Selfie bez hidżabu. Internet w Iranie daje poczucie wolności

Przykład Iranu pokazuje, że swobodny dostęp do internetu jest dziś niezbędny, aby można było mówić o wolności słowa.

10.10.2022

Czyta się kilka minut

Od połowy września Irańczycy w całym kraju protestują po śmierci 22-letniej Mahsy Amini, zatrzymanej przez policję obyczajową. Bazar w Teheranie, 1 października 2022 r. / VAHID SALEMI / AP / EAST NEWS
Od połowy września Irańczycy w całym kraju protestują po śmierci 22-letniej Mahsy Amini, zatrzymanej przez policję obyczajową. Bazar w Teheranie, 1 października 2022 r. / VAHID SALEMI / AP / EAST NEWS

Kobiety, życie, wolność – słowa te słychać w całym Iranie od połowy września, kiedy to za zbyt luźno noszoną chustę zginęła 22-letnia Mahsa Amini, irańska Kurdyjka. Od tego dnia nie mam też pewności, czy moi przyjaciele odpiszą na wiadomości wysyłane przez Signala i WhatsAppa.

Zgodnie ze znaną od lat taktyką rząd w Teheranie sięga po represje – podczas demonstracji zginęło około stu osób – oraz blokuje dostęp do internetu, aby mieć kontrolę nad ulicami i uciszyć głosy sprzeciwu.

Bo nie jest to precedens. W listopadzie 2019 r. byłam w Iranie, gdy ogłoszono podwyżkę ceny benzyny. Ludzie wyszli na ulice, władza odpowiedziała represjami, z godziny na godzinę rosła liczba ofiar. Ograniczono też możliwość korzystania z sieci, by utrudnić komunikowanie się protestującym: początkowo sygnał stał się na tyle słaby, że niemożliwe było uruchomienie VPN-a (to narzędzie jest niezbędne, aby mieć dostęp do stron blokowanych przez rządy – Iranu, Rosji itd.), potem dostępne były tylko strony rządowe. Na końcu internet w ogóle przestał działać i niemożliwe było korzystanie z komunikatorów, zamawianie taksówki online czy dostęp do bankowości internetowej.

Siedziałam więc w Beludżystanie, regionie na pograniczu z Pakistanem, paliłam fajkę wodną, nazywaną tam ḡalyān, a jedynym źródłem wiedzy o tym, co dzieje się w kraju, była telewizja BBC Iran – nadająca z Londynu i w kraju zakazana, którą oglądaliśmy u sąsiada moich przyjaciół.

Zaprzyjaźnieni z internetem

Według Banku Światowego aż 84 proc. spośród 85 mln mieszkańców Iranu to użytkownicy internetu. Młoda i dynamiczna populacja tego kraju jest zaprzyjaźniona z cyfrowymi narzędziami, korzysta z komunikatorów i często wykorzystuje internet nie tylko do pozyskiwania wiedzy o świecie, ale do zaspokajania codziennych potrzeb – od zakupów po randkowanie. Jednak pod względem średniej szybkości połączenia Iran zajmuje 113. miejsce na świecie (wyprzedza wprawdzie pod tym względem Irak, Liberię i Białoruś, ale pozostaje w tyle za Filipinami, Indonezją i Argentyną).

Internet w Iranie daje na co dzień poczucie wolności. Dzięki VPN (ang. virtual private networks) można mieć dostęp do zablokowanych stron internetowych, takich jak Facebook, BBC, YouTube, Deutsche Welle, Netflix, Internet Archive (a także, jeśli kogoś to interesuje, strony pornograficzne). Co znamienne, w Iranie blokowana jest też platforma Couchsurfing, ułatwiająca nieodpłatne goszczenie podróżników przez mieszkańców danego kraju.

Wolność w internecie ma tu różne odsłony. Jeden z moich przyjaciół, który nigdy nie był poza Teheranem, ma bardzo amerykański akcent, gdy mówi po angielsku. Na pytanie, jak to się stało, odparł: „Kocham Baracka Obamę, oglądam jego wszystkie przemówienia”.

To historia indywidualna. W skali makro prawie 1,7 mln firm internetowych w Iranie działa za pośrednictwem samego Instagrama – w tym dostawcy artykułów spożywczych, kosmetyków, sprzętów gospodarstwa domowego i oczywiście ubrań i kosmetyków. Takie szacunki przedstawia BETA Research Center, prywatny instytut analizy danych z siedzibą w Teheranie. Oszacował też, iż zatrudnienie i źródło utrzymania co najmniej 11 mln Irańczyków są bezpośrednio zależne od działalności w internecie.

