Śmiech w domach z betonu

Czeskie kino znowu w natarciu. I choć krytyka znad Wełtawy nieustannie zarzuca rodzimym produkcjom infantylność i uciekanie od realnych problemów czeskiej rzeczywistości (stawiając za wzór chociażby "zaangażowane kino polskie), my możemy pozazdrościć naszym sąsiadom wrodzonej lekkości, z jaką opisują najdotkliwsze przypadłości nowych czasów: bezrobocie czy... swobodę seksualną.

17.08.2006

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Słoneczne miasto" /
Kadr z filmu "Słoneczne miasto" /

Martin Šulík, pochodzący ze Słowacji piewca prowincji, dał się poznać polskim widzom głównie jako twórca "Ogrodu" czy "Pejzażu", filozofujących przypowiastek osadzonych w sielskim krajobrazie. W "Słonecznym mieście" sceneria nie jest bynajmniej idylliczna: wszak Ostrawa to niegdyś tętniący życiem, a dziś mocno podupadły ośrodek przemysłowy, z największym w kraju odsetkiem bezrobotnych.

Film (czyżby tytułem ironicznie nawiązujący do renesansowej utopii "Miasto słońca" Campanelli?) przedstawia świat zdegradowany i zgrzebny. Zamieszkują go ludzie niepokojąco znajomi: dawni górnicy bez pracy, ich żony próbujące na własną rękę wiązać koniec z końcem, dzieci, które na każdym kroku wstydzić się muszą swojej biedy. Poznajemy w filmie kilka takich rodzin. Wszystkie dotknięte kryzysem, ale każda z nich próbuje uporać się z nim na swój sposób. Nie jest łatwo. Mężczyźni upokorzeni nową podrzędną rolą szukają ucieczki w alkoholu, spalają się w obsesyjnej zazdrości, a w akcie desperacji uciekają się nawet do przemocy domowej. Kobiety próbują nowych wyzwań, choć często oznacza to pracę w stroju podkasanej Walkirii przy promocji w hipermarkecie. Bardziej zaradni próbują rozkręcać skromny biznes, tak jak główni bohaterowie filmu: Karel, Tomás, Vinco i Milan, którzy kupują starą furgonetkę i jeżdżą po okolicy, imając się różnych, zazwyczaj kiepsko prosperujących przedsięwzięć.

Co najważniejsze, film Šulíka nie jest obarczony natrętną tezą. Zbiorowy bohater narzuca epizodyczną formułę filmu, który staje się ciągiem bezinteresownych obserwacji drobin zwykłego życia. Znalazło się tu miejsce również na frywolne perypetie erotyczne i na prawdziwe dramaty rodzinne. I choć ze względu na niefrasobliwy ton opowieści "Słoneczne miasto" bywa porównywane do brytyjskich komedii społecznych z lat 90., jak "Goło i wesoło" Cattaneo czy "Orkiestra" Hermana, nie trudno zauważyć, że prawdziwym mistrzem Šulíka jest w tym przypadku Ken Loach, twórca kina empatii i drobiazgowego realizmu. W czesko-słowackim filmie jest nawet wyraźna aluzja do "Wiatru w oczy" (1993). Jak pamiętamy, bezrobotny bohater filmu Loacha chcąc spełnić marzenie swojej córki o komunijnej sukience, zdecydował się na popełnienie przestępstwa. U Šulíka słomiany wdowiec obarczony półtuzinem córek próbuje ratować się z podobnej opresji, produkując własną, dość awangardową w pomyśle wersję komunijnej kreacji...

W obu filmach liczy się bowiem nie palący społeczny problem, ale ratowanie ludzkiej godności. U Czechów i Słowaków ta walka o godność przybiera często formy groteskowe bądź wzruszająco nieporadne, chcąc nie chcąc - przywołujące ducha Hrabala i jego filmowych naśladowców z lat 60. Ale tym, co ratuje bohaterów Šulíka od całkowitej degradacji, jest przede wszystkim międzyludzka bliskość. W filmie słowackiego reżysera bohaterowie mimo całej swojej niedoli próbują być razem: czy to zajmując się prywatną inicjatywą czy wspólnie biesiadując. Nie wiem, ile w tym pobożnych życzeń, ile odprysków rzeczywistości, niemniej w kontekście polskich filmów o skrajnie wyobcowanych, zbędnych ludziach, różnica rzuca się w oczy.

