Rodin, Dunikowski i kobiety

Wystawa w warszawskiej Królikarni „Rodin/Dunikowski. Kobieta w polu widzenia” przyciąga magią nazwisk, jednych z najgłośniejszych w dziejach sztuki.

20.06.2016

Czyta się kilka minut

Auguste Rodin, Młoda dziewczyna w kapeluszu z kwiatami, 1865–1870 / Fot. Christian Baraja / MUSEE RODIN
Auguste Rodin, Młoda dziewczyna w kapeluszu z kwiatami, 1865–1870 / Fot. Christian Baraja / MUSEE RODIN

Auguste Rodin to nie tylko jeden z najwybitniejszych rzeźbiarzy XIX w., ale i jeden ze współtwórców nowoczesnej sztuki oraz stały punkt odniesienia dla kolejnych pokoleń artystów. Xawery Dunikowski to nie tylko najważniejszy polski rzeźbiarz I poł. XX w., ale w ogóle jeden z najwybitniejszych twórców w dziejach naszej sztuki. Wystawa w warszawskiej Królikarni to pierwsza próba skonfrontowania obu rzeźbiarzy oraz pierwsza wystawa prac Rodina w Polsce. Co ich łączy?

Dwaj wielcy i...

Rodin na przełomie XIX i XX w. był podziwiany, wręcz wielbiony. Wśród jego asystentów znaleźli się jedni z najważniejszych rzeźbiarzy ubiegłego stulecia: Antoine Bourdelle, Aristide Maillol, Constantin Brâncuși czy niezwykły, coraz bardziej dziś doceniany Włoch Medardo Rosso. Rodin wpłynął na kolejne pokolenia, ale sam długo czekał na uznanie, a jego dzieła, także te najsłynniejsze, wywoływały burzliwe dyskusje. Posądzano, że jego „Wiek brązu” (1877), niezwykle sugestywne przedstawienie nagiego męskiego ciała, to posąg wykonany na podstawie odlewu z żywego modela. Projekt paryskiego pomnika Balzaka odrzucono drwiąco. Nie pomógł list w obronie rzeźbiarza podpisany m.in. przez Georges’a Clemenceau, Claude’a Debussy’ego i Claude’a Moneta. Odsłonięty dopiero w 1939 r. monument – dziś jest powszechnie podziwiany, a przez wpływowego brytyjskiego historyka sztuki Kennetha Clarka uznany za „najwybitniejszą rzeźbę XIX w.”, być może nawet za najważniejsze dzieło rzeźbiarskie od czasów Michała Anioła.

Rodin był podziwiany także w Polsce. Wśród jego wielbicieli znalazł się Konstanty Laszczka, nauczyciel Dunikowskiego. Sam Dunikowski o dziełach Rodina mówił: jest w nich życie. Wpływ Francuza widać w jego wczesnych pracach, w tym w portrecie Henryka Szczyglińskiego (1898), pokazującym wielką wrażliwość na materię rzeźbiarską. Jednak Dunikowski zmienił styl, proponując coś odmiennego od akademickiego wzorca, jak też rodinowskiego modusu. Szybko został też doceniony. Od 1904 r. był profesorem w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Do Francji wyjechał późno, bo w 1914 r. Miał 39 lat. Przez kilka miesięcy służył w polskich oddziałach Legii Cudzoziemskiej. Zwolniony z powodu choroby wrócił do tworzenia. Powstały wtedy jedne z najważniejszych jego rzeźb, jak pokazany na wystawie w Królikarni „Autoportret (Idę ku słońcu)” (1916-17). W Paryżu zdobył klientów, trudno jednak mówić o oszałamiającym sukcesie. Czy podczas swego pobytu nad Sekwaną spotkał się z Rodinem? W spuściźnie po Dunikowskim znalazła się rzeźba francuskiego rzeźbiarza – „Portret Miss Russell” z 1888 r. To prezent od Rodina? Tego nie wiadomo. Ostatecznie w 1922 r. Dunikowski zdecydował się na powrót do kraju. Najciężej rozstawał się z samym Paryżem. Pisał: „Żegnałem młodość, nadzieję, złudzenia. Przyjąłem brzemię odpowiedzialności i od tej chwili żyłem pracą”.

