Iranki: nasz bunt trwa

„Ciężko mi opowiadać znajomym z Iranu o szczęśliwym życiu, które mam tutaj, bo wiem, co tam przeżywają” – mówi Sayna. Jak Iranki żyjące w Polsce odbierają to, co od roku dzieje się w ich ojczyźnie?

10.09.2023

Czyta się kilka minut

Rok kobiecej rewolucji
Mieszkanka Teheranu zwiedza XV-wieczny pałac Golestan w irańskiej stolicy, wrzesień 2023 r. / MORTEZA NIKOUBAZL / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Sara patrzy prosto w obiektyw. Kadrjest pozbawiony kolorów, w delikatnym półświetle widać tylko połowę twarzy, reszta tonie w czerniach i szarościach. „To dla nas początek czegoś wielkiego – mówi. – Od 44 lat kobiety w Iranie nie miały takiej władzy. Nigdy nie miałyśmy tyle nadziei. Dla nas to początek rewolucji”.

Scena pochodzi z filmu „Jina” w reżyserii Emilii Pluskoty, intymnego dokumentu, którego bohaterkami są mieszkające w Polsce Iranki. Gdy w listopadzie 2022 r. siadały przed kamerą, było już miejsce na nadzieję. Na irańskich ulicach demonstrowały codziennie setki tysięcy ludzi, palono portrety ajatollaha Alego Chamaneiego, najwyższego przywódcy islamskiej republiki, a kobiety zdejmowały hidżaby, nakrycia głowy obowiązujące w miejscach publicznych.

– Ale pierwszego dnia był tylko wkurw i smutek – mówi mi Sayna, także bohaterka filmu, która cztery lata temu wyjechała z Teheranu do Polski. – Pamiętam dużo łez. I dużo strachu.

Wszystko zaczęło się 16 września 2022 r., gdy w szpitalu w Teheranie zmarła 22-letnia Mahsa Jina Amini. Trzy dni wcześniej Kurdyjkę aresztowała policja obyczajowa, prawdopodobnie za źle założony hidżab, odsłaniający trochę włosów, i zbyt obcisłe spodnie. Władze twierdziły, że przyczyną śmierci był zawał. Dzięki relacjom świadków i pracy dziennikarek, Niloofar Hamedi i Elaheh Mohammad, wiemy, że prawda jest inna: Mahsa została zakatowana. Jej śmierć była katalizatorem dla największych protestów od rewolucji islamskiej z 1979 r. Hasło brzmiało teraz: „Zan. Zendegi. Azadi”. „Kobieta. Życie. Wolność”.

Co stało się z tym hasłem i Iranem przez rok od tamtych wydarzeń?

STRACH I REPRESJE | Farsi jest jednym z niewielu języków, który nie rozróżnia płci. Nie można tego powiedzieć o państwie, gdzie mówi się w farsi.

Sara i Sayna naprawdę noszą inne imiona. Pozostałe bohaterki „Jiny” też są anonimowe, w filmie nie pokazują twarzy, a jednej zmieniono głos. Choć żyją w Polsce, zbyt otwarta krytyka władz Iranu to ryzyko dla nich i ich najbliższych. Niebezpieczna może być choćby wizyta w ambasadzie. – Rok temu przedawniło się moje prawo jazdy – mówi Sayna. – Boję się tam pójść, by wyrobić nowe.

Ich powrót do ojczyzny mógłby się skończyć fatalnie. Wielu Irańczyków, którzy byli na „radarze” władz, wprost z lotniska w Teheranie trafiło do aresztu. W innych przypadkach władze groziły ich bliskim. Telefony, które uprzejmie doradzały ostrożność i informowały: „Wiemy, gdzie mieszka i pracuje twoja rodzina”.

Reżim próbuje paraliżować protesty nie tylko strachem, także gołą siłą. Brat Sary został aresztowany za udział w nich, miał pokazowy proces. Dziś jest wolny, ale pod warunkiem, że nie będzie się wychylał; nie może też opuścić kraju.

