Słoń na haju. Czy zwierzęta korzystają z używek?

Wiele opowieści przyrodniczych mówi o zwierzętach znajdujących się pod wpływem substancji psychoaktywnych. Na ile jednak aktywnie poszukują ich one w środowisku?

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Słonie gustują w owocach z drzewa marula, używanych do produkcji alkoholu, ale wolą świeże owoce od sfermentowanych. Botswana, 2017 r. / GREG DU TOIT / FUTURE PUBLISHING / GETTY IMAGES
Słonie gustują w owocach z drzewa marula, używanych do produkcji alkoholu, ale wolą świeże owoce od sfermentowanych. Botswana, 2017 r. / GREG DU TOIT / FUTURE PUBLISHING / GETTY IMAGES

Relacja człowieka z substancjami psychoaktywnymi ma długą historię, dotyczy niemal wszystkich kręgów kulturowych i obejmuje zarówno depresanty (opioidy, etanol), stymulanty (kokaina), jak i psychodeliki czy halucynogeny (kannabinoidy, psylocybina). Dysponujemy dowodami na to, że ludzie spożywają alkohol od co najmniej 12 tys. lat. Równie dawno udomowiliśmy rośliny z rodzaju konopi. Mamy również podstawy, by sądzić, że nawet bardzo wcześni myśliwi-zbieracze żyli w ścisłej relacji z roślinami i grzybami psychoaktywnymi, ponieważ współcześni rdzenni mieszkańcy Australii, Afryki Południowej czy Amazonii znają je i z nich korzystają. Skoro więc stosowanie substancji zmieniających percepcję jest tak powszechne i głęboko zakorzenione w historii ludzkości, to czy inne gatunki również odkryły pozaspożywcze działanie roślin, grzybów i toksyn zwierzęcych?

Mrówkowanie

Obserwacje etologiczne potwierdzają, że zwierzęta potrafią korzystać z niektórych substancji aktywnych znajdujących się w ich środowisku. Wydaje się jednak, że najczęściej czynią to w celach leczniczych, a nie po to, by zapewnić sobie rozrywkę. Najbardziej chyba znanym przykładem korzystania z „apteki przyrody” jest kąpiel mrówkowa, zwana również „mrówkowaniem”. Zwierzę – zwykle ptak – celowo siada na mrowisku i pozwala owadom kąsać swoje ciało. Część zwierząt już w czasie zażywania takiej kąpieli posila się mrówkami wprost z piór. Dlaczego ptaki zachowują się w ten sposób? Najczęściej przyjmowane wyjaśnienie głosi, że kąpiele mrówkowe mają pomóc w pozbyciu się wszy i innych pasożytów skóry oraz piór. Nie ma jednak pewności, czy wszystkie ptaki kierują się tą właśnie motywacją.

Część mieszkańców mrowisk, w których kąpiele odbywają ptaki, nie wydziela bowiem kwasu mrówkowego, lecz oleiste substancje zawierające irydoidy czy ketony. Możliwe więc, że kąpiele mrówkowe mogą służyć dwóm innym celom: doznaniu ulgi oraz przygotowaniu pokarmu. Jak podaje w swojej publikacji z 2016 r. Paul Hendricks – ornitolog z Uniwersytetu Montana, przyjemność czerpana przez ptaki w czasie kąpieli mrówkowych ma wynikać z lekko drażniącego oddziaływania na skórę substancji wydzielanych przez mrówki i nie musi mieć związku z pasożytami. Autor argumentuje, iż ptaki najczęściej siadają na mrowiskach w czasie pierzenia, kiedy – jak się uważa – ich skóra jest swędząca, dlatego uczucie szczypania czy pieczenia może być dla nich kojące. Inna koncepcja, tzw. hipoteza przygotowania posiłku, głosi, że ptaki pozwalają mrówkom wejść na swoje ciała, ponieważ wtedy owady zużywają swoją broń chemiczną na skórze intruzów, a przez to stają się łatwiejsze do spożycia i mniej podrażniają układ pokarmowy. Mamy dowody na to, że w ten sposób działają modrosójki błękitne.

