Siedem czarnych czapli

Jagoda Szelc, reżyserka: Chciałabym zostawić po sobie „nic”. I tak już na koniec życia zostać w samych majtkach, położyć się i sobie umrzeć.

14.05.2018

Czyta się kilka minut

 / MATEUSZ SKWARCZEK / AGENCJA GAZETA
/ MATEUSZ SKWARCZEK / AGENCJA GAZETA

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Ile mamy czasu?

JAGODA SZELC: O 15.00 chcę wracać do Łodzi, pracuję tam nad nowym filmem.

Mamy tylko dwie godziny na rozmowę?

To mało?

Czego się można dowiedzieć w dwie godziny?

No to niech pan zacznie już pytać.

Gdyby miała Pani wybór, to wolałaby Pani być pochowana w trumnie czy w urnie?

Wolałabym bez trumny i bez urny.

No jak to?

Kremacja jest emisją konkretnej ilości spalin do atmosfery. Produkcja trumien też emituje dużo syfów.

To co mamy zrobić z Pani ciałem?

Podobno Tybetańczycy kroją ciało i dają ptakom.

Myśli Pani, że byłaby smaczna dla ptaków?

Nie wiem, myślę, że bardzo jestem smaczna. Albo nie, może zaproponowałabym się w formie ciała akademii medycznej. Oni podobno mają już bardzo stare ciała i nie mają na czym pracować. Myśli pan, że oni ściągają twarz?

Chce Pani stracić twarz?

Byłoby to dość krępujące, przynajmniej tak o tym teraz myślę, kiedy jeszcze nie umarłam, że musiałabym tam występować ja jako ja.

W „Kabaczku” Jolanta Brach-Czaina pisze, że „zrywana żywcem z rąk skóra – trzeba najpierw nożem naciąć naokoło przegub dłoni – zwisa u palców jak zsunięte rękawiczki”.

Dłońmi to już wcale się nie przejmuję. Twarz bywa sprawą wstydliwą.

Nie ma się czego wstydzić!

Wolałabym nie występować w formie zwłok, taka zupełnie naga, i to jeszcze z twarzą.

Po co Pani ciało?

Jestem Jagoda Szelc.

Duch z przeżyciem cielesnym.

Dostała Pani ciało, tak?

Tak.

Od kogo Pani dostała ciało?

Od Boga oczywiście.

Bóg jest!

Tak, choć nie potrafię stwierdzić, czy on jest związany z jakąkolwiek religią. Podobnie jak Jezus Chrystus nie był chrześcijaninem, ja również nie jestem chrześcijaninem.

Modli się Pani?

Modlenie się to jeden z pięciu warunków pozbycia się strachu przed śmiercią.

Jakie są cztery pozostałe?

Trzeba zobaczyć cud, żałować za grzechy i zadośćuczynić. No i przebaczać.

Widziała Pani cud?

Na pogrzebie mojego wykładowcy z Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, Eugeniusza Geta-Stankiewicza.

Myśli Pani, że bierzemy udział w swoim pogrzebie?

Stankiewicz brał w nim udział na pewno. On w swoich grafikach bardzo często umieszczał ptaki. Podczas pogrzebu, gdy odprawiono już wszystkie rytuały z katolickich ksiąg i kiedy wynoszono urnę z jego prochami, nad cmentarzem pojawiło się siedem czarnych czapli. Krążyły chwilę nad nami, a kiedy zabiły dzwony – odfrunęły.

Śnią się Pani zmarli?

Tiziano Terzani, włoski reporter i pisarz, pod koniec życia pojechał w Himalaje, spotkał tam starca, który miał przygotować go na śmierć. Chodził do niego i prosił o interpretację snów. Starzec odpowiedział, że są one kompletnie nieinteresujące. Mózg sra za pomocą snów. Ciekawe jednak – jeśli we śnie śnisz wilka, który cię goni, boisz się i uciekasz, to śnisz siebie. W takim razie kto śni wilka?

A co z modlitwą?

Tu z kolei mam opowieść o moim przyjacielu, Piotrze z Bieszczad. Ma 70 lat, długie siwe włosy i brodę oraz brak uzębienia i piękną modlitwę. Oczy takie ma, że nikt nie ma takich oczu. No, może trochę ma ta afgańska dziewczynka z okładki „National Geographic”. Modlitwa kojarzy mi się z Piotrem.

Czyli z czym?

