Rany męki czy kompleks ukrzyżowania?

Dokładnie nie wiadomo, ilu ich jest, ale jak podaje historyk i dziennikarz oraz redaktor "Słownika zjawisk nadprzyrodzonych" Patrick Sbalchiero, autor wydanej w Polsce książki "Niezwykłe zjawiska wiary" (Wyd. M, Kraków 2007), aktualnie rozpoznano około stu przypadków stygmatyzacji na całym świecie: zarówno wśród kleru, jak i wśród świeckich. Nie pojawili się znikąd ani nie są fenomenem dwudziestego pierwszego wieku. Data

27.11.2007

Czyta się kilka minut

14 września 1224 roku przeszła do historii jako dzień stygmatyzacji Franciszka z Asyżu. Stało się to w święto Podniesienia Krzyża, gdy Franciszek był pogrążony w samotnej modlitwie na górze zwanej Alwernią. Czy był pierwszym stygmatykiem? Odpowiedź uzależniona jest od tego, jak zinterpretujemy wyznanie św. Pawła Apostoła: "Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości: przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa" (Ga 6, 17).

Między św. Pawłem a św. Franciszkiem historia chrześcijaństwa nie zarejestrowała żadnego przypadku stygmatyzacji, natomiast po św. Franciszku znamy jeszcze ponad 300 osób, które doświadczyły tego zjawiska. W XIX wieku francuski lekarz Antoine Imbert-Gourbeyre zebrał dokumentację obejmującą 321 stygmatyków, w tym ponad 40 mężczyzn. Z tej liczby 62 osoby zostały kanonizowane. Nadprzyrodzone pochodzenie stygmatów Kościół uznał jedynie w trzech przypadkach: Franciszka z Asyżu, Katarzyny ze Sieny i Katheriny Emmerich. Nie oznacza to, że pozostałe były fałszywe. Stygmaty nie są podstawą świętości, ale czym właściwie są?

Podział stygmatów

Greckim terminem stigmata, oznaczającym znamię, piętno albo punkt, określano w czasach starożytnych znak wypalany żelazem na skórze przestępcy albo niewolnika, aby oznaczyć, czyją jest własnością. Dopiero w średniowieczu znaczenie tego słowa rozszerzono na określenie ludzi, którzy dostąpili szczególnego udziału w męce Chrystusa. W znaczeniu teologicznym stygmatyzacja jest wyjątkową formą łączności z cierpieniami Chrystusa, uczestnictwa i naśladowania Jego męki na sposób cielesny, zgodnie z tokiem wydarzeń opisanych przez ewangelistów, od Jego aresztowania w Getsemani do Jego śmierci na Golgocie (por. Mt 26, 36 - 27; Mk 14, 32 - 15, 47;

Łk 22, 39 - 23,49). Warto o tym pamiętać, ponieważ ta chronologia jest pierwszym parametrem autentycznych stygmatów: nie chodzi o rany otwarte kiedykolwiek, tylko o chronologiczny ciąg epidermicznych objawów dokumentujących uczestnictwo osoby w scenariuszu Męki. Oznacza to również, że stygmatyk odczuwa w swym ciele nie tylko rany fizyczne, ale również rany psychiczne wynikające z osamotnienia, które przeżywał Jezus w Wielki Piątek. W ostatecznym rozrachunku chodzi bowiem o aktualizację "ran miłości" dobrowolnie przyjętych przez Chrystusa.

Teolodzy wyróżniają trzy kategorie stygmatów. Stygmaty naśladujące to rany ukazujące się w miejscach ciała takich jak stopy i ręce, głowa, bok i plecy, a więc odpowiadających miejscom, w których było poddane cierpieniu ciało Jezusa. Stygmaty figuratywne to rany naskórkowe, widzialne i namacalne, które odtwarzają kształty typu religijnego dotyczące zarówno organów (np. serce na wzór Najświętszego Serca Jezusowego) i "przedmiotów": korony cierniowej, krzyża, hostii, monstrancji, rzadziej natomiast napisów modlitw w różnych językach czy fragmentów biblijnych. W tym ostatnim przypadku mówi się również o "stygmatach epigraficznych" lub o hemografii: strużka krwi wypływa z ran, po czym kreśli słowa lub obrazy na skórze bądź na bieliźnie bez żadnej interwencji z zewnątrz. Stygmaty niewidzialne to rany nie pozostawiające żadnego widzialnego śladu na skórze, żadnego uszkodzenia skórnego ani krwawienia. Nie chodzi tu jednak o bóle rozproszone, lecz dokładnie zlokalizowane: na rękach, stopach, boku, czole, ramieniu. Osoba cierpi tak, jakby rany były otwarte, chociaż nie ma widzialnych znamion męki.

