Służby w reformach

Największa polska służba specjalna, ABW, zniknie z naszych oczu, a premier pozbędzie się ciężaru odpowiedzialności za jej pracę...

26.11.2012

Czyta się kilka minut

XX Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach, 3 września 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS
XX Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach, 3 września 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / EAST NEWS

...Te zmiany nie przynoszą jednak rozwiązania żadnego z realnych problemów, w tym bezradności państwa wobec rosnącej fali przestępczości gospodarczej.


Los Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przypieczętował szef prokuratury apelacyjnej w Krakowie Artur Wrona. Ironia, bo chciał osiągnąć odwrotny skutek. – Chwała służbom – mówił, uniesiony wspólnym sukcesem po zatrzymaniu szykującego zamach na parlament Brunona K.

– Gdy usłyszałem jego apel o pozostawienie Agencji kompetencji śledczych, wiedziałem, że sprawa została właśnie przegrana – mówi nam jeden z czołowych polityków PO. Tego samego zdania jest urzędnik Kancelarii Premiera: – To przypominało słynne wystąpienie majora Przybyła, który chciał zatrzymać zmiany w Prokuraturze Wojskowej. Czekaliśmy w napięciu, czy prokurator sięgnie po broń!

Obydwaj nasi rozmówcy, od lat znający Donalda Tuska, są przekonani, że oglądając transmisję konferencji premier „się wściekł”. – Szef tak reaguje. Naciskany, robi na przekór – komentują, zastrzegając sobie po kilka razy zachowanie ich nazwisk w ścisłej tajemnicy.

AGENCJA INFORMACYJNA

Mało kto zauważył, że wspólna konferencja prasowa służby specjalnej i prokuratury była pierwszą taką od upadku rządów PiS. I że zadziałała jak katalizator: przyśpieszyła i przesądziła zmiany w służbach, nad którymi – jak się nagle okazało – od kilku miesięcy pracował tandem ministrów: Jacek Cichocki i Tomasz Siemoniak.

– Zbierali pomysły ze służb, dyskutowali. Dopraszali ekspertów, pytając o ich zdanie – mówi jeden z naszych rozmówców. To, że takie prace się toczyły, potwierdza „Tygodnikowi” również członek sejmowych komisji służb specjalnych i spraw wewnętrznych Marek Biernacki. Odmawia jednak rozmowy o szczegółach.

– Teraz jest już jasne, że ABW straci kompetencje do prowadzenia śledztw i że przestanie ją nadzorować bezpośrednio premier. Trafi pod skrzydła ministra spraw wewnętrznych – mówi nasze źródło.

Rozmówcy pracujący w Komendzie Głównej Policji potwierdzają: od konferencji ich szefowie stale jeżdżą do centrali ABW, uzgadniają warunki przejęcia konkretnych śledztw.

Co taka zmiana oznacza w praktyce? Najpierw warto zaznaczyć, że rząd łatwo ją wytłumaczy opinii publicznej. Przecież wielu z nas oglądało już ostatnią z przygód komandora Jamesa Bonda. Trudno nie zwrócić uwagi, że teczki z pieczęcią „Top Secret”, zawierające nowe zadanie, które otrzymuje od swojego szefa, są cienkie. Nikt też agenta 007 nie widział tonącego w stosach akt, które przecież trafiają do polskich sądów. Rzeczywiście: ciężar prowadzenia „procesu”, czyli żmudnego gromadzenia dowodów winy, na Wyspach spada na specjalny oddział Scotland Yardu, czyli tamtejszej policji. W naszych warunkach będą to policjanci z Centralnego Biura Śledczego. To właśnie kryje się za zapowiedzią premiera Tuska, gdy niedawno mówił: „ABW powinna ewoluować w kierunku służby informacyjnej”.

Wiadomo jednak, że sam szef Agencji gen. Krzysztof Bondaryk nie jest zwolennikiem takich zmian. Choć przecież na pierwszy rzut oka powinien z chęcią przystać na odciążenie swoich funkcjonariuszy.

