Rzeź między braćmi

150 lat temu zaczęła się amerykańska wojna domowa. Był to najkrwawszy konflikt zbrojny w historii USA - i złowroga zapowiedź tego, jak będzie wyglądać wiek XX. Wtedy po raz pierwszy zastosowano karabin maszynowy i okręt podwodny, a także wymierzoną w cywilów strategię "wojny totalnej".

05.04.2011

Czyta się kilka minut

Oficerowie ze 114. Pułku z Pensylwanii (armia Północy), sierpień 1864 r. Widoczni na zdjęciu Afroamerykanie to zapewne ordynansi oficerów – choć w armii Północy służyli też czarni żołnierze / fot. Library of Congress /
Oficerowie ze 114. Pułku z Pensylwanii (armia Północy), sierpień 1864 r. Widoczni na zdjęciu Afroamerykanie to zapewne ordynansi oficerów – choć w armii Północy służyli też czarni żołnierze / fot. Library of Congress /

Jej początek nie mógł być mniej spektakularny.

O godzinie w pół do piątej rano, 12 kwietnia 1861 r., żołnierze Skonfederowanych Stanów Ameryki (zwani Południowcami) otworzyli ogień artyleryjski na Fort Sumter - umocnioną placówkę w zatoce Charleston, w Południowej Karolinie, obsadzoną przez żołnierzy Stanów Zjednoczonych Ameryki (zwanych Jankesami). Fort odpowiedział ogniem. Ostrzał trwał 34 godziny, po czym Jankesi, którym kończyła się amunicja, wywiesili białą flagę. Jedyną ofiarą śmiertelną tego starcia był koń Południowców. Tak skończyła się bezkrwawa uwertura do najkrwawszej wojny w historii USA: w latach 1861-65 pochłonęła ona więcej ofiar niż wszystkie inne konflikty razem wzięte, w których Stany uczestniczyły od swego powstania aż po dzień dzisiejszy.

Ale w chwili, gdy kapitulował Fort Sumter, nikt nie mógł przewidzieć rozmiarów dramatu, który wstrząsnął fundamentami młodego narodu. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że zaczynająca się wojna będzie tym wydarzeniem, które najsilniej ze wszystkich określi oblicze Stanów. Ciągnęła się cztery lata, a do historii weszła pod wieloma imionami: "wojna secesyjna", "wojna domowa", "wojna między stanami", wreszcie "bratnia wojna".

USA kontra CSA

Choć minęło 150 lat, Amerykanie ciągle stawiają sobie podobne pytania co wówczas. Dlaczego zabijaliśmy się nawzajem? Jakie skutki miała ta wojna dla kraju i ludzi? Co stało się z ruchem na rzecz wyzwolenia niewolników? Jak ta wojna w ogóle mogła mieć miejsce?

Historycy powiadają, że najważniejszą jej przyczyną była rosnąca przepaść gospodarcza, społeczna i polityczna między stanami z Północy federacyjnego państwa (jak Nowy Jork, Pensylwania, New Jersey, Connecticut, Illinois, Ohio) i stanami z Południa (np. Wirginia, Alabama czy obie Karoliny - Północna i Południowa). Bezpośrednim zaś impulsem do secesji Południa stał się wybór na prezydenta Abrahama Lincolna. Południe nie uznało władzy szesnastego z kolei prezydenta USA, zdeklarowanego przeciwnika niewolnictwa. Postanowiło utworzyć własne państwo: Skonfederowane Stany Ameryki (CSA). Stany z Północy pozostały w Unii (tj. w USA).

Gdy ponad rok później od wybuchu walk, we wrześniu 1862 r., Lincoln ogłosił "Proklamację Emancypacyjną" - znoszącą niewolnictwo na Południu - stało się oczywiste, że nie ma mowy o porozumieniu opartym na współistnieniu dwóch państw i wojna musi skończyć się klęską jednego z nich. W ten sposób starcie Amerykanów z Amerykanami - konflikt między uprzemysłowioną, kapitalistyczną Północną i agrarnym Południem (z jego arystokracją rodem jakby z innej epoki, w okazałych rezydencjach i z czarnymi niewolnikami na plantacjach) - stała się walką nie tylko o jedność państwa, ale bojem o wszystko. Takie są najgorsze.

Inspiracja dla kultury

Są zdarzenia historyczne, które u potomnych wywołują poczucie nieprzemijającej fascynacji. Wojna secesyjna ma bez wątpienia taką moc. Pisarz Robert P. Warren (1905-1989) stwierdził, że była ona największym wydarzeniem w amerykańskiej historii, że przedtem właściwie nie było żadnej historii, gdyż dopiero ona stała się momentem założycielskim narodu amerykańskiego.

