Rosja, jaką odzyskaliśmy

Festiwal moskiewski to impreza rozrzutna i ambitna. Organizatorom marzy się zapewne miejsce w pierwszej lidze - pozycja Cannes, Wenecji czy Berlina. Na przeszkodzie staje brak wyrazistego, indywidualnego charakteru.

13.07.2003

Czyta się kilka minut

Bizantyjski przepych wrósł nie tylko w historię, ale i dzień dzisiejszy Moskwy -miasta pełnego krzykliwych kontrastów, bajońskiej przesady, pamiątek imperialnej przeszłości. Festiwal filmowy, choćby z racji swego 25. jubileuszu, celebrowany był w tym roku ze szczególnym rozmachem, a uświetniały go zarówno wielkie nazwiska - Sophie Marceau, Petera Greenawaya czy nagrodzonej za całokształt Fanny Ardant, jak również i te mocno przebrzmiałe - Giny Lollobrigidy czy Stevena Seagala. Ten ostatni, jako półkrwi Rosjanin, fetowany był w Teatrze Puszkińskim szczególnie głośno, za co gwiazdor kina akcji odwzajemniał się wychwalając bez umiaru prezydenta Putina i... osiągnięcia rosyjskich filozofów.

Seniorzy i kino irańskie

Również w konkursie znalazły się renomowane nazwiska. Sędziwy Kaneto Shindo pokazał quasi-teatralną komedię erotyczną pt. „Sowa”, ze znakomitą rolą Shi-nobu Ootake, dostrzeżoną również przez jury. Związany niegdyś z „Dogmą” reżyser Soren Kragh-Jacobsen przedstawił film „Skagerrak”, nagrodzony z kolei przez jury FIPRESCI. Duński twórca zdążył na szczęście wyrosnąć z narzuconych sobie sztucznych ograniczeń i zrealizował brawurową współczesną baśń o rozrywkowej dziewczynie, która za pieniądze zgadza się urodzić dziecko niepłodnej parze. Ryzykowny temat potraktował jednak nad wyraz dojrzale, zręcznie balansując między realizmem, komedią a ewangeliczną przypowieścią. Zawiódł za to Karoly Makk, odgrzewając mdłą historię wiekowej pary rozdzielonej niegdyś przez komunizm i odnajdującej się po latach we współczesnym Budapeszcie („Długi weekend w Peszcie i Budzie”). Wiele filmów zawdzięczało swoją obecność w moskiewskim konkursie swoistym „punktom za pochodzenie” - miało być różnorodnie, egzotycznie, światowo. Efekt takiej selekcji okazał się zgoła odwrotny.

Jury na czele z Siergiejem Bodrowem seniorem (wśród jurorów byli m in. Agnieszka Holland, Ken Russel i Mika Kaurismaki) musiało spędzić na projekcjach konkursowych wiele trudnych chwil. Być może efektem tego właśnie zmęczenia było nagrodzenie Główną Nagrodą Świętego Jerzego hiszpańsko-włoskiego filmu „Koniec tajemnicy” Miguela Hermozy. Jest to historia pasjonująca, ale zrealizowana klasycznie i nadto poprawnie. Opowiada o domniemanym ocaleniu Federica Garcii Lorki, ofiary frankistowskiego reżimu; sławny poeta hiszpański cudem uchodzi tu śmierci i po latach zostaje rozpoznany w osobie anonimowego kloszarda z Granady.

Mniej spójną, za to bardziej interesującą propozycję przedstawił młody Irańczyk Asghar Farhadi w filmie „Tańcząc w pyle”, gdzie odsłonił problem upokarzających procedur rozwodowych we współczesnym Iranie. Film jednak z dramatu o zacięciu społeczno-obyczajowym płynnie przechodzi w paraboliczną opowieść. Ubogi chłopak musi rozwieść się z ukochaną żoną pod presją rodziny zarzucającej matce dziewczyny niemoralne prowadzenie się. Ból z powodu rozstania miesza się z obsesyjnym poczuciem obowiązku, który nakazuje zabezpieczenie finansowe byłej żony. Bohater wyrusza więc na pustynię, gdzie w towarzystwie szorstkiego mizantropa uczy się trudnej, ale popłatnej sztuki łapania jadowitych węży.

W kinie irańskim, pomimo wciąż istniejących cenzuralnych obostrzeń, stopniowo uchyla się zasłona. Z roku na rok poczyna sobie ono coraz śmielej. I jakkolwiek film Farhada mieści się jeszcze w nieco naiwnej konwencji właściwej irańskim filmom „festiwalowym”, to na przykład pokazane poza konkursem „Więzienie kobiet” Manijeh Hekmat momentami szokuje bezpośredniością opisu. Realia życia w kobiecym zakładzie karnym z czasów tuż po Rewolucji Islamskiej pokazane zostały z brutalną dosłownością, włącznie ze szczegółami tak drastycznymi jak homoseksualny gwałt dokonany na jednej z młodych więźniarek. I choć tego rodzaju pikantne akcenty można uznać za kolejny ukłon w kierunku zblazowanej publiczności festiwalowej, świadczą one jednak niezbicie o postępującej w kraju ajatollahów odwilży.