Powyższy przykład pokazuje, że nawet najsilniej ugruntowane w wiedzy powszechnej zachowania zwierząt mogą mieć inne funkcje, niż przyjęło się sądzić. To ilustruje, jak mylne może być przekonanie o motywach działań zwierząt dążących do rzekomego uzyskania efektu psychoaktywnego. Dobrym przykładem jest zachowanie jaguarów, które stały się obiektem wielu anegdotycznych historii dotyczących stosowania halucynogenów w świecie przyrody. Przekonanie to ugruntowało się po 2008 r., kiedy to ukazała się seria filmów BBC „Peculiar Potions” („Osobliwe mikstury”), z których jeden przedstawiał kilkuminutowe nagranie jaguara spożywającego liście pnącza z gatunku Banisteriopsis caapi. Po zjedzeniu rośliny kot ma rzekomo doświadczać halucynacji – tak jak faktycznie doświadczają ich ludzie spożywający tradycyjny wywar psychoaktywny o nazwie ayahuasca, w którym pnącze owo jest jednym ze składników. Nie sposób jednak sprawdzić, czy kot rzeczywiście doznaje halucynacji (głównym składnikiem halucynogennym ayahuaski jest inna roślina), a nawet jeśli się tak dzieje, to czy efekt psychoaktywny był rzeczywiście tym skutkiem, do którego dążyło zwierzę. Owszem, kot, którego uchwycono na nagraniu, zachowuje się przez chwilę nietypowo (kładzie się na ziemi), ale nie ma pewności, czy robi to, ponieważ jest młodym osobnikiem, chcącym się bawić, czy źle się czuje i dlatego spożył roślinę o działaniu silnie wymiotnym. Być może ma mu ona pomóc w uwolnieniu się od pasożytów układu pokarmowego?

Poniżej siedmiu procent

Wśród zwierząt ponoć znajdujących się „pod wpływem” wymienia się także słonie, które mają się „upijać” sfermentowanymi owocami, oraz koty rzekomo doświadczające halucynacji pod wpływem kocimiętki. Ani jedna, ani druga historia nie ma ugruntowania w literaturze naukowej. Jak podaje Steve Morris w pracy opublikowanej w 2006 r. w „Physiological and Biochemical Zoology”, anegdoty o pijanych słoniach prawdopodobnie biorą swój początek w XIX-wiecznych historiach przyrodników, którzy relacjonowali opowieści rdzennej ludności Zulu podającej, iż słonie dążą do spożywania sfermentowanych owoców z drzewa marula (Sclerocarya birrea). Owoce te są chętnie wykorzystywane przez ludzi do wytwarzania win, piw oraz likierów, ze względu na wysoką zawartość cukru. Ale kojarzenie maruli z alkoholami jest typowo antro- pogeniczne: w sezonie, w którym S. birrea wydaje owoce, słonie obalają drzewa i łamią ich gałęzie, by dostać się do świeżych owoców, mimo że te sfermentowane znajdują się wtedy tuż u ich stóp, na ziemi.

Co więcej, ci sami uczeni zebrali dane dotyczące zawartości etanolu w sfermentowanych owocach i oszacowali ilość maruli, jaką musiałyby spożyć słonie, by uzyskać jakikolwiek efekt. Owoce te fermentują zwykle do trzyprocentowej zawartości alkoholu – nie osiągają nawet poziomu przeciętnego piwa. Aby poczuć jakikolwiek efekt etanolu zawartego w sfermentowanych owocach, słonie musiałyby zjeść cztery razy więcej maruli, niż wynosi ich maksymalne, dobowe spożycie.

W omawianej publikacji przedstawiono również inny tok myślenia: maksymalna zawartość alkoholu w pokarmie, jaką jest w stanie zaakceptować słoń, wynosi 7 proc. Zwierzę nie będzie chciało spożyć pożywienia zawierającego więcej alkoholu, ponieważ uzna je za toksyczne. Badacze wyszli więc z założenia, że nawet gdyby owoce maruli zdołały przefermentować do 7 proc. zawartości alkoholu, słonie i tak nie zdołałyby spożyć odpowiedniej ilości, by uzyskać efekt rauszu. Co więcej, owoce, które, leżąc na ziemi, przefermentowałyby do tego poziomu, uległyby najpewniej także procesom gnilnym i pleśniowym. A jako takie byłyby niechętnie spożywane.