007.PL

– Podejrzewam, że za tą zmianą kryje się coś więcej. Mówiąc wprost: czołowi politycy koalicji boją się, że skrzętnie gromadzone informacje dotyczące ich niezgodnych z prawem działań są właśnie przekuwane w dowody – uważa red. Jarosław Jakimczyk, jeden z najlepszych znawców polskich służb specjalnych.

Na to, że podejrzenie nie jest pozbawione racji, wskazują rozmowy z szefami prokuratur apelacyjnych w całym kraju. Wielu z nich potwierdza, że w ostatnich miesiącach ABW kieruje więcej poważnych zawiadomień o popełnieniu przestępstw przez najwyższych rangą urzędników państwowych.

– Nie jest to kilka kartek papieru, ale na tyle solidnie przygotowany materiał procesowy, że nie daje innej możliwości niż podjęcie decyzji o wszczęciu śledztwa – tłumaczy jeden z wiceszefów prokuratury apelacyjnej, który nadzoruje pion przestępczości zorganizowanej i korupcji.

Jednak trudno nie zauważyć, że samym generałem Bondarykiem nie muszą kierować wyłącznie propaństwowe przesłanki. Dziś to on podejmuje decyzję, która z prowadzonych spraw operacyjnych ma przekształcić się w śledztwo. Bo w tradycję tej służby wpisany jest rozdział na funkcjonariuszy „operacyjnych” i „śledczych”.

– Policyjne Centralne Biuro Śledcze zostało zbudowane na zasadzie, że w parze z policjantem operacyjnym pracuje procesowiec. Chodzi o to, by szafy nie puchły od tajnej wiedzy od agentów, z podsłuchów, ale żeby każda tak zdobyta informacja była użyteczna dla sądu – wyjaśnia jeden z pierwszych szefów „polskiego FBI”.

– Mogę ostatecznie zrozumieć, że w sprawach dotyczących przestępczości gospodarczej i narkotykowej ABW przestanie prowadzić śledztwa. Ale co ze sprawami szpiegowskimi? Nikt nie ma tak dużej instytucjonalnej pamięci jak właśnie Agencja – mówi redaktor Jakimczyk. Dla samej ABW posiadanie kompetencji procesowych w takich śledztwach to niemal sprawa życia i śmierci. Dzięki temu, że to oni przygotowują materiały dla sądu, mogą skutecznie zatrzeć ślady za źródłami, które naprowadziły kontrwywiad na trop szpiega.

– Obrońcy oskarżonych, czytając akta procesu, nie mogą wpaść na to, skąd pochodziły pierwsze informacje o działalności ich klientów – tak w skrócie tłumaczy sens tych działań jeden z doświadczonych oficerów ABW.

Dokładnie tak było z historią Brunona K., który miał przygotowywać zamach na Sejm i Senat. Według oficjalnego komunikatu ABW prokurator otrzymał oficjalne doniesienie o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa dopiero 5 listopada. Tymczasem na konferencji okazało się, że agenci znają jego każdy krok przynajmniej od roku. To oznacza, że w bezpośrednie otoczenie niedoszłego zamachowca wprowadzono oficera działającego „pod przykryciem”. Dokładnie na tych samych zasadach, na których dzisiejszy poseł PiS Tomasz Kaczmarek rozpracowywał Beatę Sawicką, Weronikę Marczuk czy źródła pochodzenia majątku byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Materiały zdobyte w ten sposób musiały być na tyle przekonujące, że całą operację pochwalił poseł PiS Marek Opioła po specjalnym posiedzeniu komisji do spraw służb: – Mieliśmy do czynienia z realnym zagrożeniem – stwierdził po wyjściu z zamkniętego spotkania komisji z szefami ABW.