Delikatnością, tajemnicą i subtelnością. Sama modlę się zabierając śmieci z lasu i zakręcając wodę w kranie, gdy myję zęby, bo wtedy ta woda leje się zupełnie bez potrzeby. Każdy sam sobie ­powinien ­zdefiniować słowo „modlitwa”. Choć trudno mi sobie wyobrazić modlitwę, która wycieka z gniewu i zaciśniętych zębów.

Dobrze, leży więc Pani jako zwłoki w tej akademii medycznej i co?

Ale bez twarzy!

Niech będzie, że bez twarzy.

No i czekam, co tam się zacznie dziać.

Nie myśli Pani, że może się tam nagle obudzi?

Myślę, że mniej bym się bała tego, że się obudzę, niż tego, że ktoś mnie tam będzie oglądał nago. Ale to jest moja perspektywa człowiecza z teraz.

Ale gdy umieramy, to zasypiamy?

Trzeba sobie wybrać. Na końcu przychodzi Ktoś i pyta: zasypiamy czy się budzimy?

I Pani co sobie wybierze?

Chyba się obudzę.

Do czego?

Jest w nas coś, co nieustannie ciągnie do odsłaniania tej tajemnicy. A ja bym się jednak zgodziła, że w życiu dzieją się sprawy tajemnicze. Równowaga będzie polegała na zaakceptowaniu, że pewnych rzeczy się nie dowiesz. Picasso mówił, że „komputery są beznadziejne, bo dają odpowiedzi”.

Co jest po śmierci?

Nie udało mi się jeszcze umrzeć.

Gratuluję.

Ale „tam” nie będą już potrzebne nasze narzędzia tortur.

Skąd ta wiedza?

W mojej rodzinie jest historia Melanii, która nie mogła mieć dzieci. Mula, bo tak ją nazywano, pokłóciła się z mężem, który przy każdej okazji jej to wypominał. Rozstali się. I ona pewnego dnia wróciła do domu, wystawiła wszystkie rośliny doniczkowe na balkon i odkręciła gaz w mieszkaniu. Myślę, że była piękną i dobrą osobą, skoro w ostatecznym akcie rozpaczy oszczędziła kwiaty. Parę dni po pogrzebie przyśniła się kilku osobom z rodziny. Sen u każdego był taki sam. I to jest chyba jedyny sen, który biorę na poważnie. Mula wysyłała wszystkim żyjącym ludziom paczkę z narzędziami tortur i telegramem: „Tu, gdzie jestem, jestem szczęśliwa. Już nie potrzebuję tych narzędzi”.

Pani jest gotowa na śmierć?

Napisałam już kilka testamentów.

I co w nich jest?

Najważniejsza jest maszyna do szycia. Bardzo lubię szyć.

Szycie to łączenie materiałów w jedno.

I naprawianie tego, co się zepsuło.

Kto dostanie maszynę, kiedy Pani umrze?

Mila, córka mojej przyjaciółki Kaliny. Kiedy się rodziła, jej mama znalazła trzynaście kobiet, które będą odpowiedzialne za inicjację dziewczynki. Są ciotki od seksu, miłości, przyjaźni, pracy...

Pani jest od czego?

Ja jestem ciotka śmierć.

I czym się Pani zajmuje?

Planuję umrzeć przed Milą.

Przyjść później i powiedzieć jej, jak było?

Kiedyś umierała przy mnie wspaniała kobieta. Pokazała nam wszystkim, jak to trzeba zrobić, i zrobiła to najlepiej.

No jak?

Do końca była dorosła. Była babcią i matką. Na poziomie ciała była oczywiście do zaopiekowania, ale umysł do końca miała jak brzytwa. Trwało to umieranie kilka dni, w domku. No więc kiedy ona umierała na górze, my na dole jedliśmy jej ulubione jedzenie. W ostatnim momencie siedzieliśmy wszyscy wokół jej łóżka, wkładaliśmy jej kostki lodu do ust i opowiadaliśmy, że jest piękna pogoda.

I co ona na to?

Że „chyba już jestem w niebie”. Mam więc nadzieję, że dokładnie to pokażę Mili. To, że umierasz, będzie bardzo okej. Ale mam nadzieję, że zanim umrę, Mila będzie już starą kobietą. Ja będę jeszcze starsza, pójdę do niej i przekażę jej tę maszynę.

Czym jest niebo, a czym piekło?

