Sędzia potrzebny od zaraz

Na emeryturę przechodzi 75-letnia Sandra Day O'Connor, pierwsza kobieta w Sądzie Najwyższym USA. Jej ustąpienie otwiera krucjatę polityczną przeróżnych środowisk społecznych, być może bez precedensu we współczesnej historii.

17.07.2005

Czyta się kilka minut

W USA zaczęły się wakacje. Na ostatniej wiosennej sesji Sądu Najwyższego dziewięciu sędziów ogłosiło wyroki w sprawach umieszczania kamiennych tablic z Dekalogiem w budynkach federalnych i stanowych. Sprawa była niezbyt interesująca, lecz dziennikarze czekali na werdykt w napięciu. Spodziewano się, że z końcem sezonu swą dymisję ogłosi poważnie schorowany prezes Sądu, 80-letni William Rehnquist. Nic takiego się nie stało, natomiast gdy publicyści zdążyli kilka dni później podsumować tegoroczną działalność sędziów, jak grom spadła inna wiadomość: na emeryturę przechodzi Sandra Day O’Connor.

Na korzyść korporacji

Zamiast sielskiego urlopu od politycznych sporów, Amerykanie dostaną porcję nie lada wrażeń. Jest to wszak pierwsza od 11 lat dymisja z SN, a jej okoliczności są wyjątkowe. Stany Zjednoczone są podzielone, a rany po ostatniej wyborczej batalii jeszcze się nie zabliźniły. Poza tym ustąpiła sędzina, której poglądy sytuowały ją idealnie pośrodku izby; jej głos w większości kontrowersyjnych spraw przeważał, raz na stronę przywiązanych do pierwotnego tekstu konstytucji konserwatystów, innym razem na rzecz szukającej inspiracji we współczesnym międzynarodowym orzecznictwie lewicy. Sandra Day O’Connor często wyrokowała na korzyść wielkich korporacji, a w najważniejszym momencie feralnej kampanii z 2000 r. poparła przerwanie ponownego liczenia głosów na Florydzie. Werdykt ten, przegłosowany większością 5 do 4, otworzył drzwi do Białego Domu George’owi W. Bushowi. Będący w mniejszości sędzia John Paul Stevens nazwał go klęską amerykańskiego prawa.

Ale w sprawach społecznych O’Connor stopniowo przesuwała się w lewo. Jeszcze w 1986 r. była za utrzymaniem surowych przepisów stanu Georgia, wedle których akt homoseksualny uważano za przestępstwo.

W 2003 r. w orzeczeniu w sprawie Lawrence v. Teksas przychyliła się do opinii większości uznającej sodomy law za niekonstytucyjne, co przyjęto za przełom w emancypacji mniejszości seksualnych. Głos Sandry Day O’Connor przeważył też w orzeczeniach legalizujących akcję afirmatywną (czyli systemy kwotowe promujące Afroamerykanów i Latynosów w przyjmowaniu na studia), aborcję i zakazujących modlitwy podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego czy przed meczami futbolowymi. Jej ustąpienie otwiera szeroką krucjatę polityczną przeróżnych środowisk, być może bez precedensu we współczesnej historii.

Minimalna przewaga

Prezydenta Busha czeka zapewne dotkliwy ból głowy, albowiem to on musi wskazać nowego sędziego i to takiego, który wzbudzi względnie najmniejsze kontrowersje. Ostatnim razem, gdy Bill Clinton w czasie pierwszej kadencji wskazał do Sądu Ruth Bader Ginsburg i Stephena G. Breyera, obyło się bez większych zastrzeżeń. Gdy jednak w 1987 r. Ronald Reagan próbował obsadzić wakujące miejsce, udało mu się to za trzecim razem. Najpierw Senat odrzucił ultrakonserwatywnego sędziego Roberta Borka z Okręgowego Sądu Apelacyjnego w Waszyngtonie (drugiego co do ważności w systemie federalnym, traktowanego jako trampolinę do SN). Stało się tak, gdyż Bork w swych esejach i wystąpieniach krytykował Ustawę o Prawach Obywatelskich (Civil Rights Act) z 1964 r., będącą fundamentem desegregacji rasowej w Stanach Zjednoczonych. W epoce, w której wykluwała się polityczna poprawność, poglądy sędziego brzmiały jak gorzkie żarty z historii społecznej. Drugi kandydat, Douglas Ginsburg, sam zrezygnował pod presją Białego Domu, gdy okazało się, że jako profesor prawa na Harvardzie popalał marihuanę w latach 70. Bez kontrowersji Senat zatwierdził dopiero Anthony’ego Kennedy’ego z Kalifornii (zbieżność nazwisk z rodziną JFK przypadkowa).

Największy skandal miał jednak miejsce w 1991 r., gdy po ustąpieniu pierwszego czarnoskórego sędziego Thurgooda Marshala Bush senior wybrał kolejnego Afro-amerykanina, Clarence’a Thomasa. Gdy podano do publicznej wiadomości, że to właśnie on ma zostać zaprzysiężony, jego własna współpracowniczka z Komisji Równych Szans w Zatrudnieniu (EEOC) Anita Hill oskarżyła go o molestowanie seksualne. W całej tej sprawie skompromitował się nie tylko Thomas, ale cała parlamentarna Komisja Sprawiedliwości. Jej członkowie, chcąc obronić kandydaturę sędziego, upokorzyli panią Hill dość poważnie. Kandydat przeszedł, choć minimalną przewagą 52 do 48 głosów, lecz senaccy mizogini zostali ukarani: w następnym roku, zwanym “rokiem kobiet", do Senatu wybrano rekordową liczbę pań.

