W zwierciadle Almodóvara

Za filmem Almodóvara ciągnie się niezdrowy fetor głośnych ostatnio pedofilskich skandali. Te z udziałem przedstawicieli duchowieństwa rozpalały największe emocje. Znając obyczajową śmiałość hiszpańskiego reżysera, znając jego biografię (edukacja u salezjanów i franciszkanów), znając pełen krzykliwych ornamentów język tego twórcy - można spodziewać się bezlitosnego rozrachunku.

05.09.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

“Złe wychowanie" pobieżnie streszczone jawi się jako przerysowane, oskarżycielskie i mało odkrywcze dziełko, wykorzystujące brukowy kontekst. Almodóvar jednak niczego sobie nie ułatwia. Nie rozlicza czasów “złej edukacji" w wymiarze prywatnym, nie pastwi się też specjalnie, wzorem Buńuela czy Saury, nad ponurą epoką frankistowską, nie zabiera głosu w aferach dnia dzisiejszego. Odwet zdążył, na szczęście, wziąć znacznie wcześniej. Od czasu filmu “Pośród ciemności" (1983) - surrealistycznej komedii o wyszukanych perwersjach za murami żeńskiego klasztoru - zdążył wyrosnąć z krótkich majtek szydercy. Teraz, jako dojrzały twórca, odkopuje epizod z czasów dzieciństwa, by opowiedzieć nam najbardziej osobistą ze swoich historii. I robi to w sposób przewrotny. Zamiast seansu psychoanalitycznego proponuje spowiedź czy może raczej wyznanie wiary. Poprzez poplątane losy swych bohaterów mówi o sobie więcej niż kiedykolwiek.

Kino, czyli miłość

Od pierwszych sekund orientujemy się, że credo reżysera z La Manchy dotyczy przede wszystkim uprawianej przez niego sztuki. On, niefrasobliwy kuglarz, jest jednocześnie szczęśliwym jej zakładnikiem. Już w czołówce filmu, zrobionej w formie staroświeckiego kolażu, pokazuje filmowe kadry, stare fotografie, sprośne rysunki - zagraconą, wilgotną piwniczkę chłopięcej wyobraźni. Towarzyszy im złowieszcza muzyka kojarząca się nieomylnie z twórczością Bernarda Herrmanna, kompozytora ścieżki dźwiękowej filmów Wellesa, de Palmy, Scorsese’ego i przede wszystkim Hitchcocka. Tak, “Złe wychowanie" jest kolejnym almodóvarowskim hołdem złożonym X muzie.

Nie przypadkiem przywołuję to niemodne określenie - Almodóvar ma do kina stosunek bez mała erotyczny. Nie przypadkiem też mali bohaterowie “Złego wychowania", wychowankowie klasztornej szkoły, wymykają się właśnie do miejscowego kina - grzesznej świątyni, gdzie dokonują się najważniejsze dla nich wtajemniczenia i gdzie obaj przeżywają najszczęśliwsze chwile. Cała ich późniejsza historia również będzie jak wzięta z kina. Twórca “Wszystko o mojej matce" porzuca tym razem ulubione rejony melodramatu na rzecz czarnego kryminału, jednego z najbardziej wyrafinowanych i mrocznych gatunków filmowych. “Podwójne ubezpieczenie" Billy’ego Wildera odciśnie się najmocniejszym śladem. Wszystko zresztą u Almodóvara jest podwójne, odbite w nie jednym, ale kilku nawet zwierciadłach. Jorge Luis Borges uważał, że lustra zwielokrotniają, ale również spotworniają rzeczywistość. W filmie hiszpańskiego reżysera fikcyjne plany mnożą się i nakładają na siebie niczym w szkatułkowej powieści. I jednocześnie obnażają coraz to inne, coraz bardziej potworne oblicza bohaterów.

Albowiem szkatułkowa struktura “Złego wychowania" okazuje się mistyfikacją. Gdyby chodziło o postmodernistyczny popis, narracyjną igraszkę, mielibyśmy do czynienia li tylko z jakimś nowym wcieleniem “Mulholland Drive" Lyncha, który tak mistrzowsko zagęścił fabułę, że przypominała ona diabelskiego puzzla i skupiała naszą uwagę na samej układance. Tu poziomów również jest wiele, ale kryją w sobie przekaz wzruszająco prosty i czysty. Jeśli odrzucimy dekadencki sztafaż, “Złe wychowanie" okaże się filmem niemal sentymentalnym.

Grzech pierworodny

Oto wyzwolone lata 80.: młody aktor Ignacio odwiedza reżysera Enrique’a, proponując mu wspólny film. Obaj mężczyźni byli kiedyś wychowankami katolickiej szkoły, gdzie połączyło ich chłopięce uczucie, brutalnie stłumione przez zakochanego w Ignaciu ojca Manolo. Po latach Ignacio napisał na podstawie tamtych zdarzeń opowiadanie. Bohaterem jest transwestyta Zahara, który po traumatycznych przeżyciach w katolickiej szkole próbuje zemścić się na swoim prześladowcy. Ignacio chciałby zagrać tę rolę. Praca nad filmem okaże się dla obu mężczyzn nie tylko bolesną psychodramą. Odsłaniając wspólną tajemnicę, staną się bohaterami brudnej gry, w której dojdą do głosu skrywane ambicje i namiętności. Dla nich Ignacio nie cofnie się przed niczym. Nie pogardzi oszustwem, mistyfikacją, zdradą... Ale też Enrique nie pozostanie bez skazy - utraci swą niewinność bezwstydnie wykorzystując amoralność Ignacia. W imię własnej sztuki będzie testował swego kochanka i aktora, by sprawdzić, “jak daleko jest w stanie się posunąć" w swoich kłamstwach.