Nie ma ani tego, ani tego. Mamy kontrakt duszy, na który się decydujemy. Jesteśmy z bogiem tą samą energią i decydujemy się na różne fakultety. Uwaga: nie ma lepszych albo gorszych kontraktów. Mnie w życiu spotkały bardzo trudne rzeczy, ale to sprawiło, że dziś jestem tą osobą, którą jestem. Nie zamieniłabym się na życia. I jestem zadowolona. Nie żyję przez porównanie. Ktoś kiedyś powiedział ładną sentencję, a ja lubię sentencje: że „życie jest jak egzamin, odpisywanie z cudzej kartki jest bez sensu, bo każdy dostał inne pytania”.

Jezu, to już była grafomania.

Jestem królową...

...kiczu i tandety.

Banału, proszę pana, jestem królową banału. Szanuję siebie za to i trwam.

To mam jeszcze jedną sentencję, katolicką.

Proszę powiedzieć, tylko pod warunkiem, że się z nią razem nie zgodzimy.

Biskup Chrapek mówił, żeby „iść przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię”.

No więc różnica między mną a pana biskupem jest taka, że ja bym chciała po sobie zostawić „nic”. I tak już na koniec życia zostać w samych majtkach, położyć się i sobie umrzeć.

Dokąd oni idą? Ci wszyscy ludzie na końcu Pani filmu.

Gdzie chcą.

Ale w jednym kierunku.

A pan myśli, że dokąd idą?

Mogliby iść do nieba.

Dużo w panu nadziei i widzę, że też jest pan królem banału.

Za mną stoją lata tradycji Kościoła, a Pani powiedziała właśnie, że nieba nie ma.

Dla pana to oni mogliby sobie pójść nawet do nieba. Dlaczego ja mam panu mówić, dokąd idą? Niech sam sobie pan wymyśli, dokąd.

Chodzi Pani do kościoła?

Istnieje chyba duże napięcie między potrzebami duchowymi a ofertą przedstawianą przez instytucję. Amputowanie sobie potrzeb duchowych może doprowadzać do bardzo złych zdarzeń – wojen, dyktatur i ogólnej przemocy. Ale kościoły są miłe. Jak są puste. Takie budynki z ciszą.

Kościół w Pani filmie jest jakby w remoncie. Wszystkie święte figury w Pani kościele są zasłonięte!

To jest moje serdeczne życzenie kierowane do Kościoła, żeby się wyremontował.

Kaja ich wszystkich otruła?

Kiedy pan mówi o tym, co zobaczył w filmie, to pan nie mówi jednak o mnie, tylko o sobie. W ogóle mówiąc o kimś, mówi się o sobie. Jeśli robi się film przez trzy lata i po tych trzech latach ktoś non stop pyta mnie, o czym jest film, to byłoby to takie nudne, gdyby była tylko jedna odpowiedź, że kurwa jego mać. Najważniejsze w tym filmie jest to, że on się wymyka, przelewa, robi woltę oraz rozpada się na kawałki i części. W tym sensie moja teza jest nieciekawa. Ciekawe jest natomiast, co zobaczył widz.

Kaja jest chora?

Nie.

A matka?

Zależy, jak definiujemy chorobę.

A Mula?

Jest.

Na co chora jest matka?

Jeśli wielki smutek jest chorobą, a ja nie wiem, czy jest, to matka jest chora na wielki smutek.

Różnica między chorą matką a tajemniczym zachowaniem Kai jest taka, że choroba matki jest zdiagnozowana, w związku z tym jest otoczona opieką. Tajemnicza Kaja budzi niepokój także dlatego, że nie została zdiagnozowana.

No, nie ma diagnozy, dlatego że Kaja nie jest chora. Dlaczego niby Kaja miałaby być chora? Bo jest spokojna? Bo mało mówi?

A Mula, na co jest chora?

Na wszystkie choroby cywilizacyjne. Dała sobie wmówić, że nad wszystkim może mieć kontrolę. Jest więc znerwicowana, bo każdy moment, w którym coś jej się wymyka z rąk, doprowadza ją do frustracji.

Mula reprezentuje miasto.

Dobrze, niech więc będzie tak, że Mula reprezentuje miasto. A Kaja?

Las!

Świetnie. Jest taka teoria, że betonując las, rżnąc drzewa i produkując plastik, tak naprawdę poddajemy się atawizmowi, bo przyroda to śmierć dla takiego kruchego człowieczka. Chcemy ją zabić. Zniszczyć w nas.

