Samobójcza gra

Nasz Kościół wcale nie dzieli się na toruński i łagiewnicki. Dzieli się na Kościół pokory i Kościół pogardy.

30.09.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Jacek Gawłowski
/ il. Jacek Gawłowski

Jeżeli ktoś pisałby najnowszą historię katolicyzmu w Polsce, zacząć powinien od opisu piątkowego spotkania z dziennikarzami w Sekretariacie Konferencji Episkopatu. Jak w soczewce pokazałby, co to znaczy być Kościołem na rozdrożu – rozdartym między Ewangelią i pychą, miłosierdziem i lekceważeniem, odwagą i tchórzostwem, prawdą i zakłamaniem.

GORĄCA KONFERENCJA

Pomysł był błogosławiony. Wobec serii nowych oskarżeń duchownych o pedofilię – bez lęku stanąć przed ludźmi, przed kamerami i przede wszystkim przeprosić. Nie pudrować ani tuszować. Mówić, jak było, jak jest – i jak być powinno. Potraktować rzecz serio i uczciwie, zobowiązać się do zdecydowanych działań.

Główny ciężar wziął na siebie sekretarz episkopatu. W trudnym momencie bp Wojciech Polak wyszedł z cienia i od razu wyrósł na lidera. Aby bezpiecznie milczeć, mógł przywołać dziesiątki dyżurnych wymówek – począwszy od faktu, że z żadnym skandalem nie miał nic nawet pośrednio wspólnego, a skończywszy na usprawiedliwieniu, że episkopatowi tylko sekretarzuje i wypowiadać powinni się inni. Tymczasem jego deklaracja, że „przepraszam” to najsłabsze słowo, które można w tych okolicznościach powiedzieć – uratowała naszemu Kościołowi twarz.

Biskup nie kręcił, nie kluczył, nie stosował sztuczek z arsenału PR. Na zarzut, że episkopat zabiera głos w miesiąc po wybuchu afery polskiego misjonarza i nuncjusza na Dominikanie, po prostu przeprosił: „Miejcie państwo świadomość, że to dla nas nowa sytuacja i dopiero się uczymy, jak reagować”.

Spotkanie prowadził ks. Józef Kloch – rzecznik KEP, należący na kościelnych szczytach do nielicznych, którzy poważnie myślą o kwestiach wizerunkowych. Wypowiadali się też ks. Adam Żak, jezuita, powołany niedawno przez biskupów koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży, oraz ks. Tadeusz Musz, rzecznik michalitów. Ten drugi przedstawił działania swego zgromadzenia w obliczu oskarżeń stawianych ks. Wojciechowi Gilowi. Przełożeni zawiesili zakonnika w czynnościach kapłańskich i nakazali powrót na Dominikanę, przed tamtejszy wymiar sprawiedliwości. Tyle że ks. Gil zerwał z michalitami kontakt i zniknął. Teraz zakon stara się dotrzeć do ewentualnych ofiar z pomocą psychologiczną i duszpasterską. Zabrzmiało to wszystko czysto i wiarygodnie.

Niestety w rogu stołu siedział też ks. Wojciech Lipka, kanclerz reprezentujący kurię warszawsko-praską. I niestety się odzywał.

Chodzi o ks. Grzegorza K. Przed dwunastoma laty miał molestować ministrantów. Zarzuty pojawiły się w 2011 r. Były na tyle mocne, że prokuratura skierowała do sądu dwa akty oskarżenia. W marcu tego roku zapadł pierwszy wyrok, rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Nieprawomocny, bo ksiądz złożył apelację. Do minionego tygodnia kierował parafią na Tarchominie. Miał nieograniczony kontakt z dziećmi. Kuria warszawsko--praska odwołała proboszcza dopiero wtedy, gdy sprawą zainteresowała się TVN.

MOWA CIAŁA

Zdaniem psychologów za aż 55 proc. komunikatu trafiającego do odbiorcy odpowiada mowa naszego ciała. Ton głosu to 38 proc. Treść wypowiedzi – zaledwie 7 proc. O prawdziwości tych proporcji boleśnie przekonał się Lance Armstrong, przyłapany na dopingu siedmiokrotny zwycięzca Tour de France. Kiedy wszystko wyszło na jaw, zdecydował się na krok desperacki – długi wywiad z Oprah Winfrey. To miała być oczyszczająca spowiedź, ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku. Ale widzowie i komentatorzy nie uwierzyli kolarzowi. Potem w szczegółowych analizach m.in. wykazano, że w chwilach, gdy mówił o dopingu – lekko podnosiły się kąciki jego ust, zdradzając doskonałe samozadowolenie Armstronga z faktu, że nawet w oszustwie był absolutnym czempionem.

Spotkania w episkopacie nie trzeba było analizować w zwolnionym tempie, klatka po klatce, żeby domyślać się intencji ks. Lipki. Po jego obliczu nieustannie błąkał się uśmiech – lekceważący i infantylny. Często nawet nie patrzył na pytającego dziennikarza. Postawa jego ciała, ręce zaplecione w obronnym geście i ton głosu wyrażały doskonałą pogardę. Biskup i trzech siedzących obok księży miało kamienne twarze. Jakby marzyli, żeby zapaść się pod ziemię.