W sieci (prawie) tacy sami

Na tym nie koniec oczywiście. Irańczycy piszczą z emocji, oglądając nagrania koreańskiego boysbandu BTS czy aktora Timothée Chalameta. Kobiety publikują selfies na Instagramie bez hidżabu, tj. bez zasłoniętych włosów.

Miliony śledzą najpopularniejsze modelki irańskiego pochodzenia, pozujące w bikini. Miliony mogą oglądać też filmy pokazujące przerażające warunki w irańskich więzieniach, przeglądać zdjęcia luksusowego życia, jakie prowadzą dzieci wysokich urzędników za granicą, gdy w kraju gospodarka się załamuje, czytać o łamaniu praw człowieka, zasypywać polityków pytaniami na Twitterze i anonimowo wyśmiewać najwyższych przywódców państwowych i religijnych.

– W sieci Irańczycy nie są różni od innych obywateli świata – mówi dr Jakub Gajda, iranista i politolog z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. – Jako naród z natury rodzinny i ceniący sobie relacje z innymi, dużo korzystają oni z komunikatorów takich jak WhatsApp, Telegram, IMO czy Viber oraz z serwisów społecznościowych, z których najpopularniejszy wydaje się Instagram. Dodawane zdjęcia, często zupełnie oderwane od irańskiej codzienności, m.in. przez eksponowanie prozachodnich upodobań w sferze obyczajowej, to norma i rodzaj odreagowania na tęsknotę do swobodnego stylu życia.

– Jednak nie wszyscy Irańczycy żyją zapatrzeni w globalne trendy – dodaje Gajda. – W irańskich realiach z internetu chętnie korzystają też gorliwi muzułmanie, którzy doceniają aplikacje przypominające o codziennych modlitwach i podsuwające w odpowiednich porach dnia wersety z Koranu.

Pod rządami Ebrahima Raisiego – nowego (od sierpnia 2021 r.) ultrakonserwatywnego prezydenta Iranu – w kraju nasiliła się cenzura, zakłócając działanie VPN, utrudniając szyfrowanie w aplikacjach do przesyłania wiadomości i ograniczając wyszukiwanie w Google do Safe ­Search (tzw. bezpiecznego wyszukiwania, które pokazuje tylko treści odpowiednie dla wieku dzieci poniżej 13. roku życia). W sierpniu tego roku prezydent podpisał dekret zwiększający karę dla kobiet, które zamieszczają w internecie ­treści wymierzone w obowiązek noszenia hidżabu.

Pomysł na „irański internet”

Jednym z flagowych projektów władz w Teheranie jest stworzenie własnej wewnętrznej sieci internetowej, na wzór tych, które funkcjonują już w Chinach i Rosji.

Krajowa sieć informacyjna (ang. National Information Network) już dziś umożliwia podział irańskiej cyberprzestrzeni na dwa równoległe światy, wewnętrzny i globalny, które dla przeciętnego użytkownika wyglądają uderzająco podobnie. Sieć krajowa, za której pośrednictwem działają ważne usługi publiczne, a z której muszą korzystać banki i firmy, jest tańsza i szybsza, bo wspierana przez rząd. Jest też bardziej narażona na inwigilację. Z kolei dostęp do globalnej sieci może zostać w każdej chwili odcięty przez Teheran.

Administracja prezydenta Raisiego i parlament pracują obecnie nad projektem „ustawy o ochronie” (po persku zwanej Tarh-e Sianat). Ma ona kryminalizować korzystanie ze wspomnianych wirtualnych sieci prywatnych (VPN), wykorzystywanych do przeglądania zablokowanych stron.

Projekt nakłada też na międzynarodowe firmy technologiczne wymóg posiadania przedstawiciela prawnego w Iranie, przestrzegania irańskiego prawa i wymóg współpracy z rządem w zakresie inwigilacji użytkowników oraz cenzurowania przestrzeni internetowej. Odmowa zastosowania się do tych wymogów będzie skutkować całkowitym zablokowaniem danej strony. W praktyce międzynarodowe firmy nie będą zapewne mogły spełnić tych wymagań, ze względu na amerykańskie sankcje wobec Iranu.

Przewiduje się, że w przypadku wejścia w życie tej ustawy (obecnie parlament nad nią debatuje) wyłączone zostaną też podstawowe usługi, jak Google, Gmail, Instagram czy WhatsApp. Zamknie to dostęp do globalnego internetu – i stworzy dodatkowe zagrożenie nie tylko dla członków społeczeństwa obywatelskiego, ale dla całej klasy średniej w Iranie, będącej motorem zmian. To ją rząd chce ściśle inwigilować.

Jak na ironię, większość najwyższych przedstawicieli władz rządowych i wojskowych oraz konserwatywnych parlamentarzystów popierających „ustawę o ochronie” sama korzysta z VPN, by prowadzić konta na Twitterze i Facebooku. Używają Twittera, by Irańczykom głosić kazania o niemoralności i próżności internetu – co ich oponenci punktują jako niekonsekwencję.