Dziś przed prezydentem stoi niezwykle trudne zadanie. Sędzina O’Connor była osobą o poglądach umiarkowanych. Jej następca z pewnością przeważy kruchą równowagę na prawo. Paradoks polega jednak na tym, że i na samej prawicy są różne wizje Sądu Najwyższego, a wobec wszystkich głowa państwa chce pozostać lojalna. George’owi Bushowi najbardziej odpowiadałoby, gdyby nowym sędzią został prokurator generalny i sekretarz sprawiedliwości Alberto Gonzales. Znają się długo: Gonzales był pełnomocnikiem Busha, gdy ten sprawował urząd gubernatora Teksasu. Potem obaj przenieśli się do Białego Domu. Wierny prawnik reprezentował prezydenta... właśnie przed Sądem Najwyższym, w sprawach, w których administracja była stroną w sporze. Wówczas Gonzales zasłużył sobie na wrogość liberalnych organizacji społecznych, gdyż uparcie bronił prawa władzy wykonawczej do omijania sądów w przetrzymywaniu tzw. enemy combatant (jeńców walki) w więzieniach, np. w bazie w Guantanamo. Na drodze do jego nominacji mogą też stanąć zachowawcze stowarzyszenia protestanckie, typu born-again christians (odrodzeni chrześcijanie), do których zalicza się także prezydent. Gonzales nie jest dla nich dostatecznie stanowczy, gdy idzie o walkę z aborcją. To wystarczy, by zablokować prokuratora generalnego w procedurze nominacyjnej (a Bush marzy o tym, by wprowadzić do SN pierwszego Latynosa).

Sędzia - wróg prezydenta

Kluczowym problemem nadchodzących kadencji Sądu (jedna trwa rok) może okazać się aborcja. Większość kandydatów prezydenta z tzw. “krótkiej listy" opowiada się za zniesieniem wyroków “Roe v. Wade" i “Planned Parenthood v. Casey", na mocy których przerywanie ciąży jest w USA legalne. Poza tym sędziowie będą musieli rozstrzygnąć sprawy małżeństw osób tej samej płci, nadużyć administracji w kampanii przeciw terrorowi oraz - w dalszej kolejności - zinterpretować II poprawkę do Konstytucji, w myśl której Amerykanom wolno posiadać broń.

Warto jednak wytłumaczyć wreszcie, co może prezydenta Busha przyprawić o wspomniany ból głowy. Otóż, nawet gdyby znalazł on idealnego kandydata, który swym ultrakonserwatyzmem odpowiadałby elitom finansowym i religijnej prawicy, szybko narodziłaby się obawa, że ten sędzia stałby się wrogiem prezydenta. Taki prawnik może, i owszem, wydawać zachowawcze werdykty, lecz jako klasyczny libertarianin (spadkobierca poglądów Ayn Rand i Roberta Nozicka) będzie zawsze bronić obywatela przed nadmierną - i jego zdaniem zupełnie niepotrzebną - ingerencją państwa. Tym samym mógłby wyrokować przeciw ograniczeniom wynikającym z tzw. “ustawy patriotycznej", czyli kontrowersyjnego prawa przygotowanego przez administrację, by skuteczniej walczyć z terroryzmem. Chodzi m.in. o inwigilację bibliotek, możliwość więzienia bez wyroku sądowego czy też przekazywanie danych bankowych FBI.

A gdy prezydentowi uda się wyłonić kompromisowego kandydata z własnego obozu politycznego, czeka go starcie z senacką lewicą, czyli demokratami. Pat Leahy z Vermont, jeden z największych radykałów w izbie, a przy tym czołowy reprezentant opozycji w Komisji Sprawiedliwości, zapowiedział, że bardzo prawdopodobna będzie obstrukcja. To dość kuriozalny sposób blokowania obrad przez którąś z frakcji, tak by ta forsująca swego kandydata odstąpiła od popierania go i zgodziła się na kogoś innego. W praktyce przypomina to bliskie naszym oczom zajmowanie parlamentarnej mównicy i gadanie od rzeczy, np. recytowanie zasad brydża z podręcznika. Tylko po to, by nie dopuścić do głosowania nad kandydatem i opóźnić proces nominacji.

Bezprecedensowe przetasowanie

Obstrukcja zdarza się dość często. Ostatnio miała miejsce przy zatwierdzaniu kontrowersyjnej sędziny Priscilli Owens do 5. Apelacyjnego Sądu Okręgowego dla stanów południowych w Nowym Orleanie. Ale niewykluczone, że źle rokujący spór o nowego sędziego zostanie rozwiązany, zanim się na dobre rozpocznie. Ciche rozmowy prowadzą już ze sobą liderzy republikańskiej większości (Bill Frist) i demokratycznej mniejszości (Harry Reid) w Senacie.

Powodem dymisji Sandry Day O’Connor jest ponoć zmęczenie oraz potrzeba opieki nad chorym małżonkiem. Jednak stan zdrowia sędziego Rehnquista wydaje się na tyle poważny, że niedługo i on ustąpi. Może rezygnacja pierwszej kobiety w historii Sądu Najwyższego to tylko uwertura do większej zmiany, jaką byłoby odejście samego prezesa izby. Wówczas doszłoby do bezprecedensowego przetasowania, a prezydent mógłby z niego wyjść obronną ręką. George W. Bush nakarmiłby wilka, wskazując do Sądu surowego ideologa na pierwszy z pustych foteli, a jednocześnie ocalił owcę (czyli dobro amerykańskiego prawa) mianując na drugi pragmatyka wsłuchanego w społeczne potrzeby.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2005