Ku niezadowoleniu jednych i radości innych nie istnieje archetyp stygmatyka. Badacze zjawiska podkreślają, że istnieje prawie tyle różnych przypadków stygmatyzacji co stygmatyków.

Kłopoty ze stygmatami

Samo zjawisko, o czym świadczą opisy medyczne, charakteryzuje się wielką złożonością, tak co do swych sposobów przejawiania się, jak i co do swej ewolucji. Różnice mają charakter lokalizacyjny, morfologiczny, dotyczą długości trwania i momentu pojawienia się ran. Analizując charakter stygmatów naśladujących, trzeba pamiętać, że nie chodzi tu o reprodukcję ran Jezusa. Wbrew powszechnej opinii i klasycznym przedstawieniom Ukrzyżowania, starożytni Rzymianie wbijali gwoździe w nadgarstki, a nie w dłonie. Rozmieszczenie ran po gwoździach bywa różne u mistyków, często pojawiają się na śródręczu. W większości wypadków te okrągłe rany - o różnych rozmiarach i głębokości - otwierają się na poziomie zewnętrznej i wewnętrznej strony obu dłoni, a my dzisiaj wiemy, poza wszelką wątpliwością, że Jezus nie doświadczył takich ran. Rany kończyn dolnych u Jezusa umiejscowione były na stopach ("Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem"; Łk 24, 39), współczesne przypadki stygmatyzacji (np. u brata Eliasza, czterdziestotrzyletniego włoskiego stygmatyka, założyciela kongregacji zakonnej w Umbrii) mają miejsce na kostkach.

Rana na czole, choć bardziej jednolita, również przejawia duże zróżnicowanie - krwawi mniej lub bardziej obficie i ukazuje się w różnej liczbie. Jeśli krew spływa na czoło przy braku otworów wylotowych, mówi się wtedy o "krwawym pocie", o jakim wspomina Ewangelia, gdy mówi o modlitwie Jezusa na Górze Oliwnej (Łk 22, 44).

Rany na ramieniu, od niesienia krzyża, także charakteryzują się znacznymi różnicami. W zależności od przypadku są to rozdarcia dość wąskie, lecz głębokie - bądź szerokie. Nie wiadomo, z której strony Jezus został przebity włócznią. Prawdopodobnie cios włóczni dosięgnął okolicy prawej piersi Jezusa. Niektórzy stygmatycy krwawią z prawej strony, inni z lewej strony, a sam naskórkowy znak może być różnie ukształtowany: w postaci jednej blizny albo dwóch łączących się ran.

Obecność pięciu naśladujących ran nie cechuje również żadna regularność. U jednych mistyków pojawiają się one tylko na rękach i boku, nigdzie więcej. Okres trwania stygmatów jest również bardzo zróżnicowany. Może mieć charakter trwały bądź epizodyczny. Stygmaty pojawiają się często w ustalonych dniach, zwłaszcza w dwóch kluczowych momentach: w piątki i podczas Wielkiego Tygodnia. Lecz mogą się pojawiać w różnych momentach, począwszy od czwartkowego popołudnia, i o różnych godzinach. Jakie więc są kryteria rozpoznania ich autentyczności, skoro mamy do czynienia z tak dużym ich zróżnicowaniem?