Oglądając tę plątaninę fikcji i faktów, możemy zastanawiać się “na zimno", który poziom filmowej narracji jest prawdziwszy: opowieść o spotkaniu po latach, warstwa retrospekcyjna z czasów dzieciństwa czy też film w filmie, w którym materializuje się scenariusz Ignacia. Przebierankom nie będzie końca. Lecz zanim złożymy ten obraz w spójną całość, okaże się, że stoi za nim bardzo pierwotna tęsknota. Z chaosu, zapętlenia, spod obscenicznych przebrań, zmian tożsamości, płci i społecznych ról wyłania się nieśmiało potrzeba prawdy i ładu.

Almodóvara fascynuje bowiem fenomen aktorstwa - nie jako wykonywany zawód, ile raczej “życiowa funkcja". Jego bohaterowie z łatwością wcielają się w kolejne postacie, zatracając poczucie tego, kim są. Mężczyzna przebiera się za kobietę, brat udaje brata, ksiądz zrzuca sutannę, rozpaczliwie próbując zmienić się w “kogoś całkiem przeinnego". Ale w gruncie rzeczy nikomu nie udaje się schować przed samym sobą. Pozostają te same żądze, te same krzywdy, ten sam wstyd. Nie kupczy się uczuciami - zdaje się mówić Almodóvar. Ale nie poprzez moralne potępienie dla swych bohaterów, bo w gruncie rzeczy nikogo nie potępia, a wręcz czuje się po części każdym z nich. Właśnie forma tego filmu: gęsta, naładowana namiętnościami, ale w tym, co najistotniejsze, bardzo powściągliwa (wątek pedofilski) jest almodóvarowskim wyznaniem wiary. Pasja opowiadania, tworzenia, przekraczania samego siebie znacznie bardziej go interesuje niż histeryczne wyznania czy paszkwile rzucane pod adresem swoich prześladowców. Pamięć jest dlań złudna, w ostateczności liczy się tylko to, w jaki sposób zdołamy ją przepracować.

Almodóvar nie demonizuje przeszłości. Czas “złego wychowania", choć brzemienny w skutkach, miał w sobie coś z raju utraconego. W filmie obserwujemy ciekawą gradację. Im bliżej współczesności, tym bardziej gorzki smak mają wszystkie zakazane dotychczas owoce. Czy dzisiejszy postępujący cynizm i dekadencja są efektem tamtego grzechu pierworodnego? Tytuł filmu daje odpowiedź twierdzącą. Tyle że najbardziej cyniczny okaże się w filmie Juan - ten, który ukąszenia ojca Manolo wcale nie doświadczył.

***

O “Złym wychowaniu" mówi się, że to pierwszy film Almodóvara traktujący o mężczyznach. Czy jednak którykolwiek z jego filmów mówił cokolwiek o kobietach? Za każdym razem reżyser ożywiał z pomocą swoich aktorek własną ikonę kobiecości, wyobrażenie idealne wyniesione bardziej z filmów niż z realnego życia. Stukot wysokich obcasów pobrzmiewa na ekranie i tym razem. Czarnym aniołem, trującą femme fatale, w “Złym wychowaniu" jest Zahara - znana też jako Ignacio, Angel, Juan. Tak, kobietą doskonałą jest u Almodóvara... mężczyzna.

Grający te wszystkie role Meksykanin Gael García Bernal (wystąpił w “Amores perros", ostatnio jako Che Guevara w “Dziennikach motocyklowych" Sallesa) jest równie pociągający jako mężczyzna, jak i kobieta, uosabiając tym samy jakąś androgyniczną (platońską?) doskonałość. Almodóvar nie kpi sobie wcale z “naturalnej różnicy". W zmysłowym, obojnaczym pięknie Zahary kryje się bowiem coś bolesnego, przywołującego dalekim echem postacie z Manna (“Śmierć w Wenecji") czy Nabokova (“Lolita"). U Almodóvara gra z widzem nigdy nie jest bowiem wesołą maskaradą. W najnowszym jego filmie obnaża gorycz poszukiwań, obnaża człowieczą nagość, podatność na zranienia, której nie da się skryć za najbardziej wymyślnym kostiumem. Choćby od samego Jean-Paula Gaultiera.

“ZŁE WYCHOWANIE" (“La mala educación") - scen. i reż.: Pedro Almodóvar, zdj.: José Luis Alcaine, muz.: Alberto Iglesias, scenogr.: Antxón Gómez, kostiumy: Jean-Paul Gaultier i Paco Delgado, wyst.: Gael García Bernal, Fele Martínez, Daniel Giménez-Cacho, Lluís Homar, Francisco Boira, Javier Cámara, Alberto Ferreiro, Raúl García Forneiro, Ignazio Pérez i inni. Prod.: Augustin Almodóvar. Hiszpania 2004. Dystryb. Gutek Film. Premiera 3 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2004