Słodycz czekania

07.12.2020

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Dziesięć procent wartości zakupów obiecuje oddać włoskie państwo wszystkim klientom, którzy ruszą do sklepów od dziś aż do świąt. Mowa o fizycznych sklepach, tych na ulicach i placach, tych skromnych tuż za rogiem i tych lśniących przepychem w śródmiejskich pasażach. Pasaże – chociaż mieliśmy pod ręką to słowo, trochę może przykurzone, ale jednak żywe, to ktoś w nieszczęsnych latach 90. nazwał te miejsca galeriami. Rzadki to zresztą przypadek, kiedy ważna i trwała zmiana w polszczyźnie nie jest w tej epoce kalką z angielskiego, lecz raczej pachnie Paryżem i jego Galeries Lafayette.

Ów hojny gest włoskich władz ma związek z groźnym dla żywotności tkanki miejskiej trendem przenoszenia się z zakupami do sieci, o czym dywagowaliśmy tydzień temu. Obiecany bonus ma zachęcić ludzi, żeby jednak wyprawili się po prezenty czy nawet zwykłe domowe potrzebności do sklepu. Wzmożenie ruchu nie ucieszy lekarzy, może z wyjątkiem psychiatrów, którzy na pewno umieją w sposób bardziej naukowy i skwantyfikowany wyrazić skalę zaburzeń i deficytów robiących się nam w głowach i emocjach od tego pozamykania w szufladach mieszkań.

Tak się zaś złożyło, że szczepienia, mające potencjał zdjęcia z nas lęku przed zarazą, zamieniają się właśnie w dość konkretną obietnicę (na ile konkretną w Polsce – piszemy w Obrazie Tygodnia) w okresie, który kojarzy się w naszym kręgu z pewnym oczekiwaniem. Niekoniecznie tym, o którym rozprawiają teolodzy i kaznodzieje w trakcie adwentowych rekolekcji – raczej myślę o dziecięcym aspekcie Bożego Narodzenia. Bombki, błyskotki, ciepło, zapachy, słodycze i prezenty. Przede wszystkim prezenty. Wielowątkowe, synkretyczne zjawisko zwane magią świąt, generującą oczekiwanie. Trochę miłe, a trochę trudne. Jak pisze na swojej stronie główny niemiecki producent kalendarzy adwentowych: „Małym ludziom trudno rozłożyć swoje emocje i myśli na dwadzieścia kilka dni, nie sposób im pojąć takiej skali czasowej, w sposób naturalny znają tylko rytm przemian dnia. Stąd kalendarz – z codziennie odkrywaną czekoladką – służy do tego, by móc ich oczekiwanie sprowadzić do dostępnego ich percepcji dobowego wymiaru, a zarazem przemnożyć ten mały rytuał i zbudować skojarzenie oczekiwania z nagrodą”.

Bardzo to protestanckie z ducha i poczciwe, gdy się pomyśli, jak dzisiejsza kultura natychmiastowej gratyfikacji odnosi się do komunikatu: „zaczekaj na to trzy tygodnie”. Ciekawe zresztą, że jako taki dobrobyt, w którym zachodzi potrzeba wyćwiczenia cierpliwości dzieci w wyglądaniu prezentów, jest dość świeży nawet w Niemczech – pierwsze kalendarze adwentowe w znanej nam postaci pojawiły się w początkach poprzedniego wieku, a gwoździem programu grudniowych radości stały się po II wojnie: cytowana wyżej firma powstała w 1945 r.

Może kiedyś spojrzymy na te słodko-kiczowate zimowe pejzaże i scenki rodzajowe z wyciętymi okienkami jako na ostatni relikt kultury, w której czekanie i odliczanie było standardowym stanem ducha, a nie źródłem niczym nieuzasadnionych cierpień. Same kalendarze już dawno wyszły poza postać prostej drukowanej tekturki, kryjącej nieszczególnie wyrafinowane czekoladki, a zamieniły się w wehikuł sprzedaży coraz bardziej dorosłych i wyrafinowanych rzeczy popakowanych w małe próbki. W tym roku Google Trends pokazuje, że np. Polacy, jeśli pytali sieć o kalendarze, to chodziło im o takie z kosmetykami. Brytyjczycy uwielbiają sobie wieszać takie z ginem albo whisky. Bywają takie z drobnymi błyskotkami – ale i całkiem poważną biżuterią.

A równocześnie adwent zamienił nam się w serię kolejnych subświąt, pregwiazdek, okazji do wydatków – najpierw czarne piątki, potem cyberponiedziałki, z napięciem czekam, co ogłoszą za rok na wtorek. Na szczęście są Mikołajki, których nie trzeba wymyślać, przecież do dwudziestego czwartego jest osiemnaście dni. Któż tyle wytrzyma?

Nie chcę twierdzić, że nic z radości świąt już nie zostało. Są tacy, którzy próbują iść pod prąd trendom. Ale mało już zostało w naszym adwencie miejsca dla tego dziecka z zaciśniętymi piąstkami. A prawdziwą gwiazdkę – przynajmniej dla tej połowy społeczeństwa, która da się zaszczepić – urządzi nam tym razem pani pielęgniarka z błyszczącą igiełką. ©℗

 

Jednym z alternatywnych sposobów na uczenie dzieci przedświątecznej cierpliwości jest dekorowanie z nimi pierników, które potem muszą uroczyście odłożyć do puszki, żeby zaczekały na choinkę. Sprawdzona przez dwie dekady z górą receptura w moim domu jest taka: 170 g płynnego miodu rozgrzewamy w rondelku z 3 łyżeczkami przyprawy do pierników (zróbmy ją sami: 1,5 łyżki mielonego cynamonu, 1 łyżeczka mielonych goździków, pół łyżeczki mielonego imbiru, po 1/3 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej i pieprzu) i studzimy. Do 400 g mąki pszennej (może być pełnoziarnista) dodajemy 1/2 łyżeczki sody, 90 g cukru, 100 g masła, mieszamy i dodajemy 1 jajko i miód z przyprawami, zagniatamy ciasto i wstawiamy do lodówki na godzinę albo i dobę – może długo czekać. Wałkujemy na grubość ok. 5 mm, wycinamy kształty specjalnymi foremkami, pieczemy w 180 stopniach przez ok. 10 minut, studzimy przed dalszym dekorowaniem kolorowym lukrem (cukier puder rozrobiony sokiem z cytryny i paroma kroplami barwnika). Jeśli chcemy mieć dziurkę na nitkę – robimy ją jeszcze w ciepłym pierniczku, tuż po wyjęciu z pieca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2020