Ruch zupełnie bez sensu

Koryto z napisem „Prezydium” już czekało w pokojach klubu. Posłowie Ruchu Palikota chcieli je wnieść na salę sejmową jako symbol zachłanności i zakłamania polityków. Piękny happening. Tylko nie wyszedł.

18.02.2013

Czyta się kilka minut

Co wyszło? Klub bez wicemarszałka. Sondaże na granicy progu wyborczego. Lider poobijany i skompromitowany gadaniem o gwałtach i kurewstwie.

Posłowie szepczą po kątach, że przez szaleństwo przywódcy wszystko się rozłazi. Niedługo wyborcy mogą zapytać: „Po co Ruch Palikota w ogóle istnieje?”.

JANUSZ LICYTUJE

– Obiektywnie to był niezły plan – przyznaje ważny polityk z konkurencji.

Jaki? Janusz Palikot krzyczy: „Premie dla Prezydium Sejmu? Skandal! Mówimy »nie!«”.

Partia przygotowała nawet odpowiedni film propagandowy. Po jednej stronie ludzie dobrej roboty: ślusarz, który inkasuje dwie dychy za dorobienie kluczy, i mechanik, który za 50 zł wymienia opony w aucie. Po drugiej wicemarszałkowie Sejmu. Wzięli po 40 tys. premii. Za co? Wiadomo: za udział w procesji, festynie partyjnym, degustację darmowego alkoholu i przecinanie wstęgi.

Wanda Nowicka, wówczas jeszcze wicemarszałek z Ruchu, w filmiku nie jest pokazana. Palikot do końca wierzył, że się z nią dogada.

Dalej scenariusz miał być prosty:

Ruch wycofuje poparcie dla Nowickiej. Sejm ją odwołuje. Palikot forsuje na wicemarszałkinię Annę Grodzką. No i w końcu wjeżdża koryto – żeby pokazać, kto ma ideały (Palikot i spółka), a kogo wyborcy mogą zaliczyć do ubabranych błotem pazernych prosiąt (całą resztę). Zyski? Ewidentne.

Czołówki wiadomości telewizyjnych zapewnione dzięki korytu. Jest element ludyczny, więc publiczność się cieszy: „Nareszcie znalazł się równy chłop, wszystkim pokazał”.

Przy okazji do władz Sejmu wchodzi osoba transseksualna – punkt u bardziej wyrafinowanej widowni.

Zwieńczenie sukcesu to zawarcie w świetle kamer koalicji z Aleksandrem Kwaśniewskim i wejście do politycznej pierwszej ligi.

Grunt przygotowany był nieźle. Wanda Nowicka zadeklarowała, że nawet jak Sejm jej nie odwoła, sama zrezygnuje. Prosiła tylko, by Palikot wystawił na jej miejsce Grodzką. Umowa zostaje klepnięta.

JANUSZ ROZGRYWA

Do wielkiej rozgrywki ma dojść 8 lutego. Jednak sprawy zaczynają przybierać nieoczekiwany obrót. Kolejne kluby parlamentarne wysyłają sygnały, że nie mają ochoty głosować przeciwko Nowickiej (albo: za Grodzką). Palikot jest zdezorientowany – nie spodziewał się, że polityczni konkurenci złamią obyczaj, zgodnie z którym największe kluby mają prawo do wyznaczania reprezentanta w prezydium Sejmu. Ruch grzmi, że to łamanie demokratycznych standardów, ale „grzmotów” nikt nie ma ochoty słuchać.

Jednocześnie sama Nowicka zmienia zdanie: rezygnować nie zamierza.Palikot wychodzi z siebie. Spotyka się z wicemarszałkinią. Przekonuje metodą kija („będziesz skończona w polityce”) i marchewki – pierwsze miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego.

Znajomy Nowickiej: – Ona mu po prostu nie uwierzyła. Pomyślała, że jak zrezygnuje, to Palikot ją wykończy. Postanowiła więc zostać w Prezydium, mając poparcie Kongresu Kobiet i środowisk feministycznych.

Plan Ruchu zaczyna się rozwalać. Przed głosowaniem Palikot rzutem na taśmę próbuje z trybuny sejmowej przekonywać posłów do odwołania Nowickiej. Argumenty są trzy.