Zapach miłości

Również przeświadczenie o rzekomym psychoaktywnym efekcie kocimiętki na koty upada pod naporem naukowej skrupulatności. Przekonanie o tym, iż kotowate doświadczają pod wpływem tej rośliny halucynacji czy zmienionej percepcji, pojawiło się w latach 60. Nie potwierdzają go jednak współczesne prace, takie jak artykuł opublikowany w 2017 r. na łamach „Behavioural Processes” przez Luz Teresę Espín-Iturbe. Dziś uważa się raczej, że składowe zapachu kocimiętki mogą się kojarzyć kotom z feromonami płciowymi i wywołują u nich reakcję podobną do zachowań godowych. To by wyjaśniało dlaczego – jak dowiedli autorzy wspomnianego artykułu – działanie tej rośliny uzależnione jest m.in. od wieku kota, jego płci czy od tego, czy posiada on aktywne gonady, czy też zostały one usunięte na wczesnym etapie rozwoju zwierzęcia.

W kontekście rozważań nad celowym przyjmowaniem substancji psychoaktywnych warto również zwrócić uwagę na inny aspekt. Wprawdzie większość kotów reaguje intensywnie na kocimiętkę, ale nie wydaje się, aby świadomie i intencjonalnie dążyły do uzyskania tego efektu. Wykazano np., że na terenach, na których rośnie kocimiętka, nie stwierdza się większego zagęszczenia kotów czy ich wzmożonej migracji. To sugeruje, iż kot, który przypadkowo napotka tę roślinę, daje się oszukać na jakiś czas, ale zdawszy sobie sprawę z pomyłki, pozostawia kocimiętkę i nie dąży w przyszłości do jej odnalezienia oraz poddania się jej wpływowi.

Opisane powyżej przypadki dotyczyły zwierząt, które – wbrew obiegowej opinii – nie zażywały psychoaktywnych substancji. Nie oznacza to jednak, że w świecie przyrody nie można znaleźć „imprezowiczów”.

Wysoka tolerancja

Laur za największą wytrzymałość na alkohol wśród kręgowców należy się ogono- piórom uszatym, niewielkim ssakom z rzędu wiewióreczników, żyjących w południowo-wschodniej Azji. W 2008 r. w czasopiśmie „PNAS” niemiecki zoolog Frank Wiens stwierdził, że ogonopióry są jedynymi znanymi kręgowcami, które codziennie spożywają napój alkoholowy, a co więcej – traktują go jako podstawę swojej diety. Te nieduże, nocne ssaki każdej doby wypijają nektar eugejsony (palmy z rodziny arekowatych), który zawiera około 3,8 proc. alkoholu, co czyni go odpowiednikiem słabego piwa czy raczej – ze względu na wysoką zawartość cukru – słabej sangrii.

Średnio raz na trzy dni ogonopióry osiągają zawartość etanolu w ustroju wynoszącą 1,4 g tej substancji na kilogram masy ciała. Taka ilość przekracza limit zatrucia u człowieka, a przeciętna kobieta musiałaby wypić dziewięć piw w ciągu 12 godzin, by osiągnąć analogiczny poziom alkoholu w ciele. Jak to się więc dzieje, że ogonopióry są w stanie normalnie funkcjonować pomimo codziennego (!) spożycia etanolu w takich ilościach?

