Samotność arcykata

Nikomu nie podoba się wyrok na człowieka, który obraził prezydenta, nawet prezydentowi. Większość komentujących jest zniesmaczona, część oburzona.

17.09.2012

Czyta się kilka minut

Wszyscy mają za złe sądowi, prócz skazańca. Ten jest zadowolony, nie chce żadnej łaski, a karę odbębni. Wydaje się też, czego nie ukrywa, że ten wyrok uznaje za sukces życiowy. Jest to sytuacja, powiedzmy sobie, wyjątkowa. Kodeksy, których język jest tak dziwaczny, że do pojęcia go trzeba wielu lat studiów, nie zostały spisane po to, by skazańcy się radowali – zdanie to napawa smutkiem, tak jest przykre w swej oczywistości. Musiało jednak paść, bowiem jest przynajmniej jeden człowiek, który je teraz głęboko przemyśliwuje i kombinuje, co dalej.

Chodzi on po pokoju, pali, choć dawno rzucił, i od czasu do czasu upija czeskiego rumu ze szklaneczki. To autor paragrafu, który przyniósł tyle radości przestępcy. W tłoku powszechnych obruszeń i jednej radości umyka nam jego dola. Żyje? Gdzie jest? Co czuje? To prawnik. Nie byle jaki zapewne, skoro poproszono go ongiś, by czyn opisał i stosownie spenalizował. Można przypuszczać, że teraz struchlał. Smutno czeka, aż przyjdą po niego z kamerą, by sfilmować ostatniego tyrana Rzeczypospolitej. Kata wolności. Być może – jako się rzekło – tęgo popija czeskich trucizn, spisawszy wcześniej testament. Widzi się bowiem, jak go wloką do telewizji informacyjnej, gdzie czeka nań prawica, lewica i szeroko pojęte centrum, wszyscy z biczyskami w rękach, a może tylko minister Gowin z humanistyczną połajanką, co dziś wystarczy za wszystko. Humanistyczne połajanki ministra Gowina wielu prawnikom w Polsce każą się zastanawiać nad sensownością wyboru drogi życiowej. Inni, prawnicy niedoszli, zgodnie dziś tańczą na stołach w odrażających klubach, bowiem niedoszłość swą, kiedyś uznaną za klęskę, dziś uważają za cud. Humaniści z kolei, wobec owych humanistycznych połajanek, sprawdzają w panice, czy przypadkiem nie mają jednak zdolności ścisłych.

Tymi pokręconymi drogami kluczą dziś myśli autora nieszczęsnego dla wolności słowa paragrafu. Zasuwa zasłony, bo nie chce, by sfotografowano go w rozchełstaniu, gdy się martwi. Nie chce się widzieć na pierwszych stronach, na zdjęciach, którym towarzyszy humanistyczna połajanka, w strzegących żarliwie praworządności tabloidach. Nie chciałby być zmuszony do zwierzeń. Nie chciałby też, by przy okazji zapytano sąsiadów, czy jest na co dzień miły, czy może lekko zboczony. Boi się, że usłyszy, iż mu z oczu źle patrzy, że bywał nieuprzejmy, że warknął nieraz na sąsiada, że wszyscy wokół od lat czuli, że jest z nim coś nie tak. Wie, że to nie czcze fantazje, że nie czarnowidztwo, że on – autor najczarniejszego paragrafu – jest dziś pilnie poszukiwany. Mimo umiłowania dla prawa, w którym znalazł w młodości powołanie, łamie je, pijąc żwawo z czeskiej butli. Głowi się nad istotą wolności słowa – to jest pewne, i marzy, by nikt nie zmuszał go do jej stosowania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2012