DZIEWIĘĆ ŻYĆ, DZIEWIĘĆ SŁUŻB

Jednak ABW, choć największa (ok. 5 tys. etatów) i dysponująca 500 mln zł na swoją działalność, jest zaledwie jedną z dziewięciu służb specjalnych funkcjonujących w Polsce. Niewiele wiadomo o efektach pracy tandemu ministrów Cichockiego i Siemoniaka, które dotyczyłyby pozostałych służb. Według nieoficjalnych informacji rozważano włączenie do ABW Służby Kontrwywiadu Wojskowego, a do Agencji Wywiadu – Służby Wywiadu Wojskowego, które powstały z podziału Wojskowych Służb Informacyjnych. Tak przebudowane służby miałyby trafić odpowiednio pod skrzydła ministra spraw wewnętrznych i ministra spraw zagranicznych.

– Osobiście uważam, że ministrowie chcieliby nowych zabawek. Ale wstrzymuje ich świadomość, że żołnierze są na misji w Afganistanie i będą musieli się tłumaczyć z ewentualnych ofiar – uważa jeden z członków sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Co więcej, właśnie takie zmiany zapowiadał wyborczy program PO.

– Ministrowie Cichocki i Sikorski mają wyższą pozycję niż Tomasz Siemoniak i mogą sobie pozwolić na pozostawienie ciężaru odpowiedzialności za życie żołnierzy wyłącznie w jego rękach – uważa poseł działający w komisji ds. służb. Właśnie według niego przesądzone jest również, że wkrótce to szef resortu spraw wewnętrznych, nie sam premier, będzie nadzorował działalność ABW.

– To zdejmuje odpowiedzialność z szefa rządu. Dziś musi się on stale tłumaczyć z tego, o czym go poinformowała lub nie poinformowała ABW. Ma tego dość. W połączeniu z odebraniem uprawnień śledczych oznacza to, że Agencja znika z oczu opinii publicznej. Bo przecież za śledztwa będą się tłumaczyć dobrze postrzegani policjanci z CBŚ – ciągnie swój wywód poseł.

ZŁOTO Z AMBER GOLD

Wprowadzenie takiej zmiany może jednak obrócić się przeciwko politykom. Od pięciu lat policjanci z CBŚ ściśle przestrzegają zasady narzuconej w czasach, gdy ministrem spraw wewnętrznych był Grzegorz Schetyna.

– Każdą informację dotyczącą podejrzanych kontaktów i działań polityków przekazujemy do ABW. Myślę, że po wprowadzeniu zmian będziemy musieli ją sami opracowywać, przekształcając w materiał procesowy – komentuje jeden z szefów „polskiego FBI”.

Wprowadzenie takiej zmiany może jednak wstrzymać poważne śledztwa na dłuższy czas. Jak policjanci np. mają przejąć „w locie” śledztwo dotyczące najsłynniejszej piramidy finansowej, czyli trójmiejskiej Amber Gold? W tym procesie część wiedzy musi zostać zgubiona, pewne wątki porzucone zostaną raz na zawsze.

– Najbardziej przerażeni są prokuratorzy, stąd właśnie gorąca obrona kompetencji śledczych przez prokuratora Wronę. Mają świadomość, że nie będą mogli powierzyć czynności funkcjonariuszom i ograniczyć się wyłącznie do kontrolowania rozwoju śledztw – uważa oficer, który współpracuje z prokuraturą właśnie przy prowadzeniu poważnych spraw dotyczących przestępstw ekonomicznych.

CBA BEZ ZMIAN

Najprawdopodobniej premier nadal będzie bezpośrednio nadzorował działania tylko dwóch służb: Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Agencji Wywiadu. To na lata odsuwa plan utworzenia polskiej Guardii di Finanza, czyli skupienia w jednym organizmie służb zajmujących się przestępczością ekonomiczną.

– Osobiście uważam, że to największa bolączka polskiego aparatu bezpieczeństwa. Tutaj jest jeszcze wiele do zrobienia – komentuje poseł i były minister spraw wewnętrznych Marek Biernacki.

