Serce i obowiązek

Po pięciu latach od śmierci wciąż mówimy o nim jako o "naszym Papieżu". Czy to znaczy, że obecny papież nie jest "nasz"? Byłby to absurd. Czy jednak możemy mieć naraz dwóch papieży?

30.03.2010

Czyta się kilka minut

To naturalne prawo psychologiczne, że zazwyczaj doceniamy rzeczy dopiero po ich utracie. Na pamięć znamy wersety: "Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił". Nie inaczej jest z ludźmi. Choć nie ma już wśród nas Jana Pawła II, coraz bardziej rośnie on w naszych oczach. Odpowiedzialna za to nie jest jedynie nasza ckliwość czy skłonność do tworzenia legend - z perspektywy czasu coraz wyraźniej rozumiemy i doceniamy wielkość tego człowieka.

Składa się na to wiele czynników. Nie będę zaprzeczał, że istotny jest także kontrast różnicy stylów pontyfikatów - poprzedniego i obecnego. Nie chodzi jednak o różne osobowości papieży. Gdy kard. Joseph Ratzinger został wybrany głową Kościoła, jego sytuację porównywano do Pawła VI po śmierci uwielbianego przez świat Jana XXIII. Wydawało się, że Benedykt XVI ma jeszcze trudniejsze zadanie w chwili przejęcia sterów po tak charyzmatycznym poprzedniku. Tymczasem szybko okazało się, że kredyt zaufania rzesz wiernych jest olbrzymi. Nowy papież był spontanicznie odbierany jako kontynuator linii Karola Wojtyły - nikomu nie przeszkadzała jego nieśmiałość czy nieumiejętność obcowania z tłumami.

To niezwykle życzliwe przyjęcie obserwowaliśmy podczas spotkania z milionem młodych w Kolonii na Światowych Dniach Młodzieży czy w ramach pielgrzymki do Polski. Gdyby dzisiaj przyjechał do naszego kraju, reakcja Polaków wyraźniej wskazywałaby na to, jak odbieramy nowy pontyfikat (a nie, z kim się nam Papież kojarzy). Być może znów przyszłyby tłumy, niemniej wielu katolików przeżywa obecnie niepokój, w jakim stopniu uległa zmianie lansowana przez Jana Pawła II wizja Kościoła, do której zdążyliśmy przylgnąć sercem i rozumem.

Benedykt XVI będzie bardziej papieżem "słowa" niż "gestu" i charyzmy - pisał na tych łamach tuż po konklawe ks. Adam Boniecki w artykule "Papież mocny". Rzeczywiście tak się stało - wspomnijmy choćby trzy ważne encykliki: o miłości, nadziei i sprawach społecznych. Ale to właśnie gesty i decyzje Papieża wzbudziły w ciągu tych pięciu lat najwięcej pytań.

Największym zaskoczeniem było niespodziewane zdjęcie ekskomuniki z czterech biskupów konsekrowanych w 1988 r. bez zgody Jana Pawła II przez tradycjonalistycznego abp. Marcela Lefebvre’a. Ten przeciwnik Soboru Watykańskiego II i krytyk papieży założył Bractwo św. Piusa X, szerzące poglądy, które trudno pogodzić z posoborowym nauczaniem Kościoła, zwłaszcza na temat ekumenizmu i wolności religijnej. Decyzję Benedykta XVI szybko wystawił na bolesną próbę skandal z jednym z byłych ekskomunikowanych biskupów, Richardem Williamsonem, gdy okazało się, że neguje on publicznie Holokaust. Ale wystarczy zaglądnąć do dowolnej publikacji Bractwa (choćby rozpowszechnianego w Polsce periodyku "Zawsze Wierni"), by się przekonać, że antysemityzm nie jest wśród lefebrystów postawą jedynie przypadkową. Co oznacza ta wyjątkowa łaskawość i przychylność Benedykta XVI? Czy nie osłabia ona recepcji soborowych reform, na której tak bardzo zależało Janowi Pawłowi II?

Mniejsze zaskoczenie, ale podobne pytania wzbudziła decyzja o uwolnieniu Mszy trydenckiej. Jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Ratzinger publicznie krytykował posoborową reformę liturgii, która - jego zdaniem - praktycznie wyrugowała z życia Kościoła łacińską Mszę, a nowe podejście do liturgii, zbyt dowolne i twórcze, niszczy jej istotę jako suwerennego daru Boga.

W Polsce recepcja posoborowej reformy liturgicznej dokonała się stopniowo i bez wstrząsów. Jeżeli zdarzają się nadużycia, to wynikają one prędzej z niedbałości niż z nieuzasadnionej liturgicznie twórczości. Czy zapowiadane zmiany (m.in. orientacja kapłana tyłem do wiernych lub w stronę krzyża stojącego na środku ołtarza, częściowy powrót do łaciny czy komunia "na klęcząco") zostaną dobrze przyjęte? Pytanie brzmi także, jak rozumieć owo sacrum, którego zmysł w obecnej liturgii mielibyśmy zatracić - czy jako związane z mocą i majestatem Boga, jak zdaje się sugerować Benedykt XVI, czy raczej z Jego osobową bliskością wobec ludzi?

Odnotujmy w końcu trzecią ważną różnicę, która dała o sobie znać jeszcze za życia Jana Pawła II: dystans kard. Ratzingera wobec zbyt spektakularnych oznak międzyreligijnego zbliżenia (np. jego nieobecność na słynnym spotkaniu w Asyżu w 1986 r.). Oczywiście naiwnością byłoby doszukiwać się między tymi dwoma wybitnymi ludźmi Kościoła konfliktu - Jan Paweł II w pełni ufał mianowanemu przez siebie prefektowi Kongregacji Nauki Wiary i akceptował wszystkie jego poczynania - łącznie z kontrowersyjną dla świata ekumenii deklaracją "Dominus Iesus" z jubileuszowego roku 2000. Ale trudno zarazem nie dostrzec, że charyzmat i gesty Wojtyły wykraczały poza teologiczną powściągliwość Ratzingera, którą ten ostatni uzasadniał wiernością Boga wobec Kościoła katolickiego i vice versa.

