Rozmowa czworga inteligentnych rozmówców

Sztuki Szekspira znają niemal wszyscy, Kwartety Beethovena tylko szczęśliwcy.

08.04.2019

Czyta się kilka minut

Shanghai Quartet / MATERIAŁY PRASOWE
Shanghai Quartet / MATERIAŁY PRASOWE

Szesnaście kwartetów smyczkowych Beethovena to zjawisko wyjątkowe w historii. Świadectwo natchnienia, kunsztu i nieustającego poszerzania możliwości tego rodzaju sztuki. To muzyka czysta. „Winny być grywane często i wyjątkowo dobrze” – podkreślono w recenzji najwcześniejszego ich opusu, już w 1801 r. Wszystkie będzie więc można usłyszeć podczas dwóch kolejnych edycji Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena – tegorocznej i następnej. Wykonawcą będzie ­Shanghai Quartet.

To dla publiczności nie lada gratka, gdyż taki kwartetowy serial Beethovena niestety rzadko się zdarza na polskich estradach. Tymczasem utwory te fascynowały słuchaczy od samego początku, od ukazania się pierwszych sześciu (opus 18), nad którymi kompozytor zaczął pracować w ostatnich latach XVIII wieku, kiedy powoli zbliżał się do 30. roku życia. Ten stosunkowo późny start pokazuje, że dla Beethovena kwartet smyczkowy nie był igraszką, czymś oczywistym i łatwym. Wręcz przeciwnie – był wyzwaniem. Młody twórca czuł na barkach ciężar poprzedzających go wielkich mistrzów tej formy, przede wszystkim zmarłego przed kilku laty Wolfganga Amadeusza Mozarta (1756–1791) i wciąż „żywej legendy”, czyli Josepha Haydna (1732–1809). Wyzwanie to Beethoven podjął właśnie cyklem sześciu kwartetów op. 18, ukończonych w roku 1800. Z narzuconego sobie zadania wywiązał się doskonale. Po krótkim okresie swoistego „terminowania” (te pierwsze kwartety kosztowały go około półtora roku żmudnej pracy, nie był to więc żaden romantyczny „zryw natchnienia”) stał się nie tylko arcymistrzem, ale wręcz wizjonerem, demiurgiem w dziejach kwartetu smyczkowego. Nikt już po nim – przynajmniej jak dotąd – nie osiągnął tak wiele w tym gatunku muzycznym.

W gmachu Kwartetów

Kwartety smyczkowe Beethovena to muzyka absolutna, niewyrażająca niemal nigdy niczego poza „dźwięczącymi formami w ruchu”, niczego poza czystą ekspresją i formą. W jednym z esejów Adorno stwierdzał, że „ogromne trudności może sprawiać myślowe przedstawienie na przykład obiektywnej zawartości późnego kwartetu Beethovena”. Witold Gombrowicz jednak to potrafił (w „Dziennikach”): „zaraz następnego dnia kupiłem sobie płyty z tymi jego kwartetami (...) i utonąłem. Es-dur, ­e-moll, C-dur, cis-moll, F-dur, c-moll, a-moll, B-dur, F-dur, A-dur, G-dur – kwartety! Szesnaście kwartetów! Nie jest tym samym zbliżyć się od czasu do czasu do jednego z nich, mimochodem, a wstąpić w gmach, zagłębić się, wędrować z sali do sali, błądzić po krużgankach, ogarniać sklepienia, badać architekturę, odkrywać napisy i freski (...) z palcem na ustach. Forma! Forma! Nie jego szukam tutaj, gmach nie nim wypełniony, a jego formą, która doznaje w ciągu tej swojej stopniowej autokompozycji przygód, przemian, wzbogaceń – podobna stworom ludzko-nieludzkim z pradawnych bajek. Jak przez mgłę, wciąż błądząc i z palcem na ustach, posuwam się od Adagio molto e mesto z 7-go do Molto adagio – Andante z 15-go, lub też zamyślony badam, jak i dlaczego haydnowskie słońce z czasów młodości tak dziwnie powraca u progu śmierci, w ostatnim Rondo i w Andante F-dur? Jak i dlaczego?”. W salach i krużgankach kwartetów Beethovena literacki kontrapunkt Gombrowicza sprawdza się nie gorzej niż najlepsze przewodniki po muzyce.