Pierwszy odwołuje się do moralności: Ratujcie resztki reputacji, nie udawajcie, że w tej sprawie nie chodzi o pieniądze.

Drugi do tradycji demokratycznej: Uszanujcie wycofanie rekomendacji przez klub.

Trzeci do tolerancji obyczajowej: Nie bądźcie kołtunami. Kto się boi Anki Grodzkiej?

Przemowa była agresywna. Koledzy z konkurencji odebrali ją jak opis tego, w jaki sposób Janusz Palikot chce ich politycznie zamordować. Postanowili go więc zlekceważyć.

Porażka była dotkliwa – 245 głosów do 45. Ruch Palikota znalazł się w izolacji, otoczony – jak mówią w Sejmie – kordonem sanitarnym.

Doświadczony poseł opozycji: – Oni ciągle nie rozumieją prostych mechanizmów. Palikot zaczął show, waląc we wszystkich z lewa i z prawa, zamiast przejść się po klubach i zapytać grzecznie, czy poprą jego wniosek. Uwierzył Nowickiej? Dlaczego nie poprosił jej o napisanie rezygnacji? Jasne, że i tak mogła się z tego wycofać, ale przynajmniej miałby czym machać na konferencjach prasowych.

Współpracownik Palikota: – Powiem oględnie, timing całej operacji wymyślony był fatalnie.

JANUSZ SIĘ CHWIEJE

Polityk Ruchu: – Do głosowania Palikot był pewny siebie. Uważał, że wygra, choć zewsząd braliśmy już cięgi. W wewnętrznych dyskusjach padał argument: „Zobaczcie, co się dzieje w internecie. Niemal wszyscy internauci wieszają psy na Nowickiej, a popierają nas!”.

Jednak głosowanie wszystko zmienia. Palikot wychodzi z sali oszołomiony. Obstąpiony przez dziennikarzy, opowiada, że Ruch Palikota właśnie odniósł sukces.

– Co on bredzi? – pyta półgłosem jeden z reporterów.

Poseł Ruchu: – Wtedy po raz pierwszy zauważyłem, że Janusz się chwieje, że nie jest pewny zwycięstwa.

Poseł SLD: – Przeżył to bardzo osobiście, to trauma, nie może uwierzyć, że dał się tak wykiwać.

Znów powraca argument, że w internecie wszystko jest ok. Fachowiec od PR: – Ciekawe, czy to rzeczywistość, czy wynajęte przez Palikota firmy? Nie wykluczam, że on płaci, a jego posłowie wierzą w to, co czytają.

Polityk Ruchu: – W końcu przyszła refleksja, że być może komentarze internetowe to nie wszystko, że świat jest gdzie indziej. On jednak nie chciał się cofnąć. Postanowił zaatakować.

Wtedy porażka zaczęła zmieniać się w klęskę. Palikot idzie do telewizji. Mówi: – Być może Wanda Nowicka chce być zgwałcona, ale to nie ze mną.

Mimo powszechnego oburzenia, jakie wywołały te słowa, brnie dalej. Mówi o politycznym kurewstwie, nazywa konkurentów rajfurami, dodaje, że obywatele mają Sejm za burdel.

– Knajacki język, nie mogłem uwierzyć, że on to robi – mówi, z trudem ukrywając satysfakcję, ważny polityk SLD.

Szeregowy poseł Ruchu: – Pomyślałem, że jestem świadkiem samobójstwa.

JANUSZ USUWA

Wandę Nowicką usunięto z klubu w zeszłym tygodniu, szybko i bezboleśnie, na zamkniętym posiedzeniu. Jak to wyglądało?

Wniosek o usunięcie złożył Sławomir Kopyciński, z zawodu polityk, który dostał się do Sejmu jako działacz SLD.

Palikot zapytał formalnie: „Czy Wanda się odniesie do wniosku?”. Nowicka stwierdziła, że nie, bo o motywach swojego postępowania mówiła już wiele razy.

Z sali padły emocjonalne pytania: „Dlaczego nam to zrobiłaś? Dlaczego nas oszukałaś?”.

Nowicka znowu nie chciała się bronić.

Uczestnik spotkania: – To był mur, nie chciała walczyć. Wszyscy pomyśleli, że nie ma ochoty być z nami, bo się dogadała z PO i za jakiś czas dostanie rządowe stanowisko.