Rodin urodził się w 1840 r., Dunikowski 35 lat później, w 1875 r. To dwie różne epoki, nie tylko artystyczne. Skąd zatem pomysł, by zestawić ich twórczość? Czy bardziej intrygujące byłoby zestawienie twórczości polskiego rzeźbiarza z dziełami młodszego o rok Rumuna Brâncușiego lub należącego do tego samego pokolenia Ivana Meštrovicia (ur. 1883), Jugosłowianina z deklaracji, a Chorwata z pochodzenia? Całą trójkę łączy pochodzenie z Europy Środkowej, a jednocześnie każdy z nich na swój sposób reagował na nowoczesność i łączył własną tradycję z paryskimi inspiracjami. Każdy z nich dokonał też bardzo osobnego wyboru. Można całkiem zasadnie postawić pytanie, czy wystawa w Królikarni – bardzo starannie przygotowana i świetnie zaaranżowana – to nie działanie „pod publiczkę”, próba przyciągnięcia publiczności magią wielkiego nazwiska z Zachodu

Rzeźbiarze i ich związki

Ewa Ziembińska, kuratorka wystawy, przekonuje, że istnieje wspólna oś łącząca obu artystów: podobny jest „stosunek do własnej twórczości, kształtujący podejście do samego siebie, narcystyczne zapatrzenie we własne potrzeby i aspiracja. Obaj mieli poczucie wyjątkowości swojego talentu i osoby, a twórczość pojmowali jako misję, rodzaj kapłaństwa”.

Postrzeganie siebie jako artysty – mające zresztą romantyczne korzenie – przybierało czasami dość zaskakujące formy. „Artysta nie powinien się żenić, tak jak ksiądz. Albo sztuka, albo żona. Albo sakralna służba, albo babskie baby. Innego wyjścia nie ma” – twierdził ponoć Dunikowski (cytat z książki poświęconej artyście autorstwa Włodzimierza Sokorskiego, działacza partyjnego, PRL-owskiego ministra kultury i sztuki, ale też pisarza). I to kobiety – bardzo konkretne – uczyniono głównym tematem wystawy.

W przypadku Rodina przypomniano dwie (było ich więcej). Najważniejsze. Pierwszą, Rose Beuret, z zawodu krawcową, poznał podczas pracy przy frontonie teatru Gobelins. Została jego modelką i towarzyszką życia. Ich związek trwał ponad pół wieku i chociaż w 1866 r. urodził się ich syn, to Rose zawsze pozostawała w cieniu, znosząc cierpliwie inne związki Rodina. Ostatecznie pobrali się pod koniec stycznia 1917 r. Dwa tygodnie później Rose Beuret umarła. Sam Rodin odszedł 17 listopada tego samego roku.

Druga z kobiet to Camille Claudel. W 1882 r. znalazła się wśród studentów, nad którymi opiekę objął Rodin. Po dwóch latach trafiła do pracowni rzeźbiarza i została jednym z praktykantów-pomocników. Rozpoczął się romans między młodą uczennicą a znacznie starszym od niej Rodinem. Zaczęli też wspólnie pracować. Claudel chciała jednak czegoś więcej: małżeństwa. Daremnie, bo rzeźbiarz nie zamierzał porzucić Rose Beuret. W 1890 r. Camille opuściła pracownię Rodina. Dwa lata później nastąpiło ostateczne zerwanie. Claudel zdobywała coraz większe uznanie, jednak w 1906 r. jej stan zdrowia zaczął się pogarszać. Pojawiły się symptomy choroby psychicznej. W 1913 r. rodzina umieściła ją w szpitalu psychiatrycznym. Tam też w 1943 r. umarła.

