Rzeźnik ze Srebrenicy

Aresztowano go w małej wiosce Lazarevac w północnej Serbii. Ratko Mladić - dowódca serbskich wojsk podczas wojny w Bośni - przez 16 lat uciekał międzynarodowej sprawiedliwości.

31.05.2011

Czyta się kilka minut

Najpierw był szefem sztabu wojsk bośniackich Serbów; potem, tuż przed tragicznym (dla Bośniaków) latem 1995 r. parlament Republiki Serbskiej w Bośni mianował go głównodowodzącym. Zaprotegował go Radovan Karadzić - polityczny przywódca bośniackich Serbów, dziś oskarżony przed haskim Trybunałem ds. Zbrodni Wojennych w byłej Jugosławii. Do celi w Hadze wkrótce trafi też Mladić. Akt oskarżenia przeciwko niemu zawiera 11 punktów: będzie odpowiadać zwłaszcza za ludobójstwo w Srebrenicy, gdzie latem 1995 r. jego żołnierze wymordowali około 8 tys. Bośniaków. Ale nie tylko za to, także za wieloletnie oblężenie Sarajewa czy tworzenie obozów koncentracyjnych.

Kto mu pomagał?

Ukrywał się od 1996 r. Choć, precyzując, nie przez cały czas musiał żyć w ukryciu: jeszcze do 2002 r. pokazywał się publicznie, w Serbii i serbskiej części Bośni. Światowe media wielokrotnie pokazywały nagrania z Mladiciem w roli głównej: z rodzinnych imprez, spacerów po śniegu. Nie ma wątpliwości, że korzystał ze wsparcia serbskich władz i to zapewne nawet już po obaleniu w 2000 r. dyktatora Slobodana Miloševicia (wydany do Hagi, Milošević zmarł tam w celi w 2006 r.). Teraz prezydent Serbii Boris Tadić zapowiada śledztwo, które ma wyjaśnić, kto pomagał Mladiciowi.

Ale czy śledztwo do czegoś doprowadzi? Bardzo wielu wpływowych ludzi mogłoby znaleźć się tu pod pręgierzem, zresztą, być może, nie tylko z Serbii. W miniony weekend w bałkańskiej prasie pojawiły się liczne i sensacyjne spekulacje na temat tych, którzy mieli pomagać Mladiciowi. Wedle chorwackiej gazety "Jutarnji list", powołującej się na depesze ambasady USA w Belgradzie, ochraniać miał go Vojislav Kostunica, pierwszy prezydent demokratyzującej się już Serbii. Z kolei prasa z Serbii i Czarnogóry twierdzi, że Mladiciowi pomagała Rosja: jego rodzina miała utrzymywać kontakty z rosyjskimi władzami; pośrednikiem był dyplomata z ambasady Rosji w Belgradzie Oleg Ziza. Spekulacje o "rosyjskim tropie" karmią się faktem, iż w przeszłości Rosja wyrażała się sceptycznie o wydawaniu Hadze takich ludzi jak Mladić. Teraz przedstawiciel Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin nie wahał się oznajmić, iż Mladić był bohaterem, a wydanie go Hadze byłoby błędem.

Ale sąd w Belgradzie orzekł już, że nie ma przeszkód, by generał został wydany Trybunałowi Haskiemu. Rodzina Mladicia twierdzi wprawdzie, że jest on ciężko chory, ale sądowi lekarze uznali, iż stan zdrowia 69-latka pozwala na proces.

Czy stając przed Trybunałem, Mladić będzie mieć na palcu swój słynny sygnet, złoty z czarnym kamieniem? Nosił go podczas wojny, sygnet widać także na zdjęciach ze Srebrenicy; był to jego znak rozpoznawczy. Serbscy dziennikarze odnotowali, że syn generała, Darko, przekazał go ojcu podczas wizyty w więzieniu. Miał poprosić, aby ojciec znów go nosił.

As w rękawie?

Akcję aresztowania Mladicia przeprowadzono w dzień po tym, jak specjalny wysłannik Parlamentu Europejskiego ds. Serbii Jelko Kacin stwierdził, że bez pełnej współpracy z Trybunałem Serbia nie ma co liczyć na status kandydata do Unii. Ostre słowa Kacina - przypominające zresztą tylko to, co od dawna jest unijnym stanowiskiem - były reakcją na raport Serge’a Brammertza, głównego prokuratora Trybunału Haskiego. W sprawozdaniu dla Rady Bezpieczeństwa ONZ (która powołała Trybunał) Brammertz skrytykował Serbię za to, że dotąd nie ujęła głównych oskarżonych pozostających na wolności: Mladicia i Gorana Hadžicia (winnego zbrodni w chorwackim Vukovarze).

