Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na pozór, bo ten błąd jest szansą Palestyńczyków. W Autonomii powstała (jak w Iraku) sytuacja nowa w świecie arabskim: naród sam musi wyłonić swe władze. W ostatnich latach Arafat jako “Rais" (“Wódz" - jak dwuznacznie go określano) Autonomii - naraz prezydent, szef OWP i lider Fatah (największej partii) - był nie tylko przeszkodą w rokowaniach z Izraelem, ale blokował szansę Palestyńczyków, by kształtowali swe państwo i stawali się społeczeństwem (jego zalążkami są, np., rozpolitykowane media i opinia publiczna). Palestyńczycy to naród młody, powstał w ostatnich 30 latach, i Arafat był dla niego ikoną identyfikacji narodowej w sytuacji, gdy nie mają jasnych granic i okrzepłych instytucji. Najbliższe miesiące - wybory muszą się odbyć w Autonomii w ciągu 60 dni - będą testem, na ile potrafię o sobie decydować. I na ile organizacje terrorystyczne mogą włączyć się w proces polityczny (że chcą, nie ma wątpliwości: Hamas prze do udziału we władzy).
Początki są obiecujące: wbrew obawom, że śmierć Arafata wywoła chaos, w Palestynie jest na razie spokojnie, a ludzie, którzy objęli władzę, ślą sygnały gotowości do rozmów z Izraelem. Kilka tygodni temu Mahmud Abbas - były premier (jego rząd upadł, gdy Arafat nie chciał oddać mu kontroli nad policją), a od paru dni nowy szef OWP, mający też największe szanse zostania prezydentem - stwierdził w mediach, że trwająca od 2000 r. intifada była błędem i nie przybliżyła celów politycznych. Przeciwnie, zaszkodziła Palestyńczykom (także w oczach świata - m.in. pozbawiła ich poparcia USA), a w Izraelu z premiera Szarona uczyniła jednego z najpopularniejszych polityków. Ta trafna analiza była także krytyką Arafata, który sądził, że intifada zmusi Izrael do ustępstw.
Wiele zależy również od tego, co zrobią (albo nie) Stany Zjednoczone. Dla Arabów probierzem wiarygodności Waszyngtonu jest sposób, w jaki traktuje on spór izraelsko-palestyński. Z amerykańskich prezydentów George W. Bush najsilniej wspierał Izrael (m.in. licząc na głosy Amerykanów żydowskiego pochodzenia). Teraz, po reelekcji i śmierci Arafata, ma większe pole manewru. Może śmiało rozluźnić amerykańsko-izraelskie zwarte szyki.