W przypadku Dunikowskiego jest tylko jedna kobieta: Sara Lipska. W 1904 r. rozpoczyna naukę w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Studiuje w pracowni Dunikowskiego. Nawiązuje się romans. W 1908 r. przychodzi na świat córka Maria Xawera. W 1912 r. Lipska wyjeżdża do Paryża, gdzie spędza resztę życia. Współpracuje m.in. ze słynnymi Baletami Rosyjskimi Siergieja Diagilewa. Umiera w 1973 r.

Wystawa skupia się na biografiach artystek, a twórczość pozostaje w cieniu. Pokazano jedynie portrety obu rzeźbiarzy ich autorstwa. Szkoda.

Ciało

Ewa Ziembińska we wstępie do wystawy pisze: „Rodin zachwycał się kobietami jako doskonałymi formami natury i często dążył do ujawnienia ich pierwotnej, erotycznej siły”. Z kolei Dunikowski „rzeźbił ucieleśnione w kobietach siły natury”. I to właśnie kobiety jako temat sztuki są siłą ekspozycji w Królikarni.

W pierwszej chwili zastosowany podział prac wydaje się banalny: „One/egzystencjalnie”, „One/oficjalnie”, „One/erotycznie”, „One/intymnie”. Jednak – paradoksalnie – dobrze opisuje podziały i napięcia obecne w twórczości obu rzeźbiarzy.

Są na wystawie portrety tworzone niejednokrotnie na zamówienie, spełniające oficjalne zapotrzebowania. Dla obu rzeźbiarzy były one ważne, bo stanowiły jedno ze źródeł utrzymania. Rodin stworzył ich kilkadziesiąt: wizerunki znanych osób, jak George Bernard Shaw (1906), Gustav Mahler (1909) czy George Clemenceau (1911), ale rzeźbił też kobiety, z początku dość konwencjonalnie. Z czasem coraz bardziej eksperymentował, pozostawiając całe fragmenty jedynie naszkicowane, nie lękając się surowego, nieopracowanego marmuru. Również Dunikowski wielokrotnie rzeźbił kobiety. Tworzył portrety konkretnych osób, ale – jak w powstałej w Paryżu „Amerykance” (1915-16) – starał się przedstawianym przez siebie postaciom nadać bardziej uniwersalne, typowe cechy. Powstają prace bardzo efektowne, chwilami wręcz efekciarskie.

„Rodin ukazuje rozkosz, panią życia, w całej jej odwiecznej i płodnej wspaniałości” – podkreślał Octave Mirbeau, jeden z najwybitniejszych krytyków tego czasu. Niezwykłą umiejętnością francuskiego rzeźbiarza było oddanie witalności i erotycznej siły. Robił to odważnie, wręcz bezczelnie. „Kobieta się rozbiera – co za olśnienie!” – wyznawał. Jego rzeźby, a także pokazane na wystawie rysunki niejednokrotnie uznawano za zbyt wyzywające, łamiące kanony i przyjęte obyczaje. O tych ostatnich pisał w 1903 r. z oburzeniem Paul Lerch: „przedstawiają bez wyjątku ciała nagich kobiet w najbardziej niesłychanych pozycjach, by mieć naprawdę dość”. Nie mniej prowokujący potrafił być Dunikowski.

„Ciało ludzkie nigdy dotąd nie było tak skupione wokół swojego wnętrza, tak ugięte pod ciężarem własnej duszy i ponownie prostowane prężną siłą własnej krwi” – pisał o pracach Rodina poeta Rainer Maria Rilke. Nawet dzisiaj – mimo zmian obyczajowych i cywilizacyjnych – w swych najlepszych pracach obaj rzeźbiarze potrafią intrygować, zaciekawić, ale też wprawić w zakłopotanie, a nawet zawstydzić. Skutecznie. Ostatecznie połączenie – w jednym miejscu – obu tak różnych twórczości okazało się niezłym pomysłem. ©

RODIN/DUNIKOWSKI. KOBIETA W POLU WIDZENIA, Warszawa, Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego Królikarnia, kuratorka: Ewa Ziembińska. Wystawa czynna do 18 września br. (następnie zostanie zaprezentowana w Muzeum Narodowym w Krakowie, 7.10.2016 – 15.01.2017)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2016