"Słoneczne miasto", pomimo ciepłego wydźwięku, nie jest więc filmem ślepo optymistycznym. W opisie tego, co zdarzyło się po transformacji ustrojowej z czeską rodziną, z relacjami między płciami, z poczuciem własnej wartości, Šulík bywa bezlitosny. Znamienny jest także apolityczny charakter filmu. Bohaterowie krzątają się po swoich zagraconych wnętrzach sprzed epoki IKEI, całkowicie zaprzątnięci swoim tu i teraz. Dodatkowo wszelki ciężar gatunkowy rozbrojony zostaje przez humor, sarkastyczny, czasem z lekka wisielczy, ale nadający całej historii ludzkiego wymiaru.

Podobny charakter ma wyświetlany u nas niedawno "Seks w Brnie" Vladimíra Morávka, choć tu wzięta została pod lupę przede wszystkim sfera obyczajów. "W domach z betonu - śpiewała ongiś Martyna Jakubowicz - nie ma wolnej miłości" i mogliby te słowa powtórzyć za nią bohaterowie czeskiego przeboju filmowego sprzed trzech lat. Film w oryginale nosi tytuł "Nuda v Brne", co znacznie trafniej oddaje charakter międzyludzkich relacji seksem podszytych.

Mieszkańcy brneńskiego bloku pomimo całego wyedukowania i seksualnej wolności ciężko sobie radzą w łóżkowych zapasach. Każdy mógłby służyć garścią dobrych rad, ale niechaj tylko przyjdzie je wcielać we własne życie. Swoistym medium dla wszystkich domorosłych ekspertów jest w filmie lekko upośledzona para bohaterów, która za chwilę ma przeżyć swój pierwszy raz. Nie trudno się domyślić, że zaznają oni więcej prawdziwych uniesień niż "wyedukowana" część społeczeństwa: pani psychoterapeutka w średnim wieku, przebrzmiały aktor telewizyjny czy młody macho kamuflujący swoim gawędziarstwem gejowskie tęsknoty.

Niewątpliwy urok filmu Morávka, windujący go ponad zwykłą sprośną komedyjkę o życiu seksualnym mieszkańców betonowych osiedli, bierze się z podskórnej goryczy tej opowieści. Ci, którzy zdają się na pierwszy rzut oka wzbudzać naszą litość, okażą się w końcu najbardziej normalni. Cała reszta zaś to malownicza zbieranina różnej maści frustratów, ludzi zablokowanych nie tyle seksualnie, ale raczej w swoich najprostszych emocjach, na poziomie najbardziej podstawowej komunikacji. Łóżko ma im ułatwić dotarcie do drugiego człowieka. Koniec końców okazuje się być polem sromotnie przegranej bitwy.

W filmie "Seks w Brnie" jeszcze silniej daje się odczuć powinowactwo z czeską szkołą filmową lat 60. Film pewnie nie bez kozery jest czarno-biały, zaś gra aktorów, absurdalne poczucie humoru i duchowy klimat filmu przywołują wspomnienie Formana, Menzla czy Chytilovéj. Ile w tym świadomego naśladownictwa, ile naturalnego pokrewieństwa? Niezależnie od odpowiedzi efekt jest zadowalający. Krzywe zwierciadło czeskiej obyczajowości obejmuje zapewne niewielki jej wycinek i nie rości sobie praw do socjologizujących uogólnień. Ale właśnie w tej marginalizacji zdaje się najbardziej prawdziwe.

"SŁONECZNE MIASTO" ("SLUNECNÍ STÁT") - reż.: MARTIN ŠULÍK, scen.: Martin Šulík, Alice Nellis, Marek Leščák, zdj.: Martin Štrba, muz.: Vladimír Godár, wyst.: Oldrich Navrátil, Ivan Martinka, Lubo Kostelný, Igor Bareš, Anna Cónová, Petra Špalková i inni. Prod.: Czechy / Słowacja 2005. Dystryb.: Vivarto. W kinach od 18 sierpnia.

"SEKS W BRNIE" ("NUDA V BRNE") - reż. VLADIMÍR MORÁVEK, scen.: Jan Budař, Vladimír Morávek, zdj.: Divis Marek, muz.: Jan Budař, wyst.: Katerina Holánová, Jan Budař, Miroslav Donutil, Martin Pechlát i inni. Prod.: Czechy 2003. Dystryb.: Vivarto.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2006