Samorządowe zygzaki kariery

Jeśli wybory na prezydenta RP zatrzęsą polską sceną polityczną, to wybory samorządowe mogą spowodować wstrząsy wtórne, które zachwieją systemem partyjnym.

09.11.2009

Czyta się kilka minut

Do wyborów lokalnych pozostał rok, jednak już dziś widać, że przykuwają uwagę polityków, czego wyrazem są pojawiające się spekulacje na temat potencjalnych kandydatów - w tym sporej grupy posłów. Wiadomo też, że to głosowanie będzie się znacznie różnić od poprzednich.

Nowa scena, nowe role

Wybory w 2002 r. były pierwszymi, w których zastosowano bezpośredni wybór prezydentów, wójtów i burmistrzów. Jednocześnie był to czas przetasowań na polskiej scenie politycznej, co znalazło wyraz w składzie sejmików. SLD trzymał się jeszcze mocno, zdobywając władzę w większości województw, ale już tylko w kilku największych miastach. Tymczasem nowe podmioty na politycznej scenie próbowały umocnić swoją pozycję. PO i PiS zawarły sejmikowy sojusz i wystawiły wspólne listy wyborcze, jednak ich wyniki były zdecydowanie poniżej oczekiwań. Przy niskiej frekwencji, wywołanej konfliktami w parlamencie, ogromny sukces w sejmikach odniosły ugrupowania radykalne: LPR i Samoobrona. To w tamtych wyborach osiągnęły one apogeum popularności - zdobyły łącznie ponad 30 proc. głosów.

Natomiast w wielu miastach wygrały osoby, które swoją pozycję uzyskały, gdy prezydentów czy burmistrzów wybierały rady miejskie. Nowe reguły zmieniły ich polityczną rolę, a bezpośrednie wybory pozwoliły utrwalić ich znaczenie. Nie tylko nie musieli już lawirować między interesami poszczególnych grup radnych, ale też ich popularność nabrała większego znaczenia. Wtedy właśnie Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu czy Wojciech Szczurek w Gdyni stali się bardziej widoczni na scenie politycznej. Jednocześnie wybory w Warszawie wygrał Lech Kaczyński, co okazało się trampoliną do prezydenckiego zwycięstwa trzy lata później. Fakt ten został zapamiętany przez klasę polityczną.

Zamieszanie i stabilizacja

W roku 2006 wybory samorządowe miały już inny charakter. Było to apogeum konfliktu między PiS i jego sojusznikami a PO, więc głosowanie postrzegano jako "policzenie się" przed ewentualnymi wyborami parlamentarnymi. Platforma odniosła umiarkowany sukces, bardzo dobry wynik zanotowało PSL. PiS złapał się w sidła własnego triku z blokowaniem list wyborczych, na czym najwięcej zyskali jego koalicjanci: Samoobrona i LPR. Partyjny galimatias najlepiej obrazuje fakt, że w 16 województwach zawiązano 11 różnych układów koalicyjnych - od niedoszłego rok wcześniej PO-PiS, przez porozumienia powielające sejmowe układy, po egzotyczne alianse w stylu PSL-PO-LPR w województwie mazowieckim.

Wtedy okazało się również, że bezpośrednie wybory prezydentów, wójtów i burmistrzów prowadzą do stabilizacji czy wręcz przestabilizowania władzy lokalnej. Wielu burmistrzów czy prezydentów, którzy zdobyli swoje stanowiska poparci przez ogólnopolskie siły polityczne, zaczęło określać się jako bezpartyjni. Niejednokrotnie przyczyniły się do tego konflikty z własnym zapleczem i oskarżenia o nieudolność czy niegospodarność. Nie przeszkodziło to jednak w utrzymaniu się na stanowisku. W takich miastach jak Kraków, Częstochowa, Poznań czy Bydgoszcz urzędujący prezydenci ostentacyjnie odcinali się od partii politycznych i z łatwością pokonywali w drugiej turze partyjnych konkurentów. Tak Jacek Majchrowski w Krakowie pokonał kandydata PiS, a Ryszard Grobelny w Poznaniu kandydatkę PO. I co ciekawe, zawdzięczali swój sukces wyborcom tych partii, które w  poprzedniej kadencji ostro ich krytykowały, ale teraz woleli poprzeć wątpliwego "bezpartyjnego" kandydata niż jego przeciwnika z wrogiego im obozu.