Kryteria teologiczne

Teologowie wyliczają pięć kryteriów niezbędnych do uznania krwawych stygmatów za autentyczne: (1) Dochodzi do zmiany tkanki w miejscach, w których był zraniony Chrystus, a przynajmniej tak przedstawianych w tradycji chrześcijańskiej. (2) Rany pojawiają się nagle i spontanicznie - otwierają się i zamykają w krótkim przeciągu czasu, czasem kilku godzin, czasem wolniej. (3) Nie ropieją, nie gniją, często wydzielają słodki zapach przypominający woń kwiatów. Ich zabliźnianie się może być prawie natychmiastowe, lecz pozostaje różne, w zależności od przypadku. (4) Stygmaty krwawią krwią tętniczą, nie goją się często przez tygodnie, a nawet lata. Naturalny proces gojenia jest tu kompletnie zakłócony, ale stygmatyk nie ma żadnej potrzeby odwoływania się do pomocy z zewnątrz (antybiotyków, zszywania itp.). (5) Rany pozostają niezmienne nawet po zastosowaniu zabiegów medycznych. Ilość wydobywającej się krwi jest o wiele większa niż ta, którą wytwarza rana naturalna. Rozmiary ran, małe i powierzchowne lub szerokie i głębokie, nie powoduje dysfunkcji krążenia ani uszkodzeń dużych naczyń krwionośnych. Również jakość wypływającej krwi pozostaje zadziwiająca: często jest świeża, czasem pachnąca, nieraz błyszcząca. Wypływająca krew obiera drogę przeciwną sile ciężkości, płynąc od rąk do łokci i od podbicia stopy ku palcom u nóg. Czy w takim razie stygmatyzacji widzialnej nie da się sprowadzić ani do patologii skóry, ani do funkcjonalnego zaburzenia?

Święty ból czy choroba?

Wszyscy cierpimy na różne kompleksy. Jezuita Herbert Thurston przebadał wiele historycznych przypadków stygmatyzacji i doszedł do wniosku, że niektóre osoby padły ofiarą nasilonego podlegania sugestii, objawu histerii, którą nazwał "kompleksem ukrzyżowania". Nie ulega wątpliwości, że wymiar psychosomatyczny odgrywa w stygmatyzacji znaczącą rolę. Czy autentyczną stygmatyzację można jednak wytłumaczyć w ten sposób? W pewnych okolicznościach, sugestia (i autosugestia) jest w stanie u osób z histerią doprowadzić do zaburzeń dermatologicznych i problemów naczyniowo-ruchowych.

Do dnia dzisiejszego nie udało się jednak naukowcom odtworzyć w warunkach laboratoryjnych prawdziwego stygmatu przy użyciu hipnozy. Nieuprawnione jest również stawianie tego typu rozpoznania wszystkim stygmatykom z przeszłości, jedynie na podstawie archiwów, które mamy do dyspozycji. Do drugiej połowy XVIII wieku żaden kronikarz ani lekarz nie dysponował wiedzą pozwalającą mu na adekwatny opis wydarzenia, uzupełnianie "luk" diagnozą histerii nie tłumaczy szczególnego charakteru ewolucji ran, z drugiej strony jest zbyt upraszczający: wszyscy stygmatycy z pewnością nie byli histerykami. Możemy tak twierdzić na podstawie znanych nam współcześnie przypadków.

A co z chorobą psychosomatyczną? W przeciwieństwie do choroby skóry, typu łuszczycy, stygmaty pojawiają się w szczególnych, ściśle określonych miejscach ciała i nie podlegają prawom naturalnym: nie znikają na skutek terapeutycznego działania. Poza tym naturalne dysfunkcje skórne - wywołane bądź to czynnikiem zewnętrznym, bądź czynnikiem endogenicznym, jak stres - nie wskazują same z siebie na naturę cierpienia, które je powoduje. Autentyczne stygmaty są czytelne duchowo: wyrażają poprzez "obrażenia ciała" łączność z osobą Ukrzyżowanego. Zjawisko "śmierci mistycznej" wieńczy uczestnictwo stygmatyka w Męce Chrystusa. Daleko mu jednak do codziennego funkcjonowania histeryka czy osoby obłożnie chorej. Badania medyczne stwierdzają egzogeniczny charakter autentycznej stygmatyzacji.

Nie wszystkie jednak stygmaty są autentyczne, przypadki oszustw motywowanych chęcią zysku i sławy oraz samookaleczenia spowodowane poważnymi zaburzeniami psychicznymi istniały i istnieją. Sam kiedyś miałem z tą drugą sytuacją do czynienia. Autentycznego stygmatyka nie spotkałem, ale niezwykłe zjawiska wiary - istnieją!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007