Dlaczego zabijamy przyrodę?

Bo się w niej niepewnie czujemy. Pewniej czujemy się wśród betonu niż wśród drzew. W tym sensie Kaja budzi niepokój, bo jest właśnie jak las, jak natura. Kaja przecież nic nie robi. Mówi niewiele. Kaja jest z porządku lasu, a my chcemy postrzegać ją w porządku betonu. No więc za wszelką cenę musimy ją zabetonować. O! Albo właśnie wymyślić jakąś chorobę. Zdiagnozować tę chorobę i okiełznać. Nadać jej jakąś nazwę.

To jak nie betonować?

Cały czas przesuwając swoją granicę od lęku do ciekawości. To jest oczywiście bardzo trudne. Łatwiej jest nam się bać, bo to prosta koleina, w którą szybko można się schować. Strach jest prosty. Ktoś jest muzułmaninem? Łatwiej jest się go przestraszyć, niż się nim zaciekawić. Ktoś jest prawicowcem lub lewakiem? Okej – czyli wszystko już o nim wiem i trzeba iść na wojnę. Wszystkie dramaty dziś biorą się właśnie z tego, że na odcinku między lękiem a ciekawością bliżej nam do tego pierwszego.

A Pani się czegoś boi?

Że się z czymś za silnie utożsamię. Albo że sobie coś o sobie pomyślę i w to uwierzę. Że się zdeprawuję i gdzieś kiedyś wyjdę z pozycji arogancji. Byłoby mi wtedy wstyd.

Zawoalowany jest ten Pani film.

Są tacy, co mówią, że kobiecy. Że to takie kobiece kino.

To grafomani.

Bo przecież kino nie ma genitaliów. Zdaje się, że Kathryn Bigelow i wiele innych reżyserek udowodniło już, że nie ma czegoś takiego jak filmy kobiece albo tematyka kobieca.

Owszem.

Telefonowałam ostatnio do Jerzego Bralczyka celem ustalenia raz na zawsze sprawy „reżyserki”, „reżysery” bądź „kobiety reżyser”.

I co?

Język determinuje. Bo przecież formę żeńską tworzy się poprzez zmiękczenie od formy męskiej. „Reżyser” – „reżyserka”, „aktor” – „aktorka”. Wielki reżyser, mała reżyserka. Z kolei trzeba przyznać, że robiąc film muszę udowodnić światu znacznie więcej.

Co na przykład?

Że w ogóle potrafię taki film zrobić. Mężczyzna nie ma takiego kłopotu.

Więc kim Pani jest?

Reżyserzycą.

Od samicy?

Albo raczej od wampirzycy. Reżyserzyca-wampirzyca. Na pewno nie jestem jak Pantokrator, który przybywa na białym koniu i oznajmia objawioną prawdę o świecie. No więc ja chcę powiedzieć, że więcej nie wiem, niż wiem. I okej mi jest z każdą interpretacją tego, co robię. Pod warunkiem, że nikt mi nie zarzuca, że to, co zrobiłam, jest kiepskie warsztatowo. Otóż to, co zrobiłam, jest takie, jakie chciałam, żeby było. Jestem świetnym rzemieślnikiem.

Niektórzy mówią, że jest Pani szamanką, szeptuchą.

Może wiedźmą?

Od czego są wiedźmy?

Od wiedzenia. A także od tego, co streszcza się w tej pięknej sentencji, że „grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne idą tam, gdzie chcą”.

A w kinie, czuje się Pani w kinie bastardem?

Nie. Środowisko jest w jakimś stopniu złożone z bastardów, więc trudno, żeby kogoś odrzucało albo ustawiało poza nawiasem. Nie jestem też bastardem, bo moim środowiskiem są moi przyjaciele. Chyba nie chcę definiować swojej tożsamości jako filmowca. Raczej wolałabym pozostać sobie taką ot Jagodą Szelc. ©℗

JAGODA SZELC (ur. 1984) jest reżyserką i scenarzystką filmową. Absolwentka Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu oraz studentka Wydziału Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi. Jej debiut filmowy „Wieża. Jasny dzień” został najlepszym filmem 11. edycji festiwalu Off Camera. Był także nagradzany na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Szelc pracuje nad kolejnym filmem pt. „Monument”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2018