Zwierzęta te nie wykazują objawów intoksykacji alkoholowej – nie mają problemów z równowagą, koordynacją, przemieszczaniem się po gałęziach itp. Wygląda więc na to, że alkohol nie „uderza do głowy” ogonopiórów; nie oznacza to jednak, iż nie krąży w ich ustroju. Na podstawie analizy składu sierści tych małych ssaków naukowcy wykazali, że zawartość glukuronidu etylu (związku będącego wskaźnikiem długotrwałego spożycia etanolu) wynosi 1 ng na mg masy włosa, co stanowi 60-krotność poziomu uznawanego u ludzi za objaw nadmiernej, długotrwałej intoksykacji. Na razie nie wiadomo jeszcze, co sprawia, że ogono- pióry są w stanie wytrzymać taką zawartość alkoholu w ciele i funkcjonować normalnie; przypuszcza się jednak, że zwierzęta te metabolizują szkodliwą substancję z zastosowaniem innych szlaków biochemicznych niż większość ssaków. To przystosowanie jest tym ciekawsze, że ogonopióry mogą być najbliższymi żyjącymi krewnymi naczelnych. Są też bardzo podobne anatomicznie do wspólnego przodka, którego dzielimy z tymi wiewiórecznikami. Być może przodek ten również mógł żywić się pokarmem zawierającym alkohol, co by tłumaczyło, dlaczego ogonopióry są tak wytrzymałe na działanie etanolu, a naczelne wykazują relatywnie silną tendencję do spożycia tej substancji.

Ukoić układ nagrody

Ogonopióry nie są jedynymi zwierzętami, dla których etanol jest normalnym, prawidłowym składnikiem diety. Najbardziej znanymi regularnymi konsumentami alkoholu są muszki owocowe, które na co dzień żywią się owocami zawierającymi do 4 proc. alkoholu. Nie oznacza to jednak, że są one – jak ogonopióry – całkowicie obojętne na jego działanie. Jeśli zawartość tej substancji w spożywanych przez muszkę owocach przekroczy wskazany poziom, w jej organizmie dochodzi do uruchomienia szlaków stresu oksydacyjnego oraz do intoksykacji.

Tym ciekawsze wydają się wyniki badań, które w 2012 r. opublikowano w „Science”. Wynika z nich bowiem, że w pewnych sytuacjach samce muszek owocowych celowo zwracają się ku konsumpcji alkoholu, by „osłodzić” sobie smak porażki. Autorzy omawianej analizy porównywali preferencje spożycia pokarmu zawierającego etanol u samców, które kopulowały z samicami, oraz u tych, którym się to nie udało. Wykazali, że odtrąceni konkurenci wybierali pożywienie zawierające alkohol, natomiast muszki będące po kopulacji preferowały jedzenie bez zawartości tej substancji. Naukowcy doszli do wniosku, iż samce, które nie współżyły, poprzez alkohol dążyły do ukojenia niezaspokojonego układu nagrody. Potwierdzili swoje przypuszczenia eksperymentalnie: wykazali, że owadzi partnerzy będący po kopulacji cechowali się wyższym poziomem neuro- peptydu F w mózgu niż ich niewspółżyjący rywale (stężenie tego białka wzrasta, gdy dochodzi do pobudzenia układu nagrody). Następnie uczeni podali neuro- peptyd F tym owadom, które nie osiągnęły celu rozrodczego. Okazało się, że uzyskawszy wyższe stężenie tego białka w mózgu, samce przestały dążyć do spożycia alkoholu.

Pijane łosie

Można przytoczyć wiele anegdotycznych opowieści, które sugerują, że zwierzęta od czasu do czasu celowo przyjmują substancje psychoaktywne, ale większość tych historii nie wytrzymuje naukowej weryfikacji. W 1995 r. na łamach „Life and Marine Sciences” opublikowano analizę zachowania delfinów będących rzekomo pod halucynogennym wpływem toksyn wydzielanych przez rybę rozdymkę. Według świadków zdarzenia morskie ssaki miały ocierać się o toksyczne kolce ryby dla uzyskania psychodelicznego efektu, a następnie zachowywać się w nietypowy sposób. Jednak w późniejszych analizach pobrzmiewa sceptycyzm względem takiej interpretacji. Tym bardziej że substancje znajdujące się w rybich kolcach – z tetrodoksyną na czele – nawet w najmniejszych dawkach doprowadzają do paraliżu mięśni, wyczerpania, nudności, a w końcu do problemów z oddychaniem i śmierci. Nie wydaje się zatem, by delfiny mogły czerpać przyjemność z kontaktu z toksyną i ocierać się o kolce celowo.

