Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ciało pogrążone w śpiączce pourazowej może trwać w takim stanie nawet przez długie lata. Rozpięte miedzy życiem a śmiercią, przynależy do trzeciego, zupełnie osobnego porządku. Myte, pielęgnowane, w nieskończoność rozbierane i ubierane, karmione i wypróżniane, przypomina roślinę. A jednak jest coś, co sprawia, że nie możemy traktować go niczym warzywa, nawet jeśli obce są nam refleksje metafizyczne.
Ludzki mózg - najbardziej tajemniczy z organów - ciągle jeszcze posiada obszary niezbadane. Nie możemy być pewni, co odczuwa osoba znajdująca się, wedle wszelkich naukowych przesłanek, w stadium wegetatywnym. Nie wiemy, czy słyszy nasz głos, czy jest wrażliwa na dotyk, czy reaguje na inne bodźce, nie wiemy też, kiedy (czy kiedykolwiek?) obudzi się z tego snu. Medycyna zna przypadki cudownych przebudzeń, nawet po kilkudziesięciu latach. Każdy z nich napawa nadzieją i każe wierzyć w coś więcej niż możliwości współczesnej nauki. Zmienia tym samym nasz stosunek do chorego. Nie możemy traktować go jak wiązki prostych fizjologicznych funkcji. Musimy traktować go tak, jakby cały czas był z nami.
Pochwała miłości
Nie wiem, czy o tym właśnie opowiada najnowszy film Almodóvara. Jedno jest pewne: streścić go nie sposób. Jeśli już, to narażając się na pobłażliwy uśmieszek tych wszystkich zapiekłych wrogów ekscentrycznego reżysera z La Manczy, którym jego kino kojarzy się wyłącznie z wyszukaną perwersją, podbarwioną hiszpańskim kiczem. Tak się jednak składa, że ten odsądzany od czci i wiary, niepokorny reżyser nakręcił jeden z najpiękniejszych współczesnych filmów o miłości.
Owo piękno nie wypływa wcale z łatwości wywoływania w nas wzruszeń. Sekret tkwi w wyjątkowej metodzie, w alchemicznym połączeniu czułości i niekonwencjonalnego spojrzenia. Podczas seansu „Porozmawiaj z nią” nasze uczucia nieustannie opalizują, mienią się, zaskakują nas samych. Za sprawą tego filmu nasze sądy dotyczące urody i brzydoty, miłości i patologii, musząulec, chwilowemu przynajmniej, zawieszeniu. Również nasze oceny moralne mogą okazać się nazbyt pochopne.
A jednak odważmy się zejść na chybotliwy poziom faktów. Oto dwie kobiety, Lydia i Alicia, leżą w tym samym szpitalu w stanie śpiączki. Pierwsza, trochę starsza, była sławną torreadorką; porzucona przez kochanka, dała się stratować na oczach tłumu przez rozwścieczonego byka. Druga, trwająca w stanie komy już od kilku lat, uczyła się kiedyś w szkole baletowej.
Przy łóżku Lydii czuwa Marco, poznany kilka miesięcy przed wypadkiem autor przewodników turystycznych. Jest on w tym
swoim czuwaniu całkowicie bierny: jakiś wewnętrzny stupor, może brak wiary („czy ten stan można nazwać życiem?”), albo po prostu emocjonalny chłód, nie pozwalają mu zdobyć się na gest autentycznej bliskości wobec chorej. W tym samym czasie drugi mężczyzna, dziwaczny młody pielęgniarz podejrzewany o homoseksualne skłonności, całym sobą oddaje się opiece nad niedoszłą baletnicą. Z prawdziwą tkliwością, jakby uczestniczył w jakimś miłosnym rytuale, krząta się wokół jej nieruchomego ciała. I cały czas coś mówi. Opowiada jej nieme filmy, komentuje najnowsze przedstawienia baletowe, które kiedyś Alicia tak bardzoubiła oglądać, jednym słowem - rozmawia z nią, bo wierzy, że na jakimś wyższym poziomie kontaktu te słowa docierają do niej i znajdują rezonans. Torreadorka zresztą wkrótce umiera, baletnica nadal trwa w swoim śnie niczym zaklęta królewna, a między dwoma mężczyznami nawiązuje się osobliwa, zrodzona z intymnej rozmowy przyjaźń.