Inni nie mieli tego szczęścia. Przez pięć miesięcy od śmierci Mahsy aresztowano ponad 20 tys. ludzi. W roku 2022 wykonano 582 egzekucje, o 75 proc. więcej niż rok wcześniej. Nie wiadomo, ilu ludzi zginęło na ulicach – organizacje praw człowieka mają ograniczony dostęp do danych. Według ONZ zabito co najmniej 44 dzieci.

KOBIETY KOBIETOM | Narzędziem kontroli jest też formacja odpowiedzialna za śmierć Mahsy Amini: Gašt-e Eršād, policja obyczajowa. Patrole (w dużej mierze złożone z kobiet) pilnują zgodnego z zasadami islamskiej republiki ubioru i zachowania.

Sara dorastała w Isfahanie, trzecim największym mieście. Wspomina: – Miałam kiedyś gości z Francji, dwóch mężczyzn. Po zwiedzaniu miasta usiedliśmy w parku, by zapalić. Rozmawialiśmy o „Persepolis”, animacji pokazującej irański reżim. Nie spodziewałam się, że zaraz zobaczę scenę jak z tego filmu. Nadchodziły cztery kobiety. Taki patrol rozpoznaję z daleka po chodzie i ubiorze. Wszystkie mamy wbudowany „radar”. Ostrzegłam kolegów. Uśmiechnęli się tylko i pewnie pomyśleli, że mam paranoję.

Dalej było tak: – Otoczyły nas, mnie wyzywały od kurew i zaczęły przesłuchiwać na miejscu. Wezwały wsparcie przez radio, przyjechało dziesięciu mężczyzn na motorach. To wyglądało jak operacja antyterrorystyczna. Kolegom kazałam uciekać. Byli przerażeni. Wiedziałam, że lepiej poradzę sobie bez myśli o ich bezpieczeństwie z tyłu głowy.

Ciąg dalszy miał miejsce na posterunku, gdzie trafiła Sara: – Był pokój z lampą i krzesłem. Masz tu dwie opcje: jeśli zaczniesz się kłócić i mówić, co myślisz, możesz skończyć jak Mahsa. Druga opcja zwykle gwarantuje bezpieczeństwo: zaczynasz przepraszać za to, że żyjesz, jak się ubrałaś i co robiłaś. Obiecujesz poprawę. Wtedy zwykle puszczają. A ty wracasz do domu i masz koszmary.

KIJ I MARCHEWKA | Patrole Gašt-e Eršād są bezkarne. Mogą obrażać, bić, zastraszać. Zarzut się znajdzie: rozpięty guzik, wystający kosmyk, zbyt jasne spodnie. W trakcie przesłuchań padają obelgi, groźby gwałtu, sprośne żarty.

– Kiedyś w Teheranie wracałam z uniwersytetu – mówi mi Sayna. – Miałam hidżab, spodnie, na to jeszcze krótkie manto, to typ tradycyjnej sukni. Widziałam, że patrol idzie za mną. Spanikowałam. Uciekłam w boczną uliczkę, zadzwoniłam do pierwszych drzwi, które zobaczyłam. Otworzył starszy mężczyzna i wpuścił do przedpokoju na parę minut. Stałam tam, trzęsąc się ze strachu. Wolałam wejść do domu obcego faceta, niż ­spotkać się z nimi. Choć przecież nie zrobiłam nic złego.

Przez ostatni rok władze to łagodziły działania policji obyczajowej i wycofywały patrole z ulic, to znów pozwalały im na wszystko, urządzając pokazy siły. Kij i marchewka.

– To nasza codzienność – mówi Sara. – Nie ma dziewczyny w Iranie, która tego nie przeżyła. Mahsa nie była pierwszą ani ostatnią, dla której skończyło się to tragicznie. Tylko że w większości przypadków o śmierci dowiaduje się jedynie rodzina i znajomi, a wszyscy boją się mówić. Tutaj było inaczej.

W czerwcu za zamkniętymi drzwiami zaczął się proces Niloofar Hamedi i Elaheh Mohammad, które nagłośniły los Amini, co wywołało protesty. Zarzuca się im m.in. „spisek z obcymi siłami przeciw bezpieczeństwu państwa”.

