Rafał Blechacz

Sonaty - Haydn, Beethoven, Mozart, Deutsche Grammophon

18.11.2008

Czyta się kilka minut

I cieszę się, i martwię, trzymając w rękach nową płytę Rafała Blechacza, drugą od czasu jego triumfalnego przemarszu przez Konkurs Chopinowski. Zacznijmy od radości: miło, że młody pianista śmiało sięga po twórczość klasyków, w Polsce tak zaniedbaną, podczas gdy jego koledzy najchętniej galopują na oklep na Rachmaninowie, że dobiera dzieła wedle własnego klucza, a na dodatek umie je kompetentnie zaprezentować: wartko, precyzyjnie, z naturalną gracją i lekkością, bardzo klarownie, bezpretensjonalnie - właśnie tak, jak powszechnie wiadomo, że należy grać taki repertuar.

I tu zaczynają się zmartwienia: przy słuchaniu pozostaję w nutach, nie potrafię się oderwać od świadomości znaczków na pięciolinii. Prawidłowo realizowane tematy na tle odpowiednio pulsującego akompaniamentu nie zamieniają się w płynące melodie, sforzata pozostają akcentami - nie stając się dramatycznymi wydarzeniami. Wystarczy odgrzebać Sonatę Haydna (Es-dur, Hob. XVI:52) w wykonaniu innego niegdysiejszego młodzieńca, Dina Cianiego, by przenieść się w śpiewający świat iście teatralnego gestu, gdzie Adagio, przejmujące, zbudowane jest z dialogów narastających długich fraz, albo - grzebiąc jeszcze głębiej - znaleźć nagranie Marii Judiny, dramatyczne i rysowane ostrym rylcem, w którym jednak magiczne figuracje nigdy nie dźwięczą mechaniką kołowrotka. Samo bowiem "uperełkowienie" każdego dźwięku - wbrew intencjom pianisty, deklarowanym w dołączonej do płyty osobistej notce - nie wystarcza. To dopiero początek drogi, wciąż jedynie techne.

Jeszcze większe rozczarowanie czeka w Beethovenie, gdyż tym razem faktycznie dostajemy - zgodnie z notką - jedynie przykład na to, że wczesny Beethoven dużo zawdzięcza Haydnowi. Tyleż to oczywiste, co nieprzydatne do zachwycenia się iście beethovenowskimi głębiami, istniejącymi w tych wczesnych sonatach (proszę mi wierzyć! - także w tej A-dur z op. 2, choć jest wyrazowo najprostsza). Nie ma sensu przywoływać innych interpretacji - po Blechaczu pozostaje zadziwiające wrażenie świetnie zrealizowanego tekstu, absolutnie w zgodzie z literą Beethovena, i dokumentnie przechodzącego mimo jego wspaniałości. "Dydaktyczny" cel płyty, wskazany w słowach pianisty, na pewno został osiągnięty. Papa Haydn okazał się papą dla Beethovena, a Mozart był wyjątkowy. Czy to wystarczy do satysfakcji? Wystarczy do czekania na następną płytę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008