Z drugiej strony, w wyborach tych żaden nowy bezpartyjny kandydat nie wygrał w żadnym z 25 największych miast. Tymczasem w mniejszych miejscowościach zdarzały się takie przypadki i bezpartyjni potrafili obronić się przed partiami.

W cieniu czy w cieple?

Przyszłoroczne wybory będą inne niż te z 2002 i 2006 roku. Tym razem odbywać się będą w cieniu wyborów prezydenckich. Jeśli te zatrzęsą polską sceną polityczną, a wiele na to wskazuje, to wybory samorządowe mogą spowodować wstrząsy wtórne, które zachwieją systemem partyjnym. Wiele zależy tu od kalendarza wyborczego - ciągle nie wiemy, czy rejestracja list i kandydatów zakończy się przed, czy po głosowaniu prezydenckim. Jeśli po, to ludzie z obozu przegranego kandydata mogą zacząć się rozglądać za nowym sztandarem, który nie będzie sponiewierany klęską.

Niezależnie od wagi wyborów na prezydenta państwa, trzeba powiedzieć, że jego bezpośredni wpływ na rzeczywistość jest mniejszy niż któregokolwiek z prezydentów dużych miast, a zakres osobistych decyzji nie wiadomo, czy przekracza ten, który jest udziałem wójta wiejskiej gminy.

Jeśli takie wątpliwości można mieć w przypadku "głowy państwa", to co dopiero w przypadku szeregowego posła. Potwierdzają to pojawiające się doniesienia o przymiarkach posłów do stanięcia w samorządowe szranki. Ich motywacje są różne. Są wśród nich osoby (np. poseł Mirosław Sekuła) z doświadczeniem samorządowym, które zawiodły się powierzoną im rolą w zdyscyplinowanych organizacjach, jakimi stały się kluby parlamentarne. Zakres swobody działania takiego posła jest z pewnością mniejszy od tego, który jest udziałem wójta. Nie tak dawno były marszałek województwa małopolskiego Janusz Sepioł ze zdziwieniem stwierdził, że po wyborze na senatora dostał kilkakrotnie więcej formalnych gratulacji niż po wyborze na marszałka, choć marszałków, którzy mają wpływ na wydawanie dużych pieniędzy, jest w kraju tylko szesnastu, a senatorów stu.

Pokrętne ścieżki

Politycy potrafią rozpoznać, gdzie jest prawdziwa władza. Dlatego wśród osób, które rozważają kandydowanie w lokalnych wyborach, są też posłowie traktujący zdobycie samodzielnego stanowiska samorządowego jako okazję do osiągnięcia wyższej pozycji. Taka ścieżka kariery wydaje się dziś bardziej obiecująca niż sejmowy fotel i mozolne wspinanie się po parlamentarnej drabinie.

Są też sytuacje, w których partie szukają kandydatów na tyle znanych, by mieć szansę powalczenia z urzędującymi prezydentami dużych miast. Dotychczasowe doświadczenia pokazują jednak, że wyborcy niechętnie patrzą na posłów walczących o samorządowe stanowiska. Niestety partie nie mają lepszych pomysłów na promowanie nowych twarzy.

Nie wiadomo, jak skończy się to nagłe zainteresowanie posłów karierą samorządową. Ale nie jest to złe zjawisko, choćby dlatego, że uświadomi wielkomiejskim wyborcom rosnącą rolę samorządu terytorialnego. Dotychczas rola ta zdecydowanie bardziej doceniana jest na terenach wiejskich. Tam frekwencja bywa nawet dwukrotnie wyższa niż w wyborach krajowych.

Ścieżka kariery "przez parlament do samorządu" wydaje się być wątpliwa z punktu widzenia zarządzania całym państwem. Wynika raczej z błędów instytucjonalnych - nieprzemyślanych ordynacji i braku jasnych reguł awansu w partiach. Jednak to wątpliwe zjawisko może mieć pozytywny skutek: zwiększyć zaangażowanie obywateli w sprawy publiczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009