Sceny częściowo kombatanckie

15.03.2021

Czyta się kilka minut

Wesoły”

Burzliwie było. Na wszystkich posierpniowych zebraniach było bojowo i burzliwie. Ludzie rwali się do głosu i nie słuchali wyjaśnień. Nie o to chodziło, żeby słuchać, tylko żeby wykrzyczeć.

W naszej spółdzielni mieszkaniowej też było głośno i odważnie. Mniejsza o tematy – garaże, przekręty albo czynsz. Należało wygarnąć, to było ważne.

Jeden z mężczyzn wygarniał działaczowi spółdzielczemu. Działacz siedział za stołem prezydialnym. Odpowiadał. Mężczyźnie nie podobały się odpowiedzi, denerwował się, na koniec krzyknął: – Pan jest tchórzem!

Człowiek za stołem przestał tłumaczyć.

Mężczyzna uznał to za zwycięstwo i powtórzył, zmieniając nieco szyk zdania: – Tchórzem pan jest!

Był zadowolony z wrażenia i z siebie i zaczął w kółko powtarzać trzy słowa: – Tchórzem pan jest! Tchórzem pan…

Przerwał mu prowadzący spotkanie.

Powiedział:

– Ten pan ma Virtuti Militari.

Ten pan jest bohaterem drugiej wojny światowej. Nazywanie tego pana tchórzem wydaje mi się niestosowne.

Mężczyzna przestał krzyczeć.

Sala zamilkła.

Nie pamiętam, czy wróciliśmy do garaży i czynszu. Pewnie tak.

Pracował u Wedla. Był akwizytorem i nosił czekoladowe wyroby na gestapo.

Chodził na aleję Szucha dzień w dzień, był tam ponad tysiąc razy.

Z pokoju komisarza Langa, który skatował „Rudego”, zadzwonił do „Orszy”, dowódcy Szarych Szeregów. Szyfrem zawiadomił, że „Rudego” trzeba natychmiast odbić. Odbijanie „Rudego” znane jest jako Akcja pod Arsenałem.

Brał udział w wykonaniu wyroku na Langu.

W powstaniu był ranny.

Po wojnie pracował w spółdzielczości mieszkaniowej.

Na naszym zebraniu usłyszał, że jest tchórzem.

Pamiętał to zebranie przez cztery lata. Krótko. Do końca życia.

Działo

Chcieliśmy zapytać o parę rzeczy.

Na przykład:

Prowadzić grę czy iść na całość.

Jeśli grę, to w jakich granicach.

Jeśli na całość, to w imię czego.

A jeśli o życiu mowa, to ważniejsze zbiorowe życie czy sens własnego, pojedynczego.

Zaprosiliśmy – Marcin Król i ja – Marka Edelmana i Stanisława Broniewskiego, „Orszę”.

ME mógł przyjść, bo sprzed łódzkiego domu odjechały ubeckie samochody. Cztery stały, dwa od ogrodu, dwa od frontu, na Zelwerowicza. Pilnowały, żeby „pan doktór” nie wymknął się do Warszawy na rocznicę powstania.

Odjechały i delegacje zagraniczne, z których żadna nie próbowała sforsować ubeckiego kordonu. Zawracały bez słowa spod drzwi, a Edelman krzyczał za nimi: – Przeżyliście, bo jesteście tchórzami! (Były to najbardziej obraźliwe słowa, jakie mu przyszły na myśl). Zapamiętali ten krzyk. Mówili o nim po latach. Tłumaczyli się, że się urodzili po wojnie i nie musieli przeżyć.

„Orsza” zaczął od oczu. Polskich oczu, którymi patrzył na żydowską tragedię. I od kurtyny, za którą wyobraźnia nie sięga, bo takich tragedii nigdy nie było.

Były, wtrącił Edelman. Rzeź Ormian była tragedią.

„Orsza” – że dawno temu i daleko stąd.

Edelman – że nie szkodzi. Była.

Któryś z historyków – chyba Jerzy Jedlicki – spytał o rewolwery. Ile ich mieli w getcie, jak zaczynały się transporty.

Dziesięć?

Trochę mniej.

Pięć?

Jeden rewolwer mieli. Przydał się, wykonali wyrok na Szeryńskim, komendancie żydowskiej policji.

Jeden rewolwer, westchnął „Orsza”. Mój Boże… Tak jakby się tłumaczył. Jakby to była jego wina – jeden rewolwer i żydowska samotność.

Ja wiem, ja wiem, przerwał mu Edelman. Ja was wszystkich bardzo lubię. Tylko z tym działem na Bonifraterskiej mogliście coś zrobić.

Chodziło o działo, które strzelało w mury getta. Był rozkaz, żeby je zniszczyć, niestety, mówił „Orsza” – za mało mieli czasu na rozpoznanie…

Nie trzeba było czekać sześć tygodni, wtrącił Edelman.

Jakie sześć. Dwadzieścia cztery godziny miałem!