Cokolwiek sądzić o takim stwierdzeniu, także dziś, po 150 latach, Amerykanie ciągle pielgrzymują na pola ówczesnych bitew. Takie nazwy, jak Bull Run, Antietam, Shiloh czy Gettysburg, nadal są owiane legendą. Sagi otaczają nazwiska generałów, takich jak Jankesi - Grant, McClellan czy Sherman albo Południowcy - Lee, Beauregard czy "Stonewall" Jackson; przydomek "Kamienny Mur" wziął się stąd, że dowodzeni przezeń żołnierze nie zwykli cofać się w boju.

Ale wojna secesyjna to nie tylko suma legend. To również całościowy autoportret amerykańskiego narodu: jednostek i zbiorowości, żołnierzy i cywilów, niewolników i ich panów, bogaczy i biedaków, ludzi z miast i ze wsi - wszyscy oni zostali uwikłani w ówczesne wydarzenia. Nierzadko podział Północ-Południe przecinał rodziny, przyjaźnie, więzy sąsiedzkie.

Żadne inne wydarzenie nie było taką inspiracją dla amerykańskiej kultury. Napisano o nim dosłownie tysiące książek, w tym absolutne bestsellery ("Przeminęło z wiatrem"). Hollywood nakręciło setki filmów z udziałem idoli jak John Wayne i Garry Cooper. Wojna secesyjna stała się źródłem mitów gangsterskich takich postaci jak William Bonnie (alias Billy the Kid) czy Jesse James. Także desperados to nie wymysł Hollywood: oni istnieli, podczas wojny i po niej.

620 tysięcy

Podczas wojny domowej, jak wspomniałem, straciło życie więcej Amerykanów niż łącznie podczas wszystkich pozostałych wojen, w których uczestniczyły Stany Zjednoczone. Po obu stronach zginęło 620 tys. żołnierzy, około dwóch procent populacji Północy i Południa. W jednej tylko bitwie o Shiloh nad rzeką Tennessee padło więcej Amerykanów niż w czasie całej wojny z Anglią o niepodległość (1775-83). Podczas bitwy o Cold Harbor w ciągu zaledwie 20 minut zginęło 7 tys. ludzi. Po obu stronach frontu mundury ubrało trzy miliony mężczyzn.

Tak wysokie straty wynikały nie tylko z zaciętości walk, ale też - jeśli nie zwłaszcza - z zaawansowanej techniki, jaką dysponowała już wtedy Ameryka, oraz z archaicznego sposobu wojowania, który nie przystawał do technicznego postępu. Zapewne wszyscy znają to z filmów: kolumny mężczyzn maszerują równym krokiem pod zmasowanym ogniem armatnim, aby następnie stanąć w miejscu i masakrować się z bliska ogniem karabinowym.

Tymczasem wtedy, w roku 1862, po raz pierwszy w historii zastosowano broń szybkostrzelną: tzw. karabin Gattlinga był prymitywną jeszcze wersją karabinu maszynowego, ale dość skuteczną w "koszeniu" nacierających szeregów. Także wówczas, podczas wojny secesyjnej, po raz pierwszy weszły do boju okręty pancerne, mobilna artyleria kolejowa, a nawet okręty podwodne. Po raz pierwszy w historii wojen nie tylko sypano szańce, ale ryto też okopy - później symbol masowego umierania na frontach I wojny światowej. Nie ma wątpliwości: amerykańska wojna domowa była pierwszą nowoczesną wojną epoki przemysłowej. Stała się poniekąd "matką chrzestną" Wielkiej Wojny, która 50 lat później, w roku 1914 zniszczyła stary świat Europy.

Wojna piórem i kliszą utrwalona

Ale czymś nowym, wcześniej niespotykanym, było coś jeszcze: nigdy jeszcze w historii wojen ludzie z obu walczących stron nie uczynili tak wiele, aby zachować dla potomności swoje przeżycia. Zarówno dowódcy, jak też zwykli żołnierze pisali z zapałem i na masową skalę nie tylko listy, ale także pamiętniki - rzecz o nieocenionej wartości dla historyków, a równocześnie świadectwo wysokiego poziomu wykształcenia w ówczesnej Ameryce. Dziesiątki tysięcy systematycznych zapisów o tym, czego doświadczali podczas bitew, długich przemarszów, nużącej egzystencji w polowych obozowiskach. Pisali o śmierci, ranach, niewoli, o faktach i emocjach.

Wojna secesyjna uważana jest też za moment narodzin nowoczesnego dziennikarstwa. Możliwość szybkiego przekazywania wiadomości za pośrednictwem telegrafu sprawiła, że korespondenci wielkich dzienników z Północy, jak "New York Times", "Herald Tribune" czy "Baltimore Sun", mogli na bieżąco informować opinię publiczną o przebiegu kampanii, niemal prosto z pól bitewnych. Wtedy powstała agencja prasowa Associated Press, istniejąca do dziś.

