wojskowych Powązkach.

To niewątpliwie niekonsekwencja: przecież Jaruzelski i Kiszczak tworzyli uzupełniający się tandem, a odpowiedzialność za PRL tego pierwszego, jako przełożonego, była większa niż odpowiedzialność zastępcy. Nawet jeśli to zastępca został koniec końców w 2012 r. skazany (prawomocnie, choć symbolicznie: w zawieszeniu) za „członkostwo w związku przestępczym o charakterze zbrojnym”, tj. za stan wojenny, a jego szef uniknął nawet tego, jako niezdolny już do procesu. Jest to więc niekonsekwencja – inna sprawa, że tym razem szczęśliwa. Choć jakoś symboliczna – dla kłopotów i ambiwalencji, które wolna Polska ma ze spuścizną po PRL.

Demontaż wbrew woli

Po śmierci Kiszczaka „Gazeta Wyborcza” napisała, że był on „komunistą, który likwidował komunizm”. To teza, delikatnie mówiąc, ahistoryczna i zawierająca tyleż prawdy co stwierdzenie, że komunizm i sowieckie imperium zdemontował Michaił Gorbaczow.

Zwolennicy obu poglądów (ten drugi ma nadal sporo sympatyków na Zachodzie i w Rosji – choć tu i tam z innych powodów) przekonują niejako, że „koniec wieńczy dzieło”: że efekt końcowy miałby być zarazem intencją – Gorbaczowa, Jaruzelskiego, Kiszczaka itd.

A przecież tak nie było – i nie jest to interpretacja, lecz fakt. Dziś, gdy dostępne są różne archiwa (one są wszak „pamięcią instytucji”) wiemy, że wtedy, ponad ćwierć wieku temu, intencją ludzi rządzących na Kremlu czy w Warszawie nie było zniszczenie systemu i własnych w nim pozycji, lecz jego ocalenie (systemu i siebie) – poprzez daleko idące reformy. Ani Gorbaczow – ostatni (jak to dziś wiemy) przywódca Związku Sowieckiego i bloku wschodniego – nie chciał wtedy likwidować imperium, ani Jaruzelski i Kiszczak nie chcieli oddawać władzy, gdy jesienią 1988 r. podjęli rozmowy z opozycją (czy, precyzyjniej: z częścią opozycji), przygotowujące Okrągły Stół. Chcieli się podzielić – i to raczej odpowiedzialnością za gospodarcze załamanie, a nie władzą. Plan był taki, że chcieli utrzymać pozycję rozgrywającego. Członek Biura Politycznego KC PZPR Janusz Reykowski mówił otwarcie: „PZPR nie jest partią w tradycyjnym sensie tego słowa (...) partią, która ma stawać do wyborów i przekazywać władzę zależnie od wyników”.

Ten plan się załamał za sprawą dwóch okoliczności, które wyzwoliły nową dynamikę w Polsce i w Europie Środkowej – najpierw wyniku polskich wyborów (częściowo wolnych) z czerwca 1989 r., który zaskoczył zarówno władze, jak też opozycję, a potem za sprawą upadku muru berlińskiego. „Gdyby w listopadzie 1989 r. nie runął mur berliński, w krajach Europy Środkowej nastąpiłoby wyhamowanie reform. Polska pozostałaby w zawieszeniu między Moskwą a Zachodem, z prezydentem Jaruzelskim i wicepremierem Kiszczakiem” – mówił kilka lat temu w rozmowie z „Tygodnikiem” historyk prof. Andrzej Paczkowski.

Stało się na szczęście inaczej. Ale to nie było zasługą ani Jaruzelskiego, ani Kiszczaka.

Człowiek Moskwy

Kim był Czesław Kiszczak, to przypomniał lapidarnie Łukasz Kamiński. Prezes IPN pisze, że na postać Kiszczaka patrzy się zwykle jako na współtwórcę stanu wojennego i najbliższego współpracownika Jaruzelskiego. Tymczasem „nie powinniśmy zapominać, że swoją służbę komunistycznemu totalitaryzmowi rozpoczął już w 1945 r. w kierowanej bezpośrednio przez sowieckich oficerów okrutnej Informacji Wojskowej. Zajmował się zarówno rozpracowywaniem żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jak i prowadzeniem śledztw przeciwko osobom podejrzanym o takie »przestępstwa« jak próba ucieczki do wolnego świata”. Kamiński przypomina, że to dzięki tej wiernej służbie zaszedł on na szczyty hierarchii: jako szef wywiadu wojskowego i szef MSW. „Kiszczak ponosi  odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie aparatu represji z lat 80. – za  śmierć górników z »Wujka«, zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki i Grzegorza Przemyka, za dziesiątki innych ofiar, za cierpienie tysięcy represjonowanych i ich rodzin. I to właśnie o nich powinniśmy przede wszystkim dziś pamiętać”.

Cóż dodać? Chyba to, że w tej biografii nadal są znaki zapytania. Np. jak wyjaśnić zagadkę jego oszałamiającej kariery zaraz po 1945 r.? Oto 19-letni chłopak wraca z Wiednia (dokąd wywieźli go Niemcy na roboty) i wstępuje do „aparatu”, by już w 1947 r. trafić jako oficer wywiadu PRL do Londynu, tj. najważniejszego wtedy miejsca za granicą... Nieżyjący już Krzysztof Kozłowski miał tu swoją teorię: twierdził w rozmowach prywatnych, że właśnie w Wiedniu młody Kiszczak, mający kontakty z austriackimi komunistami, musiał zostać zwerbowany przez służby sowieckie. Kozłowski sądził, że tylko tak można wyjaśnić fakt, iż człowieka tak młodego i bez doświadczenia wysłano do Londynu w roli „nadzorcy” attaché wojskowego, przedwojennego generała Kuropieski, który w stolicy polskiej emigracji miał być „lepszą twarzą” PRL. Kiszczak, choć młodziutki, miał być „człowiekiem Rosjan” – absolutnie pewnym i zależnym.

To, oczywiście, tylko hipoteza. Czy kiedyś uda się ją zweryfikować?

W każdym razie jest to zdumiewające: choć w całej historii PRL Kiszczak odgrywał rolę tak istotną (albo/i tak znamienną), dotąd nie powstała ani jedna jego biografia. Były tylko wywiady, w których – podobnie jak inni PRL-owscy prominenci, byli politycy i byli funkcjonariusze jego tajnych służb – kreował on „narrację”: opowiadał nie o tym, jak było, ale jak chciał, by to zostało zapamiętane.

Najwyższy więc czas, by w końcu powstała taka biografia – będąca też, siłą rzeczy, opowieścią o PRL: jej powstaniu, trwaniu i upadku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015