Klub głosował za wydaleniem niesubordynowanej koleżanki. Tylko Robert Biedroń się wstrzymał, a Anna Grodzka nie pojawiła się na posiedzeniu. Oboje są związani i zaprzyjaźnieni z Nowicką.

Posłowie byli więc niemal jednogłośni, ale nie z miłości do Palikota, tylko z niechęci do byłej koleżanki.

Leszek Miller tryumfował: – 13 lutego skończył się Janusz Palikot.

Jednak lider Ruchu się nie poddawał. Na odchodne pocieszył posłów: – Aleksander Kwaśniewski nie wycofał się z pomysłu współpracy, będzie spotkanie 22 lutego!

Poseł uczestniczący w obradach: – Zacząłem się zastanawiać, czy Kwaśniewski naprawdę jest z nami, czy Palikot chce tylko poprawić minorowe nastroje i koloryzuje.

Pytanie jak najbardziej na miejscu – namawiany do jednoczenia lewicy były prezydent dzień później spotkał się z Leszkiem Millerem. SLD znów tryumfowało, tym razem ustami rzecznika Dariusza Jońskiego: – Ruch Palikota od trzech miesięcy mówi o jakimś spotkaniu lewicy na szczycie. Właśnie się odbyło, nie nadawaliśmy temu wydarzeniu specjalnego rozgłosu.

Znajomy Kwaśniewskiego: – On jest zasmucony całą sytuacją, ale raczej się nie wycofa ze spotkania z Palikotem. Przyznałby w ten sposób, że postawił na złego konia. Pogadają, ale nie spodziewałbym się wiążących deklaracji.

JANUSZ NIE MA POGLĄDÓW

Ruch Palikota zaliczył spektakularną katastrofę. Pytanie, czy mogło być inaczej?

Po pierwsze, sam Janusz Palikot nie ma żadnych poglądów politycznych. Był już ziemianinem, fabrykantem, wydawcą ultrakonserwatywnego pisma, liberałem, liberalnym demokratą, socjalistą i lewakiem. Być może kiedyś o coś mu chodziło – plastikowym penisem machał, żeby zwrócić uwagę na los dziewczyny skrzywdzonej przez policjantów. Jednak szybko zrozumiał, że to nie załatwienie problemów, ale zabawne rekwizyty dadzą mu czas w telewizji. Czyli popularność.

W Platformie zajmował się komisją Przyjazne Państwo – miała likwidować nonsensy biurokratyczne. Jednak dużo bardziej odpowiadała mu inna funkcja – zawodowego kąsacza, wypuszczanego przez PO na PiS i braci Kaczyńskich.

Robił to z upodobaniem, dzięki czemu jego pozycja w partii była silna, a popularność rosła.

Snuł wizje Lecha Kaczyńskiego – pijaka. Nazywał go chamem. I choć mówił to o głowie państwa – szczególnych pretensji nie było.

Działacze gejowscy nie denerwowali się, kiedy Palikot pytał: „Czy Jarosław jest Jarosławą? Wśród bliźniaków jednojajowych często jedno z nich jest homoseksualistą”. Albo jak informował: „Oświadczam, że jednoznacznie preferuję kobiety. A pan, panie Jarosławie?”. Może to dziwne, ale wówczas było to politycznie poprawne.

Feministki też nie zabierały głosu, gdy obrażał kobiety. Na przykład kiedy stwierdził, że była minister PiS Grażyna Gęsicka się sprostytuowała i on, Palikot, „czuje się tym faktem zażenowany”. Może Gęsicka nie była „sister” dla feministek?

Działało? Działało doskonale! A skoro tak, to z czasem ze spektakularnego chamstwa Palikot uczynił modus operandi. „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie” – mówił. Upijał się bezkarnością i poczuciem sukcesu. Było więc kwestią czasu, gdy zaczął kąsać partię matkę. Transfer Joanny Kluzik-Rostkowskiej do PO? Kurewstwo. Sama Platforma? Polityczna prostytutka. Gowin? Katolicka ciota.

JANUSZ NIE MA PARTII

Ruch, który Palikot założył po wyjściu z PO, też rodził się bez żadnych idei. Najpierw zrobiono badania, gdzie się coś jeszcze zmieści w polityce. Wyszło, że między PO a SLD. Gdyby wyszło, że między PO a PiS – dla Palikota nie byłoby problemu.