Nowi Rosjanie

Festiwal moskiewski roi się od paradoksów. Przy całej wielko światowej oprawie zaniedbuje to, co mogłoby być jego najlepszą wizytówką. Nie potrafi na przykład zainteresować rosyjską kinematografią, należącą przecież do największych w Europie, ale tylko sporadycznie dającą o sobie znać za granicą. Wielki przegląd współczesnego kina rosyjskiego był prawie zamknięty dla zagranicznych gości, gdyż większość projekcji odbywała się wyłącznie w języku Czechowa. A szkoda, bo spotkanie z nowym kinem rosyjskim to jedna z największych niespodzianek tego festiwalu.

„Przechadzka”, „Koktebel” czy pozakon-kursowy „Niebo, samolot, dziewczyna” Wiery Storożewej to filmy z pewnością nie wybitne, ale za to zrealizowane przez twórców, którzy, niezależnie od metryki, czują się wewnętrznie wolni. Znać w nich świeży oddech, bunt, przekorę, których tak bardzo brakuje w naszych filmach. Z prostych historii, które na dobrą sprawę zdarzyć się mogły wszędzie, wiele się można dowiedzieć, co dziś w rosyjskiej duszy gra, jakie są jej tęsknoty, kompleksy, obawy.

W „Przechadzce” Aleksieja Ucitiela swobodna, rozedrgana kamera śledzi troje inteligentnych młodych bohaterów przemierzających ulice współczesnego, bardzo europejskiego Sankt Petersburga. Dwóch chłopców i dziewczyna przekomarzają się, prowadzą słowne gierki, komentują rzeczywistość - nic więcej. Lekka historia o miłości schodzi jednak na dalszy plan. Wyłania się z niej stopniowo portret pierwszego pokolenia, któremu dane było dorastać w wolnym kraju, a które, otrzymawszy dar normalności, musi nauczyć się z niego korzystać - wartościować i wybierać. Uosobieniem czyhających pokus są dziś tzw. „nowi ruscy”, panosząca się bezwstydnie klasa, też przecież składająca się z beneficjentów wolności.

W wyróżnionym przez jury i międzynarodową krytykę filmie „Koktebel” Borisa Hlebnikowa i Aleksieja Popogriebskiego wolność wyraża się w swobodzie przemieszczania się, w szukaniu swego miejsca. Ojciec i syn z bliżej nieokreślonych powodów opuszczają Moskwę i ruszają w podróż na Krym, gdzie rzekomo czeka ich lepsze życie. I, jak to zwykle bywa w gatunku road movie, właśnie owa podróż staje się celem samym w sobie, pozwala osamotnionym bohaterom „dotrzeć” do siebie. Najciekawszy jest jednak pokazany w filmie obraz prowincjonalnej postradzieckiej rzeczywistości, uszlachetnionej dzięki wybranej przez bohaterów gatunkowej konwencji. Nieczęsto w kinie fabularnym naszej części Europy podejmuje się takie próby.

Na podstawie tych filmów można by więc wnioskować, że hasło rosyjskiego przeglądu - „Rosja, jaką odzyskaliśmy” - nosi w sobie osad goryczy. Budujący jest jednak indywidualizm i odwaga, z jaką rosyjscy twórcy mierzą się z wielce niedoskonałą rzeczywistością swego kraju. Na tle innych kinematografii postsowieckich wyróżnia ich także fakt, że wielu z nich robi to bez obciążenia przeszłością i bez narzucania widzowi odgórnego przesłania.

Polskie nieobecności

Do nieobecności polskiego kina na ważnych festiwalach zdążyliśmy się już, niestety, przyzwyczaić. U sąsiadów razi ona jednak szczególnie. Minęły czasy, kiedy nasze filmy święciły w Moskwie triumfy. Przeminął kult polskich aktorek z Beatą Tyszkiewicz i Barbarą Brylską na czele. I choć przed kilku laty Złoty Medal Świętego Jerzego trafił do rąk Krzysztofa Zanussiego za film „Zycie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”, Rosjanom kino polskie kojarzy się dziś głownie z Bogusławem Lindą. Co bardziej wyrafinowani widzowie mogą pochwalić się znajomością filmów Andrzeja Wajdy, które miały tu niedawno dużą retrospektywę.

W tym roku nieliczne polskie ślady można było znaleźć tylko poza konkursem. Był więc animowany „Eden” Andrzeja Czeczota, „Pasażerka” Andrzeja Munka, a także najnowszy (zagraniczny) film Agnieszki Holland „Julia wraca do domu”. A szkoda, bo głód polskiego kina jest tu większy niż gdziekolwiek indziej.

Festiwal moskiewski ma swoją atmosferę, ciekawe imprezy towarzyszące (wystawa niezwykłych kolaży Siergieja Paradża-nowa czy pokazy radzieckiej klasyki filmowej), udatnie wpisuje się w scenerię miasta. Imponująco przedstawiał się w tym roku przegląd światowego kina i prezentacja plonów największych festiwali - filmów doskonale wyselekcjonowanych, pozwalających nadrobić podstawowe zaległości w tym, co we współczesnym kinie naprawdę żywotne. A wszystko to pod czułą kontrolą Nikity Michałkowa, który od lat pełni rolę gospodarza imprezy.

Zagraniczni dziennikarze hołubieni są w Moskwie ponad miarę, choć często serwowane przez organizatorów atrakcje - jak wycieczka do słynnego Mosfilmu - przypominają pokazówki z minionej epoki. Najbardziej brakuje głębszych filmowych przeżyć, lepszych, wyrazistszych tytułów w konkursie, które nadałyby tej imprezie bardziej indywidualny charakter. Szkoda by było, gdyby wielki festiwal odbywający się (dosłownie) w cieniu Kremla miał się stać zaledwie bogatym festynem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2003