Ale jeszcze gorsze było siedem procent treści.

PO PEDOFILSKIM TSUNAMI

Dlaczego księdza G. nie odsunięto od pracy z dziećmi po marcowym wyroku sądu? Bo był na wakacjach.

Od marca!? Był na wakacjach we wrześniu i został odwołany po powrocie.

Ta krótka wymiana pytań dziennikarzy TVN i odpowiedzi ks. Lipki mówi sama za siebie. Nie ma sensu przytaczać całości. To kompromitacja. Skupmy się tylko na głównym punkcie obrony kanclerza z drugiego brzegu Wisły, a mianowicie argumencie, że kuria nie reagowała, bo wyrok jest nieprawomocny.

Na początek zajrzyjmy do przygotowanych przez rodzimy episkopat, a jeszcze niezatwierdzonych przez Stolicę Apostolską „Wytycznych dotyczących wstępnego dochodzenia kanonicznego w przypadku oskarżeń duchownych o czyny przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z osobą niepełnoletnią poniżej osiemnastego roku życia”. Zasada brzmi następująco: jeżeli oskarżenia dotyczyłyby „niedalekiej przeszłości i wydawałyby się prawdopodobne, lecz obecnie nie ma bezpośredniego zagrożenia, przełożony rozstrzyga, czy duchownego należy zawiesić, czy odsunąć od pracy z dziećmi i młodzieżą do czasu wyjaśnienia sprawy”.

Oczywiście diabeł tkwi w interpretacji. Jak zdefiniować niedaleką przeszłość? Dwanaście lat temu to dawno czy niedawno? Albo: kto i na podstawie jakich kryteriów ma ocenić, że teraz nie ma już bezpośredniego zagrożenia?

Jednak rozmówca „Tygodnika Powszechnego” z kręgu episkopatu przyznał, że nie rozumie, jak kuria warszawsko-praska mogła uznać, iż wyrok sądu (nawet nieprawomocny) to jeszcze za mało, żeby oskarżenia uznać za prawdopodobne i podjąć działania prewencyjne. Powtórzmy: „prawdopodobne” i „prewencyjne”, bo ostatecznie o winie albo niewinności przesądzi prawomocne orzeczenie.

Wydawało się, że po pedofilskim tsunami, po mocnych słowach Benedykta XVI i Franciszka wszyscy w Kościele pojęli, że trzeba dmuchać na zimne, a bezpieczeństwo dzieci jest najwyższym prawem. Cóż – widać, że nie wszyscy.

RYZYKO WYRZUTÓW SUMIENIA

Oczywiście istnieje ryzyko, że np. czasowe odsunięcie od czynności duszpasterskich uderzy w niewinnego księdza.

 Polecam tu fragment książki „Lud nadziei”, wywiadu z kard. Timothym Dolanem. Metropolita Nowego Jorku przyznaje, że ciążą mu na sumieniu przypadki duchownych, których oskarżono bezpodstawnie. Opowiada chociażby o księdzu z Saint Louis, którego zawsze przeprasza, gdy się spotykają. Ten zaś odpowiada: „Takie były czasy. Żaden z nas nie mógł nic zrobić. Dzięki Bogu ksiądz arcybiskup wycofał się natychmiast, gdy tylko otrzymał prawdziwe informacje”. Tyle że to nie przynosi Dolanowi ulgi: „Mówił, że przeżył piekło, ale w dłuższej perspektywie nic się nie stało, i żebym się tym nie martwił. Jednak ja się bardzo martwię i wiem, że nie jest już tym samym człowiekiem”.

Bycie z biskupem to nie tylko wyrazy synowskiego oddania i naręcza kwiatów na wizytacjach. To także brzemię odpowiedzialności, a czasem i balast na sumieniu, który – jak przyznaje Dolan – przyprawia o bezsenność. Ale w przypadku mocnych zarzutów innego wyjścia po prostu nie ma. Mówiąc brutalnie, troska o dobre imię potencjalnie niewinnego kapłana musi ustąpić przed domniemaną krzywdą dziecka. I tego nie da się zadekretować w żadnych dokumentach. To trzeba mieć zapisane właśnie w sumieniu.

BEZRADNOŚĆ I NIESMAK

Ten sam lekceważący uśmiech widać było na twarzy ks. Lipki w lipcu tego roku, gdy doszło do awantury podczas próby przejęcia parafii w Jasienicy z rąk ks. Wojciecha Lemańskiego. Abstrahując od pytania, kto i jaką odpowiedzialność ponosi za tamten incydent – jedno nie ulega wątpliwości. Nasz Kościół nigdy nie będzie wolny od zła, grzechu i konfliktów. Tyle że Kościół pogardy nie umie rozwiązywać problemów. Umie tylko problemy zaogniać i mnożyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2013