Także wówczas po raz pierwszy zastosowano na masową skalę niedawny wynalazek: fotografię. To pierwsza wojna, którą dokumentują zachowane do dzisiaj zdjęcia - dziesiątki tysięcy zdjęć, wykonywanych od jej pierwszego do ostatniego dnia. Tymczasem np. z wojny prusko-francuskiej, która toczyła się kilka lat później, w latach 1870-71, nie mamy dziś ani jednego zdjęcia. Trudno o lepszy dowód, jak bardzo Ameryka wyprzedzała technologicznie Europę - nie tylko dotyczy to samej techniki, ale także kultury: wiary w postęp techniczny, co przekładało się na szybkie i masowe wprowadzanie technicznych nowinek do życia codziennego.

Południowcy jak Indianie

Ludność cywilna cierpiała podczas wszystkich wojen, jakie prowadziła ludzkość, od jej zarania. Niemniej wojna secesyjna, ten "bratni konflikt", również na tym polu okazała się "nowatorska": chyba po raz pierwszy w dziejach zastosowano wtedy wymierzoną w cywilów strategię "wojny totalnej" - na taką skalę, systematycznie, z premedytacją. Liczba 620 tys. zabitych obejmuje tylko żołnierzy. Historycy nie są w stanie ustalić liczby cywilów, w tym kobiet i dzieci, śmiertelnych ofiar tej strategii, stosowanej przez Północ w ostatnich dwóch latach wojny.

Wtedy to, po zwycięstwie w bitwie pod Gettysburgiem (lipiec 1863 r.), wydawało się, że Jankesi szybko uporają się z Południowcami. Ale było to złudzenie: prezydent CSA Jefferson Davies ogłosił walkę do końca: stwierdził, że jedyną drogą do pokoju, jaki byłby do przyjęcia, jest kontynuowanie wojny "do chwili, aż nastąpi bolesne przebudzenie przeciwnika". W odpowiedzi Północ sięgnęła po taktykę wcześniej stosowaną wobec Indian: eksterminacyjną "wojnę totalną", której celem było nie tylko zniszczenie wrogich wojsk, ale także kraju i ludzi.

Najsłynniejszym tego przykładem stał się "marsz na Atlantę": jankeska armia, dowodzona przez brutalnego generała Williama Tecumseha Shermana, przemierzyła stan Georgia, mordując, paląc i plądrując. Nikt wcześniej czegoś podobnego nie widział (poza Indianami). Płonęły całe miasta, a wzięci do niewoli Południowcy ginęli tysiącami w obozach jenieckich (w najgorszym, w Andersonville, zmarło 40 proc. jeńców). Celem stało się społeczeństwo Południa. "Walczymy nie tylko z wrogimi armiami, lecz również z wrogą ludnością" - brzmiało credo Shermana.

I także pod tym względem amerykańska wojna domowa miała stać się złowrogą zapowiedzią tego, co ludzkości miał przynieść wiek XX.

***

Musiało minąć wiele czasu, zanim zadane rany się zabliźniły. Albo może raczej: zanim doświadczenie współczesnych zamieniło się w pamięć potomnych. Bo przecież nie są to wydarzenia zapomniane - przeciwnie. Powtórzmy raz jeszcze: amerykańska wojna domowa, podczas której przedstawiciele jednego narodu zabijali się nawzajem na masową skalę, jest silniej obecna w świadomości Amerykanów niż jakiekolwiek inne wydarzenie historyczne.

To, co zaczęło się jako zażarta dysputa o niewolnictwie i państwowej jedności, zakończyło się jako walka również i o to, jak rozumieć pojęcie wolności. W słynnym, choć trwającym zaledwie dwie i pół minuty przemówieniu, wygłoszonym w listopadzie 1863 r. podczas otwarcia cmentarza wojennego w Gettysburgu - spoczęło na nim 7 tys. poległych z obu armii - prezydent Lincoln wypowiedział profetyczne zdanie: że ludzie ci nie zginęli na darmo, gdyż w tej "wielkiej domowej wojnie" chodziło o "ponowne narodziny wolności". A także o to, czy przetrwa "rząd narodu, przez ten naród wybrany i dla narodu" istniejący, czyli demokratyczna forma rządów. Również w tym Stany Zjednoczone były wtedy globalnym prekursorem.

Przełożył WP

JOACHIM TRENKNER jest berlińskim korespondentem "Tygodnika Powszechnego". W latach 60. pracował w USA jako dziennikarz tygodnika "Newsweek". Studia w Stanach Zjednoczonych ukończył pracą na temat amerykańskiej wojny domowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2011