Tygodniami czekaliście!

Zerwali się z krzeseł.

Dwadzieścia cztery godziny, rozumie pan? Jeden dzień!

Sześć tygodni!

Pochylili się nad stołem, stali prawie twarzą w twarz.

Jaki dzień!

Jakie tygodnie!

Dobrze, że stół ich rozdzielał.

Dobrze, że Roman Zimand zaczął mówić o Kasandrze. Wiedziała, że Agamemnon zginie, jeśli przekroczy próg pałacu, a mimo to wrócił do Myken.

Nie wiem, skąd ten Agamemnon się wziął.

Ważne, że usiedli.

Spisaliśmy rozmowę. Nie całkiem przypominała tę prawdziwą. Chociaż się staraliśmy.

Nie dowiedzieliśmy się, kiedy iść na całość.

Ani jak długo trwało rozpoznanie działa na Bonifraterskiej.

Usłyszeliśmy, że człowiek w cierpieniu nie staje się lepszy. Na odwrót. Głupieje niestety i nikczemnieje. Ale tego domyślaliśmy się już wcześniej.

Wiśnia

Idziemy do Jakuba Wiśni.

Pan Witek jest tu dyrektorem od niedawna i nie zdążył się o wszystkich dowiedzieć. To dzisiaj o Wiśni.

Pewnie ma chorągiewkę i zobaczymy go z daleka.

Chorągiewki przynosi obca pani, pan Witek nie wie, kim jest. Przychodzi, uśmiecha się, mówi dzień dobry i znika na cmentarzu. Po dwóch godzinach znowu się uśmiecha i mówi do widzenia. Na grobach z napisem – Zginął… albo – Zginęła na posterunku – pojawiają się biało-czerwone chorągiewki z dużą, nadrukowaną kotwicą.

W drodze do Jakuba W. rozmawiamy o znaku szwa.

Pan Witek jest hebraistą i napisał o tym znaku pracę magisterską. To bardzo ciekawy znak – dwie kropki w pionie, jedna pod drugą. Nie wiadomo, czym jest, w przeciwieństwie do innych znaków, które są samogłoskami. Może znaczyć coś, a może nic nie znaczyć. Może być ciszą. Rozważano to już w dziesiątym wieku, kolejne wieki mijają, a znak szwa nadal ma swoje tajemnice.

Jest Jakub Wiśnia.

Biało-czerwona chorągiewka leży na drodze, może była u Jakuba, może wiatr ją przywiał.

Grób jest smutny, piaskowiec zszarzał, zzieleniał porośnięty mchem.

Ktoś tu był, dawno temu. Są skorupy znicza i wianuszek nieśmiertelników. Dzieci nie miał, „Świst” nie żyje, to kto?

Stanisław Sieradzki, pseudonim „Świst”, przemawiał na pogrzebie Jakuba Wiśni. Stał przy jego głowie i wszystko po kolei mu przypominał.

Jak z „Zośką” uwolnił go z więzienia na Gęsiej.

Jak leżąc na balkonie strzelał do Niemca i spadł razem z balkonem, bo strzelił w niego czołg. Jak spadło na niego drugie piętro i jak leżał pod gruzami i myślał, że zdechnie tutaj z głodu i od ran. I jak przyszedł po niego Jakub Wiśnia i wyciągnął go spod gruzów. Mówił i mówił, aż Żydzi na cmentarzu zaczęli płakać, Żydówki zwłaszcza. Łkały na głos. Pani kochana, opowiadał mi Stanisław Sieradzki, jak one płakały, jedna w jedną.

Odezwał się Wiśnia czterdzieści lat po tych gruzach, po tych strzałach. Stary był, żył z polską kobietą. Miał zadzwonić. Zadzwoniła kobieta, Jakub nie żyje.

Przyszedł na pogrzeb i przychodził na grób w każde Zaduszki.

W drodze powrotnej rozmawiamy o życiu pana Witka przed cmentarzem. Polegało na podróżach z Żydami. Przyjeżdżali to z Kalifornii, to z Brooklynu. W Tykocinie albo w Międzyrzecu Podlaskim robili zdjęcia domów swoich pradziadków, albo zdjęcia miejsc, w których te domy kiedyś stały, po czym szli do baru na obiad. Mówili: – Nóżki w galarecie! No nie! Pradziadek takie gotował. Zapach był tak okropny, że prababcia wyprowadzała się z domu na trzy dni do swojej siostry. Przez te trzy dni pradziadek jadł swoje nóżki i był szczęśliwy. A jeszcze otwierał swoją drewnianą szafkę – kiedy chciał. Wyjmował butelkę i wypijał tyle kieliszków śliwowicy, na ile miał ochotę. I był szczęśliwy.

Witold Wrzosiński za czymś tęskni. Za domem, w którym nigdy nie mieszkał. Za galaretką, której nie lubi. Za znakiem szwa, którego sekret prawie odkrył, na razie częściowo. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2021