Trudno tu mówić o przypadku. Można odnieść wrażenie, że na koniec Mladić był traktowany przez Belgrad jako as w rękawie, którym warto zagrać w odpowiednim momencie. Moment wybrano więc optymalnie: Belgrad ma teraz nadzieję na szybkie uzyskanie statusu kandydata do Unii. Szanse na to są chyba duże - patrząc na reakcje Zachodu po aresztowaniu Mladicia.

A reakcje te są bardzo podobne: politycy Unii, NATO i w ogóle Zachodu zapewniali unisono, że aresztowanie Mladicia to krok ku stabilizacji regionu i integracji Serbii z Unią. Przywódcy zgromadzeni na szczycie G8 w Deauville, w tym Barack Obama, gratulowali Borisowi Tadiciowi. Chwalony jest on także za odwagę: aresztowanie Mladicia, a wcześniej Karadzicia z pewnością nie przysporzy mu zwolenników, zwłaszcza wśród radykalnej serbskiej prawicy (premier Zoran Djindjić zapłacił wysoką cenę za aresztowanie i wydanie Miloševicia: zginął w zamachu). Tylko nieliczni przypominali, że dopóki Serbia nie wyda Hadžicia, sprawiedliwości nie stanie się zadość.

W każdym razie aresztowanie Mladicia to sukces polityki Unii wobec Bałkanów, efekt jej nacisków na Belgrad. Traf chciał, że kilka dni przed jego aresztowaniem Milorad Dodik - premier Republiki Serbskiej w Bośni (części federacji Bośni i Hercegowiny) - zrezygnował z referendum, które prowadziłoby do dalszej destabilizacji tego kraju; uczynił tak po interwencji szefowej unijnej dyplomacji, Catherine Ashton. A Mladicia aresztowano w dniu wizyty Ashton w Belgradzie.

Serbskie katharsis?

Również kraje powstałe po rozpadzie Jugosławii chwalą Belgrad za ujęcie Mladicia. Choć, zwłaszcza w Bośni, daleko do pełnej satysfakcji. Stowarzyszenia zrzeszające ofiary wojny i rząd Federacji BiH twierdzą zgodnie, że Serbia aresztowała Mladicia nie po to, by przynieść ulgę ofiarom, ale żeby rozegrać swoją grę z Unią. Bośniacy obawiają się, że Mladić nie dożyje wyroku, jak kiedyś Milošević. Na wieść o jego zatrzymaniu rodziny zabitych w Srebrenicy spontanicznie zebrały się na cmentarzu w Potočari - do 2010 r. pochowano tu 4525 zidentyfikowanych zwłok, wydobytych z masowych grobów; w tym roku spocznie kolejnych pięćset.

Jednak już samo ujęcie Mladicia przez państwo serbskie i wydanie go Hadze to szansa na normalizację relacji między Bośnią, Serbią i Chorwacją. Osądzenie "rzeźnika ze Srebrenicy" zamknie usta tym politykom, głównie z serbskiej części Bośni, którzy swoją taktykę opierają na negowaniu zbrodni. Także Serbia stoi przed wyzwaniem: złamaniem muru milczenia, który otacza serbskie zbrodnie z lat 90. Wprawdzie mur tu i ówdzie pęka, ale, co znamienne, z sondażu zrobionego tuż po zatrzymaniu Mladicia wynika, że połowa Serbów jest przeciwna jego aresztowaniu. Tu i ówdzie doszło do protestów; w Nowym Sadzie kilkaset osób krzyczało "Powstań Serbio!". Protesty w Belgradzie zapowiada Serbska Partia Radykalna, pod hasłem: "Współpraca z Hagą to zdrada Serbii".

Jednak, mimo wszystko, aresztowanie Mladicia może stać się krokiem ku katharsis Serbów. Być może wpłynie na zmianę świadomości części serbskiego narodu. Może wystarczy im odwagi, aby przyznać: tak, jesteśmy winni. I może za jakiś czas, bo przecież nie od razu, serbskie dzieci ze szkoły w Srebrenicy nie będą już rysować Ratko Mladicia jako swojego ulubionego bohatera.

Bo jeśli tak się nie stanie, na Bałkanach nie będzie normalności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2011