W 2009 r. BBC donosiło o walabiach, które miały doprowadzić do szkód w uprawach maku po spożyciu makówek zawierających opioidy. Naukowcy nie potwierdzili, by zachowania takie były elementem celowego zachowania tych torbaczy. Sama obserwacja zwierząt będących „pod wpływem” nie pozwala też jednoznacznie ocenić, czy są one zadowolone z uzyskanego efektu czy nie. Dotyczy to również częstych jesienią doniesień o zwierzętach, które, zachęcone obfitym opadem owoców w sadach i przydomowych ogrodach, pożywiają się sfermentowanymi jabłkami czy dyniami. Wygląda jednak na to, że robią to nie z wyboru, lecz z konieczności, chcąc zapewnić sobie jak najwięcej pożywienia przed zimą, w czasie której może go brakować. Jeśli zawarty w spożytych owocach alkohol przekroczy tolerancję zwierząt, zachowują się one w sposób nieskoordynowany, mają problemy z poruszaniem się czy nawet z ucieczką z ludzkiego siedliska na swoje naturalne tereny. Najgłośniejszy taki przypadek wydarzył się w 2011 r., w Szwecji, gdy łoś zaklinował się wśród gałęzi niskiego drzewa po spożyciu dużej ilości sfermentowanych jabłek (jego wybryki nagłośniło m.in. CNN).

Przypadek czy intencja?

Pytanie brzmi: czy zwierzęta, które stają się bohaterami takich historii, rzeczywiście dążą do efektu zmiany percepcji czy raczej traktują go jako efekt uboczny (często nieprzyjemny) spożycia pokarmu, którego – z racji sezonu – jest pod dostatkiem? Wydaje się, że ta druga możliwość jest bardziej prawdopodobna w odniesieniu do większości zwierząt, które co roku stają się bohaterami podobnych „zabawnych” historii. Opowieści te bywają tak popularne, że np. w Australii drzewo z gatunku Schotia brachypetala określa się mianem „drzewa pijanych papug”, ponieważ jego owoce co sezon doprowadzają do intoksykacji ogromnych ilości tych ptaków. Liczne publikacje dowodzą, że zatrucie się substancjami zawartymi w owocach dających obfite, sezonowe plony przy niedostatku innych źródeł pożywienia kończy się dla wielu ptaków tragicznie. Często spadają one z drzew, nie potrafią powrócić w bezpieczne miejsce, uciec od drapieżników, nie mają kontroli nad swoim ciałem i giną wskutek kolizji z obiektami, których nie potrafiły ominąć. Co więcej, z badań opublikowanych w 2017 r. w „African Zoology” wynika, że nawet ptaki wyłącznie owocożerne (a zatem takie, które powinny być przyzwyczajone do tego, że pokarm ten czasami ulega fermentacji) nie wykazują preferencji ku zawartości etanolu i nie dążą do jego spożycia.

Wygląda więc na to, że większość kręgowców spożywa substancje psychoaktywne tylko przy okazji: gdy stanowią one składnik ich normalnej diety (owoco- żerne papugi) lub gdy mają wyleczyć jakąś dolegliwość (jaguary jedzące wymiotne pnącze). Są jednak i takie zwierzęta, które nauczyły się czerpać korzyści z aktywnych składników: czy to znajdując w nich pocieszenie (owocówki), czy neutralizując ich szkodliwość i wykorzystując pokarm niedostępny dla innych (ogonopióry). Jakie miejsce zajmują tu naczelne? Być może najpierw nauczyły się tolerować szkodliwe substancje w pewnych ilościach, a potem zaczęły wykorzystywać ich właściwości do celów pozaspożywczych. Jeśli tak, to droga, która zaczęła się od kręgowca pijącego sfermentowany nektar, doprowadziła do zaskakującego finału.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Słoń na haju