Potęga kobiecego żywiołu
Można by sądzić, że w „Porozmawiaj z nią” Almodóvar wyłamał się wreszcie zestworzonej przez siebie konwencji i po raz pierwszy od czasu „Prawa pożądania” z 1987 roku bohaterami filmu uczynił mężczyzn. Nic bardziej mylnego: jego najnowszy film jest kolejnym wspaniałym hołdem złożonym kobiecości. To właśnie poprzez kobiety, zjawiskowe, a przy tym wyraziste, Marco i Benigno, każdy na swój sposób ułomny, próbują się dowiedzieć, kim tak naprawdę są. To Lydia i Alicia - nieme, bezwładne, przykute do łóżek, uczą ich miłości, uczą rozmowy, spojrzenia w głąb siebie. Pierwszy z mężczyzn zdobędzie tę wiedzę o wiele za późno, drugi - zatraci się w swym uczuciu całkowicie, co doprowadzi do fatalnego końca.
Bezczelnie jawną metaforą potęgi kobiecego żywiołu jest wpleciony w akcję komiczny niemy filmik pt. „Malejący kochanek”, opowiadający o człowieku, który zmniejszył się do tak filigranowych rozmiarów, że był w stanie zmieścić się w całości w kobiecym łonie. Znakomicie udała się w filmie postać androgynicznej torreadorki Lydii, która z jednej strony godzi w święty dla hiszpańskiej kultury wizerunek macho, a jednocześnie - jako kobieta! - jest emblematem tej kultury, której reżyser wcale tak do końca nie ośmiesza, a nawet, można by rzec (patrząc choćby na ognistą scenę przygotowań do corridy), na swój sposób celebruje.
Kobietom wreszcie przypisana jest w filmie cała sfera piękna i sztuki. Film otwiera zachwycający, choć bolesny w wymowie spektakl Piny Bausch, tańczony do „Fairy Queen” Purcella. W tle pojawiają się znane z wcześniejszych filmów Almodóvara kobiety-ikony: Marisa Paredes czy Cecilia Roth. Całkowicie osobny ukłon składa reżyser pięknie starzejącej się Geraldinie Chaplin, zapomnianej dziś wielkiej aktorce filmów Carlosa Saury, którą twórca „Wysokich obcasów” obsadził w roli nauczycielki tańca. Do tego wszystkiego dołóżmy jeszcze figurę matki, przewijającą się w filmie w różnych wariantach, a nie będziemy mieli wątpliwości: Almodóvar to piewca kobiet nie fetyszyzujący ich w imię egocentrycznych potrzeb (jak na przykład Woody Allen), ale uznający je, bez cienia ironii, za tę lepszą i bardziej interesującą połowę ludzkości.
Film o duszy
I nie da się zaprzeczyć: Almodóvar, wyrosły z punkowych kręgów madryckiej movidy reżyser-obrazoburca, stworzył film najdojrzalszy z dotychczasowych w swej karierze. „Porozmawiaj z nią” to opowiedziana rwanym rytmem, a jednak pod względem emocjonalnym zaskakująco płynna pochwała życia.
Już we wcześniejszym filmie „Wszystko o mojej matce” reżyserowi udało się coś zgoła niemożliwego - tworząc najbardziej nieprawdopodobną i tandetną pod względem nagromadzenia plugastw i seksualnych anomalii fabułę, wzniósł się w sferę najczystszych, najszlachetniejszych emocji. Historia opowiedziana w „Porozmawiaj z nią” nie została wyjęta z rynsztoka, choć z powodzeniem mogłaby zasilić niejedno brukowe pisemko. Tym jednak razem reżyserowi udało się pójść jeszcze dalej: on, stary ateusz i bluźnierca, postmodernista i zdeklarowany gej, tak zestawił ze sobą wszystkie ryzykowne elementy, że z brudnego filmu o nekrofilii powstał fascynujący film o duszy, o jej wędrówkach i powinowactwach.
Nie dość wspomnieć końcową scenę w teatrze, gdzie Marco i Alicia w tajemniczy sposób rozpoznają się, jakby naznaczeni zawczasu przez miłość Benigna. O podobnych spięciach, nieprzewidywalnych drgnieniach duszy, opowiada także inny, z pozoru nieznaczący epizod. Benigno rozczytuje się w pisanych przez Marca przewodnikach po egzotycznych krajach. Najbardziej podoba mu się ten o Kubie, a w nim obraz starej mieszkanki Hawany, która wychodzi na balkon i w melancholii przygląda się swemu życiu. „Ja byłem nią”, mówi Benigno - ten, który do końca wierzył w możliwość porozumienia. I jakkolwiek trywialnie może to wszystko brzmieć wyjęte z kontekstu, film Almodóvara nada-je takim zawstydzająco prostym olśnieniom ogromną siłę.
„POROZMAWIAJ Z NIĄ” (Hable con ella). Scen. i reż.: PEDRO ALMODÓVAR, zdj.: Javier Aguirresarobe, muz.: Alberto Iglesias, wyst.: Javier Camara, Dario Grandinetti, Rosario Flores, Leonor Watling, Geraldine Chaplin, Paz Vega i inni. Hiszpania 2002. Dystrybucja: Gutek Film.