Dziś najważniejszą osobą w zwalczaniu tego rodzaju przestępczości jest wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz, który jest jednocześnie Generalnym Inspektorem Informacji Finansowej i odpowiada za cały pion urzędów skarbowych, urzędów kontroli skarbowej oraz tzw. „wywiadu skarbowego”. Problem w tym, że według oficjalnego dokumentu resortu finansów, który w ubiegłym tygodniu opisał „Puls Biznesu”, afera Amber Gold mogła urosnąć do takiej skali, gdyż poważnych nadużyć i niedociągnięć w swojej pracy dopuściło się 28 urzędników skarbowych.

– Gdyby tylu policjantów zawiodło przy jakiejkolwiek sprawie, wszyscy zgodnie domagaliby się dymisji komendanta głównego. W tym przypadku panuje cisza – dziwi się poseł.

Również sam wywiad skarbowy od lat skutecznie broni swojej wyjątkowej pozycji. A może mu jej zazdrościć nawet ABW. Skarbowcy mogą podsłuchiwać, obserwować, a dodatkowo mają niemal on-line dostęp do informacji majątkowych o wszystkich Polakach. Mimo to znajdują się poza kontrolą parlamentu: podobnie jak pozostałe komórki ministerstwa finansów, znajdują się w obszarze zainteresowań komisji finansów publicznych. W praktyce oznacza to, że nie są kontrolowani w żaden sposób. Ta komisja nawet raz nie zebrała się w pomieszczeniach zapewniających możliwość wysłuchania tajnych informacji. Dzieje się tak, mimo składanych od lat przez kolejne ekipy rządowe deklaracji, że już wkrótce nadzór nad wywiadem skarbowym obejmie właśnie komisja do spraw służb specjalnych.

KOORDYNATOR SZCZEGÓLNY

Oddanie przez premiera nadzoru nad bieżącą działalnością ABW ministrowi spraw wewnętrznych wzmocni pozycję tego ostatniego. Dziś Jacek Cichocki jest faktycznym koordynatorem wszystkich służb na podstawie aktu prawnego, o którego wyjątkowości świadczy sam tytuł rozporządzenia: „w sprawie szczegółowego zakresu działania Jacka Cichockiego – ministra spraw wewnętrznych – w zakresie koordynacji służb specjalnych”. Ostatni szef Wojskowych Służb Informacyjnych, komentując tę informację dla „Dziennika Gazety Prawnej”, nie krył zdziwienia: – Użycie nazwiska jest wyraźnym sygnałem dla świata zewnętrznego o mocnej pozycji, najwyższym zaufaniu, jakim premier darzy właśnie ministra Cichockiego. Bo w rzeczywistości jest to jedyny akt prawny w całym systemie prawa, przypisany wyłącznie do jednej osoby, czyli właśnie Jacka Cichockiego. Na mocy jego zapisów może on żądać wręcz każdej informacji od służb.

– Sytuacja nie jest komfortowa, bo jednocześnie nasze ustawy mówią, komu i jakie informacje możemy przekazywać. I nie ma w nich mowy o Jacku Cichockim – komentuje jeden z wiceszefów polskich służb specjalnych.

Takich uprawnień nie ma również sejmowa komisja – w gruncie rzeczy może ona wezwać wyłącznie szefów i brać za dobrą monetę to, co posłom chcą powiedzieć. Nie mogą oni jednak wezwać np. niższych rangą funkcjonariuszy i zadawać im pytań bezpośrednio. – Uważam, że przekazanie speckomisji uprawnień śledczych jest warte rozważenia. Podobnie jak należy uporządkować problematykę dotyczącą poważnej przestępczości ekonomicznej. To wymaga jednak ewolucji, nie rewolucji – odpiera zarzuty Marek Biernacki.  


ROBERT ZIELIŃSKI jest reporterem śledczym „Dziennika Gazety Prawnej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2012