Ale zauważmy od razu, że wierność Bogu nie wyklucza - wręcz zakłada - konieczność wykraczania poza własny punkt widzenia. Odpowiadając na pytania przyjaciela jeszcze z czasów przedsoborowych, prawosławnego metropolity Szwajcarii Damaskinosa, o uzasadnienie stanowiska odmawiającego innym Kościołom chrześcijańskim pełnej eklezjalności, kard. Ra­tzinger odwołał się m.in. do gry słów w języku niemieckim: "Gdzie wszystko jest jednakowo ważne (gleich gültig), tam wszystko staje się obojętne (gleichgültig)". Trudno uwierzyć, by w myśleniu obecnego Papieża decydującą rolę odgrywało językowe skojarzenie, w dodatku mylące. Zauważmy, że dla rodzica wszystkie jego dzieci są równie ważne, co nie oznacza przecież, iż są mu obojętne - przeciwnie, każde nowe dziecko może wzbogacić i wzmocnić relacje wewnątrzrodzinne. Przyzwyczailiśmy się więź Boga z Kościołem opisywać przy pomocy metafory wyłącznego związku miłosnego oblubienicy i oblubieńca. Być może w szerszym kontekście - innych Kościołów, religii czy ludzkości w ogóle - bardziej przydatna okazałaby się metaforyka rodzinna.

Papież jest Głową Kolegium Biskupów, Zastępcą Chrystusa i Pasterzem całego Kościoła na ziemi (kanon 331. Kodeksu Prawa Kanonicznego). To niezwykła odpowiedzialność. Kiedy myślę o znaczeniu papiestwa w dzisiejszym Kościele i świecie, które, jak się wydaje wbrew teologicznym (i politycznym) prognozom, coraz bardziej wzrasta, przypomina mi się ewangeliczna scena z Góry Przemienienia. Oto trzech wybranych uczniów - w tym Opoka, na której Jezus zbuduje Kościół - doświadcza przez moment nadprzyrodzonej chwały swego Mistrza. Pamiętamy, że zaskoczony Piotr reaguje bardzo po ludzku. W swojej bezradności zaczyna mówić od rzeczy: "Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Ewangelista dodaje usprawiedliwiająco: "Nie wiedział bowiem, co mówi" (Łk 9, 33).

Nie zwykliśmy patrzeć na to w ten sposób, ale taka "niedorzeczna" mowa również jest świadectwem transcendencji. Wskazuje na dysproporcję między doświadczaną tajemnicą a naszym jej rozumieniem: wobec objawiającego się Boga rzeczywiście do końca nie wiemy, co mówimy. Dlatego nie powinniśmy się naszej "wrodzonej" teologicznej niezręczności wstydzić ani jej wyrzekać. Kościół zachodni, jak się wydaje, w dużej mierze zatracił taką apofatyczną wrażliwość i odwagę. Niewątpliwie do charyzmatu Piotra należy także świadomość, że w obliczu tego, co nadprzyrodzone, w jakimś sensie zawsze mówimy "nie na temat" (niekoniecznie tym samym skazując się na relatywizm!).

Jest rzeczą znamienną, że kiedy Jan Paweł II zapytany został o znaczenie swojego urzędu, odpowiedział właśnie "nie na temat". Kard. Ratzinger na to samo pytanie dał precyzyjną teologiczną odpowiedź: papież jest gwarantem jedności Kościoła i strażnikiem jego posłuszeństwa względem Boga. Tymczasem Wojtyła w książce "Przekroczyć próg nadziei" mówi o naszych lękach - jakby bez związku z rzeczą. Ważne jest, abyśmy się nie lękali ani naszej słabości, ani naszej wielkości. Ale także: ani papieża, ani Kościoła, ani Boga.

Dla Wojtyły istotny był osobowy kontekst, dla Ratzingera nadal najważniejsze jest przedmiotowe meritum i teologiczna jednoznaczność. Współpracując za poprzedniego pontyfikatu, obaj zdawali się uzupełniać. Być może dzisiaj najbardziej odczuwamy właśnie brak tej drugiej perspektywy - dopełniającej jednostronność.

Znany benedyktyn o. Leon Knabit żartuje, że mimo iż "Reguła" św. Benedykta nie wyznacza zakonnikom konkretnych zajęć, każdy z dotychczasowych opatów tynieckich naznaczył wspólnotę piętnem swojej osobowości: za opata o. Augustyna Jankowskiego, wybitnego biblisty, benedyktyni tynieccy pracowali nad nowym przekładem Pisma Świętego - Biblią Tysiąclecia. Dzisiaj, gdy opatem jest muzykolog o. Bernard Sawicki, w Tyńcu często odbywają się koncerty na najwyższym muzycznym poziomie. Podobnie jest z papieżem w Kościele - każdy zostawia ślad indywidualnej charyzmy. Opactwo tynieckie trudno sobie wyobrazić bez opata, tak jak Kościół katolicki bez papieża, ale trwa ono niezależnie od indywidualnych cech poszczególnych opatów - ich wizji, pomysłów czy lęków. To, co istotne, jest uniwersalne i ponadczasowe, choć zawsze przejawia się doraźnie w nowy sposób i na dobrą sprawę, wobec wciąż zmieniających się warunków, Kościół czeka w przyszłości przekraczanie zarówno pontyfikatu Jana Pawła II, jak i Benedykta XVI.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2010