Film z Twittera ma moc

W porównaniu do roku 2019 dzisiejsze działania rządu, ograniczające dostęp do internetu, są bardziej subtelne. Co nie znaczy, że mniej skuteczne. Rząd decyduje się na czasowe blokady, które mają też charakter regionalny (zwykle w Teheranie i Kurdystanie). Niemożliwy jest dostęp do WhatsAppa i Instagrama, które na co dzień są głównym narzędziem komunikacji wielu Irańczyków. Wiele oprogramowań VPN zostało zhakowanych przez programistów powiązanych z rządem. Sygnał internetowy i telefoniczny jest słabszy od czwartej po południu do północy – bo protesty przybierają na sile po godzinach pracy.

Isik Mater z NetBlocks mówił BBC: „Blokowanie internetu jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi, jakie władze Iranu dostały w swoje ręce, gdy na ulicach wybuchają niepokoje”.

Pomimo to o wielu nagraniach z Iranu dowiedział się świat. Symbolem obecnych protestów stał się film z Twittera, pokazujący kobiety palące swoje hidżaby. Krótkie nagranie ma niesamowitą moc: oglądając je, Iranki nie czują się same, stają się odważniejsze, uświadamiają sobie, że walka o prawa kobiet w ich kraju to nie kwestia pojedynczego incydentu, lecz ruch, z którym coraz więcej kobiet się utożsamia. I z tej mocy, a także z zagrożenia dla systemu, władze zdają sobie sprawę.

– Komunikatory internetowe od kilku lat odgrywają coraz większą rolę w organizowaniu antyrządowych protestów w Iranie i obawa w tej materii jest motorem działań władz – ocenia dr Jakub Gajda.

„Nałożono ograniczenia”

– Irańskie społeczeństwo jest jak na bliskowschodnie standardy silnie scyfryzowane – dodaje Gajda. – Wyłączenie internetu jest zatem ciosem w jedną z najbardziej wrażliwych sfer Irańczyków. Podobnie byłoby zresztą w większej części świata. Jednak nie wszędzie władze czują się na tyle zagrożone przez własne społeczeństwo, by posuwać się do tak drastycznych ruchów. W Iranie burzliwe nastroje społeczne związane z brakiem dostępu do sieci są potęgowane faktem, że mimo rutynowych prób filtrowania treści przez władze, Irańczycy przez serwery VPN uczynili z wirtualnej przestrzeni swoje okno na świat. Ten świat, który nie jest rządzony przez konserwatystów i surowe prawa szariatu.

Minister komunikacji Isa Zarepour przyznał, że „nałożono ograniczenia na niektóre platformy internetowe, bo stały się narzędziem do przekazywania wiadomości przez protestujących”. Podkreślił, że będą one trwać, dopóki ludzie będą protestować.

Odpowiadając na obawy dotyczące szkód, jakie blokada internetu może wyrządzić setkom tysięcy firm, Zarepour zasugerował, że irańskie firmy nie powinny korzystać z zagranicznych aplikacji. I dodał, że ministerstwo stara się opracować irańskie aplikacje, które będą wykorzystywane przez przedsiębiorców.

To obietnica, którą irańscy urzędnicy składają od 2009 r., kiedy to blokowanie mediów społecznościowych zostało po raz pierwszy wdrożone przez Teheran. Jednak kilka aplikacji, które powstały do tej pory, nie zdobyło popularności – ludzie im nie ufają, boją się, że służą one także do pozyskiwania ich danych.

Musk, niedoszły wybawiciel

Administracja USA zdaje sobie sprawę, że ograniczony dostęp do internetu może wpłynąć na dynamikę protestów. Po raz pierwszy w historii zdecydowała się na tymczasową zmianę przepisów, ułatwiając amerykańskim firmom technologicznym oferowanie wybranych usług Irańczykom bez naruszana sankcji nałożonych przez USA na Iran.

Zaraz po tym miliarder i przedsiębiorca Elon Musk w charakterystyczny dla siebie sposób ogłosił na Twitterze: „Activating Starlink” (Uruchamiamy Starlinka), tj. system satelitarny budowany przez SpaceX, firmę Muska (po rosyjskiej inwazji na Ukrainę Musk umożliwił w ten sposób Ukraińcom dostęp do sieci w regionach, gdzie trwały walki).

Była to reakcja na głos Erfana Kasraiego – ten urodzony w Iranie dziennikarz zajmujący się nauką stwierdził, że nieograniczony dostęp do internetu w Iranie zmieni wszystko, jeśli chodzi o protesty po śmierci Kurdyjki. Musk postanowił zadziałać. Ale na razie na słowach się skończyło, gdyż spełnienie jego obietnicy nie jest takie proste.