Potem trzeba było napisać jakiś program, żeby był, bo programów i tak nikt nie czyta. I wymyślić kilka haseł, które pasują do targetu. Konieczna była otoczka antysystemowości – nie nazywajmy się partią, bo partii nie lubią, a my jesteśmy nową jakością. Będziemy mówili, że tamci są brudni, a my czyści, że nie będziemy brali pieniędzy od państwa itd. Tricki stare jak świat – partia AWS nie była partią, zanim stała się partią władzy, Platforma tak samo.

Trzeba było jeszcze zebrać ludzi. Więc zebrano. Kogo? Od Sasa do Lasa. Załapał się redaktor antyklerykalnego pisma, który tak nie lubi „czarnych”, że współpracował z mordercą księdza Popiełuszki. Oraz zastępca redaktora Jerzego Urbana. W klubie znaleźli się działacz ruchu gejowskiego, feministka, która posprzeczała się z SLD, oraz walcząca z dyskryminacją posłanka, która przeszła operację zmiany płci. Do tego uchodźca z SLD, chyba socjalista, oraz uchodźca z PO, doktor filozofii, liberał.

Co ich łączy? Nic.

Co udało im się osiągnąć? Też nic.

Poseł Ruchu tłumaczy: – Spokojnie, przecież my jesteśmy w opozycji!

Fakt, ale polityka to sztuka zawierania kompromisów. Tylko jak zawierać kompromisy, kiedy robi się ciągłe hece?

Liberał, Łukasz Gibała, przygotowuje niegłupie ustawy, które mają pomóc drobnym przedsiębiorcom. Przepadają, bo klub nie potrafi znaleźć sojusznika.

Ustawa o związkach partnerskich? Ważna – ale sprzedawana jako walka o prawa homoseksualistów, choć tak naprawdę dotyczy w lwiej większości par heteroseksualnych. Można było stosować taką narrację, ale Robertowi Biedroniowi chodzi bardziej nie o zmianę prawa, a o walkę z homofobią – to jego cel w polityce. W klubie Ruchu każdy więc ciągnie w swoją stronę.

Feministki? Myślą o prawach kobiet. Jedna z nich chwali się na blogu, że w końcu przekonała Kancelarię Sejmu, by na drukach było napisane posłanka, a nie poseł! Ma sukces.

Antyklerykałowie walą w Kościół, socjaliści w kapitalistów, geje bronią gejów, zwolennicy palenia trawki propagują legalizację trawki.

To zmienia Ruch w karykaturę.

Trudno wyobrazić sobie większą dyskryminację Anny Grodzkiej niż promowanie jej na stanowisko wicemarszałka, nie dlatego że ma dobrze poukładane w głowie, ale dlatego że kiedyś zmieniła płeć.

Jeśli zostałaby wicemarszałkiem, nasz Sejm przeszedłby do historii światowego parlamentaryzmu – tak argumentował Palikot. Szczerze mówiąc, to dość obrzydliwe.

JANUSZ JAK LEPPER

Pod koniec tygodnia umówiłem się na kawę z posłem Ruchu, żeby wyczuć nastroje w partii.

– Na logikę koniunktura powinna sprzyjać właśnie nam – opowiada. – Kryzys, zmęczenie Platformą i Tuskiem, to czas dla nas. „Lemingom” możemy wiele zaproponować: tolerancję obyczajową, walkę z biurokracją, liberalizm gospodarczy, obywatelskie państwo.

To w czym problem?

– Partia nie ma planu działania, tylko akcyjność od happeningu do happeningu – mówi mój rozmówca.

Podziały w klubie?

– Są, ale media je wyolbrzymiają. Natomiast niezaprzeczalny jest fakt, że po ostatnich sondażach posłowie zaczynają zastanawiać się, co dalej.

To znaczy?

– Czy nie skończymy jak Samoobrona i o co tak naprawdę chodzi Januszowi.

Czy mój rozmówca ufa Palikotowi?

– Dobre pytanie.

A odpowiedź?

– Odpowiedź brzmi: Nie wiem.

Co dalej z Ruchem?

Po Sejmie krąży plotka, że posłowie od Palikota noszą się zamiarem zdjęcia krzyża z sali posiedzeń plenarnych. Może być z tego piękny happening.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2013