CHCIAŁAM NORMALNOŚCI | Protesty w Iranie to nie tylko walka o zdjęcie hidżabów. Lista naruszeń praw człowieka jest długa. 15 sierpnia 2022 r., miesiąc przed śmiercią Mahsy, prezydent Ebrahim Raisi podpisał dekret pozwalający wykorzystywać technologię rozpoznawania twarzy do tropienia i karania nieobyczajnie ubranych kobiet. Za homoseksualny związek mężczyznom grozi kara śmierci, a kobietom więzienie. Nie ma mowy o wolności mediów. Od roku władza coraz mocniej dokręca tu śrubę.

Ale jest też drugi aspekt: ekonomiczny. Bogaty w surowce Iran jest krajem biednych ludzi, bo zyski pożera gigantyczny aparat państwowy. W ostatnim roku sytuacja się pogorszyła. W dodatku państwo jest największym pracodawcą, więc niepokornych łatwo zastraszyć utratą posady.

Ci, którym się to uda, wyjeżdżają.

Sara opuściła Iran, mając 21 lat. Mieszkała w Malezji, po czym za miłością (jej partner to Polak) przyjechała do Warszawy: – Emigracja jest przywilejem. Musisz znać język, ale też mieć pokaźną sumę na koncie i zabezpieczenie finansowe, bez tego nie dostaniesz wizy. Znam ludzi, którzy 10 lat młodości poświęcili, by odłożyć pieniądze. Moi rodzice są nauczycielami, nie jesteśmy bogaci, więc pracowałam od 16. roku życia. Ale tak naprawdę nie wyjeżdżamy po pieniądze. Zrozum, ja chciałam zostać pilotką. Chciałam wielu rzeczy. Normalnego życia. Na nic z tego w Iranie nie mamy szans.

PRZEPAŚĆ | Sayna jest lesbijką. W Iranie musiała żyć w ukryciu. Do Polski przyleciała cztery lata temu na wymianę podczas studiów doktoranckich. Została. – Paradoksalnie czasem jest nam, lesbijkom, łatwiej – opowiada. – Dwie dziewczyny mogą udawać koleżanki, zamieszkać razem. Dziewczyna z chłopakiem bez ślubu nie mają na to szans. Nie zmienia to faktu, że za to, kim jestem, mogę w Iranie spędzić pół życia w więzieniu. Na szczęście późno odkryłam moją orientację. I bez tego byłam załamana, że ciągle muszę zamykać oczy na moje marzenia, przekonania i żyć w jakiejś okropnej fikcji.

Po roku studiów znalazła w Polsce pracę. – Udało się tylko dlatego, że zapieprzałam na tych studiach, to był mój paszport – mówi. W 2019 r. wróciła na chwilę do Iranu i przez pandemię utknęła tam na rok. – Po powrocie do Polski musiałam iść na terapię – wspomina.

Na terapię chodziło też wielu jej znajomych po traumatycznych przeżyciach z ostatniego roku. Kilku musiało ją przerwać, nie było ich stać.

– Ciężko rozmawia się z bliskimi z Iranu – mówi Sayna. – Nie chodzi tylko o to, że internet jest bez przerwy blokowany i nie wszystko można powiedzieć, gdy nie wiadomo, kto jeszcze słucha. Ciężko mi opowiadać znajomym z Iranu o szczęśliwym życiu, które mam tu w Polsce, bo wiem, co oni tam przeżywają. Jest między nami przepaść.

Przez ostatni rok Iranki mieszkające w Polsce żyły tym, co działo się na ulicach Teheranu, Isfahanu i innych miast. Miały poczucie winy, że obserwują to z oddali.

SZARZY LUDZIE | Dziś może się wydać, że z buntu, który wybuchł rok temu, niewiele zostało. Ajatollahowie jak rządzili, tak rządzą, reżim nie ugiął się przed demonstrantami. Rewolucyjny nastrój osłabł.

– Nie da się wiecznie żyć na barykadach – mówi Sayna. – Ale zmiana jest widoczna. Na zdjęciach widzę moje koleżanki w ciuchach, w których jeszcze rok temu nie wyszłyby na ulice. Raisi i Chamanei mogą mieć wojsko i policję, ale nie aresztują wszystkich. A młode pokolenie ma dosyć życia przez nich urządzonego.