System telekomunikacyjny Starlink działa bowiem na takiej zasadzie, że konstelacja ok. 2,5 tys. satelitów (ich liczba stale rośnie), które krążą na niskiej orbicie (ok. 550 km), łączy się z terminalami satelitarnymi użytkowników na Ziemi. I tak jak satelitów musi być dużo, tak dużo musi być też stacji naziemnych, które umożliwiają łączność z internetem.

W Ukrainie nie był to problem, firma Muska dostarczyła tam 15 tys. terminali, a stacje naziemne zostały rozlokowane w porozumieniu z rządem. Natomiast zapewnienie w ten sposób łączności w Iranie jest niemożliwe: o ile można wyobrazić sobie starlinki w niskiej orbicie nad Iranem, o tyle rozmieszczenie na Ziemi licznych stacji nie wchodzi w grę. Irański rząd ponadto uznaje terminale satelitarne za zagrożenie dla bezpieczeństwa – musiałyby one zostać wwiezione do kraju nielegalnie (dodajmy, że niezależnie od tych wyzwań sprzętowych, takie działanie Muska bez zgody Iranu byłoby nielegalne w świetle prawa międzynarodowego).

Jak na razie, zamieszanie wokół Starlinka wykorzystali hakerzy, rozpowszechniając wirusy poprzez strony mające zawierać instrukcje dla Irańczyków dotyczące Starlinka.

Te same prawa

W Iranie, gdzie wszystkie stacje telewizyjne są państwowe, internet przejął funkcję wolnych mediów. Dzięki dostępności smartfonów i mediów społecznościowych każdy może wykorzystać swój telefon do dokumentowania problemów społecznych: bezdomności i ubóstwa, złego traktowania afgańskich uchodźców, nadużywania władzy przez urzędników, nękania kobiet przez policję za ich ubiór czy innej przemocy z jej strony.

Bez internetu wiele tych zjawisk pozostałoby w ukryciu, gdyż nikt w publicznym obiegu informacji ich nie dokumentuje. Internet umożliwia też krytyczną debatę gospodarczą i polityczną w kraju, gdzie drzwi do takiej publicznej dyskusji są zamknięte.

– Zarówno w prawie międzynarodowym, jak i w orzecznictwie sądów krajowych, m.in. USA, Kostaryki czy Grecji, pojawia się prawo dostępu do internetu. Zgodnie z wytycznymi ONZ z 2016 r. rządy państw powinny się powstrzymać od blokowania, spowalniania czy ograniczenia w inny sposób dostępu do sieci – ocenia Dominika Bychawska-Siniarska, prawniczka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

– Jeśli Iran będzie kontynuował blokady internetu, rozbudowując przy tym swoją, w pełni kontrolowaną sieć, dołączy do Chin czy Rosji – uważa ekspertka. – Te same prawa, jakie przysługują w świecie realnym, w tym dostęp do informacji, prawo do wyrażania opinii czy do swobodnej komunikacji, przysługują też w świecie cyfrowym.

Autorytarne rządy na świecie coraz częściej stosują taktykę odcinania ludzi od globalnej sieci – w celu powstrzymania protestów, cenzurowania, kontrolowania wyborów i uciszania obywateli. Iran był odpowiedzialny za pięć z 23 wyłączeń internetu udokumentowanych na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej w 2021 r. (według Access Now: organizacji, która monitoruje naruszenia wolności internetu). Tym sposobem zajął miejsce na podium tego niechlubnego rankingu – więcej wyłączeń było tylko w Indiach (106) i Birmie (15).

 

Do dziś nie wiadomo, ilu ludzi zginęło w trakcie Krwawego Abanu – jak nazywa się (od miesiąca w kalendarzu perskim) protesty zapoczątkowane w listopadzie 2019 r. Ministerstwo spraw wewnętrznych mówi o 215 ofiarach śmiertelnych, Agencja Reutera o półtora tysiąca. Blokada internetu utrudniła dokumentowanie tych protestów.

Teraz jest tak samo. Z perspektywy bezpiecznej Warszawy śledzenie intensywności użycia hasztagu „#Mahsa_Amini” w różnych mediach społecznościowych dobrze pokazuje, kiedy Irańczycy mają teraz dostęp do internetu, a kiedy jest on ograniczony.

I kiedy można mieć nadzieję, że moi przyjaciele wreszcie mi odpiszą. ©

Autorka, prawniczka i absolwentka Central European University, zajmuje się public affairs w tematach cyfrowych. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz praw użytkowników w internecie. Propagatorka podróżowania wśród kobiet, czterokrotnie była w Iranie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Selfie bez hidżabu