Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z sąsiadami mamy wiele do omówienia, naturalnie więcej z sąsiadami w małym mieście czy na wsi niż z sąsiadami w bloku, ale to już zależy od naszej dobrej woli i dobrej woli sąsiadów. Sprawy, jakie poruszamy, z reguły nie są wielkiej wagi, ale w tym też i przyjemność, bo zupełnie nie musimy się napinać, ani szczególnie starać, tylko ot tak sobie pogawędzić, bez żadnych zobowiązań. Najlepsza naturalnie jest pogawędka przy płocie albo opierając się o rower. Najlepsze tematy to pogoda, grzyby, jeżeli są lub jeżeli nie ma, dlaczego i jakie są albo dlaczego nie ma i kiedy będą, stan dróg lokalnych i kiedy wójt, tu trzy kropki, wreszcie nam zrobi porządną drogę, jak obiecywał. Ten ostatni temat nawet ani sąsiada, ani mnie specjalnie nie irytuje, bo wiemy, że z naszą drogą jest dokładnie tak jak z autostradami w Polsce. Potem pojawia się wątek drzewa na zimę na opał, zawsze warto się zastanowić, jakie lepsze: brzoza czy grab, i dojść do wniosku, że olszyna jest do niczego, a grab najlepszy, ale drogi, chyba żeby go z lasu pod... (znów trzy kropki). Następnie są jeszcze takie sprawy jak samochód czy przetwory, to już zresztą tylko dla pań. A ponadto ciągle sobie coś pożyczamy, podrzucamy do spróbowania i praktycznie nie utrzymujemy stosunków towarzyskich w tradycyjnym sensie tego słowa. Wszystko razem jest dobrowolne, nie przesadne, swobodne oraz powtarzalne. Cóż przyjemniejszego!
W mieście można poruszyć temat wymiany rur za pięć lat i jaki będzie bałagan, sąsiadki, której pies... no wiadomo, co robi, czy też władz spółdzielni, które w przeciwieństwie do psa nic nie robią. W mieście jest gorzej, ale nie beznadziejnie, a jak się ma swój dom czy domek, to jest niemal tak jak na wsi. Istota stosunków sąsiedzkich sprowadza się do sympatii, jaką normalni ludzie odczuwają do innych normalnych ludzi, co całkowicie przeczy niektórym teoriom filozoficznym głoszącym, że "człowiek człowiekowi wilkiem" - a zatem do ujawnienia normalnej, czyli poczciwej natury większości z nas. W innych sytuacjach albo kochamy, albo konkurujemy w swoim zawodzie, albo się wściekamy na sytuację polityczną, a stosunki z sąsiadami mają charakter po prostu sielski. Nic tego nie zastąpi, tak jak nic nie zastąpi innych życiowych powiązań.
Sytuacja naturalnie staje się delikatna, kiedy nierówność między sąsiadami jest nazbyt drastyczna. Nie mówię tu o nierówności wykształcenia czy o odmiennych obyczajach, ale o nierówności materialnej. Wtedy naturalnie można i trzeba sąsiadom pomagać, ale to już jest inny typ związku. Drastyczna nierówność materialna jest siłą, która wszystko niszczy, pozostawia miejsce jedynie na filantropię, ale w filantropii - jak dobrze wiemy - jest coś niezdrowego.
Z tego powodu jedynym warunkiem koniecznym dla istnienia w miarę znośnego społeczeństwa (nie chodzi mi w żadnym przypadku o dobre społeczeństwo, bo takiego nie ma) jest minimalny poziom równości. Innymi słowy, nie może być ludzi tak biednych, żeby nie bardzo mogli być sąsiadami, a stawali się jedynie obiektem pomocy. Współpraca sąsiedzka, idealizowana przez niektórych anarchistów pomoc wzajemna (Piotr Kropotkin) to także przesada, zwłaszcza w Polsce, gdzie tradycja takiej współpracy jest żadna albo bardzo świeża. Natomiast współistnienie z sąsiadami, ich stała, aby nie za bliska, obecność, wzajemny szacunek i sympatia stanowią jedno z nieustających źródeł przyjemności, także w sensie głębszym, bo dobrze jest czasem zdać sobie sprawę, że nie wszyscy ludzie to świnie.