Poprzednie masowe protesty w Iranie miały miejsce po wyborach prezydenckich w 2009 r. Władza posłała paramilitarne bojówki do pacyfikacji uniwersytetu w Teheranie. Sayna była wtedy studentką, przeżyła to na własnej skórze. – Dziś jest inaczej niż wtedy. Protestuje nie tylko bogaty Teheran, ale cały Iran, nawet małe miasteczka. Mamy takie określenie: „szarzy ludzie”. Oznacza tych, którzy nie angażują się ani po jednej, ani po drugiej stronie. Dziś jest ich coraz mniej.

– Wtedy wiele osób chciało zmian, ale nadal w ramach republiki islamskiej – dodaje Sara. – Dziś już wiemy, że ten reżim musi upaść. Oni też zaczęli się bać. Kamery okazują się naszą silną bronią. Patrole Gašt-e Eršād zaczęły się bać nagrań. Znajomi donoszą mi, że przestali zaczepiać nastolatki, które nie mają nic do stracenia, a smartfony zawsze przy sobie.

NADZIEJE | Kolejna zmiana: nigdy w Iranie tak wielu mężczyzn nie wspierało walki o prawa kobiet. – Mój kuzyn, choć nie jest przesadnie religijny, przez 20 lat kazał żonie nosić hidżab. Dla jej bezpieczeństwa, tak twierdził – mówi Sayna. – Ostatnio widzę ją na zdjęciach z odkrytą głową. Władza jest ta sama, ale w ludziach zmieniło się wszystko.

– Od początku wiedziałam, że republika islamska nie upadnie w jeden dzień – mówi Sayna. Uważam, że nie obalimy jej przemocą, bo w tym oni są lepsi niż my. Widzę, że po prostu coraz więcej ludzi zaczyna ich lekceważyć. Na co dzień, małymi gestami. A żadna dyktatura, którą można otwarcie lekceważyć i obśmiać, nie przetrwa.

Rok kobiecej rewolucji

Jednym z problemów ruchu protestu jest brak liderów. Jednym z niewielu kandydatów do poprowadzenia transformacji Iranu jest Reza Pahlavi, syn ostatniego szacha, obalonego podczas rewolucji islamskiej. Tyle że żyje na emigracji.

Kolejnym wyzwaniem jest to, jak posklejać pęknięty kraj. – Stałam kiedyś z siostrą na ulicy – wspomina Sara. – Miałam beżową chustę, ona niebieską. Podeszła do nas nieznajoma w czadorze. Nazwała nas diablicami, bo nosimy kolory zamiast czerni. Odparłam, że jest gorąco, to był upalny dzień. Usłyszałam, że gorąco będzie mi dopiero w ogniu piekielnym. Ta dyktatura poszczuła nas na siebie nawzajem. Miną dekady, zanim to przepracujemy.

ROK PÓŹNIEJ | 16 września mija rok od śmierci Mahsy Amini. W Iranie zapewne odbędą się demonstracje. W Warszawie będzie protest połączony z pokazem filmu „Jina”.

– Serce chciałoby, by wszyscy wyszli na ulice, a władza runęła w jeden dzień – uważa Sayna. – Ale rozum podpowiada: to będzie maraton, nie sprint. Musimy go przetrwać. Odwrotu od zmian w Iranie już nie ma.

Sara była u rodziny w Iranie, gdy zabito Mahsę, i gdy wszystko się zaczęło. Nie poszła na ulice, by walczyć. Wyjechała do Polski. Ze strachu, z poczucia odpowiedzialności, z troski o rodziców? 70-letni ojciec błagał ją, by nie ryzykowała.

Wspomina to w filmie. Kruczowłosa dziewczyna siedzi przed kamerą, płacze i mówi: „Ile możemy uciekać z naszego domu przed tym, co nam przeszkadza? Całe życie słyszałyśmy: nie podoba ci się? Wyjedź. Nie chcesz nosić hidżabu? Wyjedź. Idź sobie. Nie! To oni niech sobie idą”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Rok kobiecej rewolucji