Czy Kwartety Beethovena dają się w ogóle zestawić z jakimiś innymi dziełami innych twórców? Trudno wskazać analogie. Są z pewnością Kwartety punktem szczytowym w historii tego gatunku. Więc może porównaniem będzie muzyka organowa Bacha, z jego genialną syntezą i spełnieniem? Tak, ale organowe arcydzieła Bacha to wielość gatunków (fugi, toccaty, preludia, chorały i inne), a tutaj kwartet – jeden monolit gatunkowy. Trzeba by poszukać innych jeszcze „szczytowych” zjawisk w sztuce: może freski Giotta, rzeźby Michała Anioła, tragedie Szekspira, opery Mozarta, ballady Chopina, powieści Dostojewskiego i Prousta, symfonie Mahlera i Szostakowicza, komedie Chaplina? Z pewnością tak, ale od większości tych zjawisk Kwartety oddziela wpisana w ich istotę kameralność, a także elitarność. Te dzieła nie szukają tłumów, wielkich scen i sal. Sztuki Szekspira znają niemal wszyscy, Kwartety Beethovena tylko szczęśliwcy, którzy zdecydowali się na tę niezwykłą muzyczną przygodę.

Wyjątkowość Kwartetów polega również na wierności Beethovena wobec idei komponowania takich właśnie utworów na przestrzeni całego niemal życia. To pozwoliło mu nie tylko przejąć od poprzedników konwencję kwartetu smyczkowego (Haydn, Mozart), ale też poddać ją gruntownym, rewolucyjnym wręcz przeobrażeniom, doprowadzić do niespotykanego wcześniej rozkwitu i wreszcie – wskazać przyszłość (o jednym z kwartetów Beethoven miał się wyrazić, że jest stworzony „dla późniejszego wieku”). Kwartety były więc dla kompozytora prawdziwym laboratorium. Podobnie jak symfonie i sonaty. I to jest zapewne najlepsza, jeśli nie jedyna twórcza analogia dla Kwartetów: jego dziewięć symfonii i trzydzieści dwie sonaty fortepianowe. Beethovena należy porównywać tylko z Beethovenem. Słuchanie zaś Kwartetów umożliwia nam wejście w najbardziej osobisty świat jednego z największych kompozytorów.

Rozmowa czworga

Trafnie zwykło się nazywać kwartet smyczkowy „rozmową czworga inteligentnych rozmówców”, z których każdy ma coś ważnego do zakomunikowania. Jest to rozmowa istotna i w pełni partnerska, bez dominowania któregokolwiek z uczestników muzycznego dialogu. Tradycję klasycznego kwartetu smyczkowego (dwoje skrzypiec, altówka i wiolonczela) stworzył przede wszystkim Joseph Haydn, choć pewne zasługi miał w tej dziedzinie niedoceniany Luigi Boccherini (1743–1805), jeden zresztą z największych pechowców pośród wybitnych kompozytorów. W Wiedniu jednak, w środowisku Mozarta i Beethovena, bez wątpienia rządził papa Haydn.

Kwartet smyczkowy stał się stopniowo jednym z najbardziej prestiżowych wśród nowożytnych gatunków instrumentalnych, obok symfonii, sonaty i koncertu, zastępując barokową kameralistykę z jej nieodłącznym muzycznym „kamerdynerem”, basso continuo. W kwartecie wszystko słychać i widać jak na dłoni: każdy z czterech głosów jest bezlitośnie wyeksponowany, żaden z aktorów dramatu nie może się ukryć za tłumem statystów (jak czasami wirtuoz za orkiestrą). Trzeba zaciekawić słuchaczy i utrzymać ich uwagę w napięciu. To jak monodram w teatrze, a raczej – możliwy tylko w muzyce – „monodram” dla czworga. Bez choćby odrobiny geniuszu lepiej nie zbliżać się do tego gatunku.

Kwartety były też cenione wśród samych muzyków i ich mecenasów. Któregoś razu w Wiedniu usiedli do wspólnego grania sam Haydn i Mozart. Cóż to musiał być za kwartet!

Świat Beethovena

Los sprzyjał kwartetowym planom Beethovena. Kompozytor doczekał się doskonałego sprzymierzeńca i współpracownika, którym był młodszy od niego o sześć lat Ignaz Schuppanzigh (1776–1830). Ten przedsiębiorczy skrzypek (z powodu jego tuszy Beethoven nazywał go Falstaffem) jako pierwszy w Wiedniu organizował publiczne koncerty kwartetowe. Stał na czele zespołu, który dokonał prawykonań wielu utworów Beethovena, m.in. Kwartetów op. 18, 59, 130, 132 i 135. Już w roku 1808 hrabia Razumowski, ambasador rosyjski w Wiedniu i protektor Beethovena, polecił Schuppanzighowi zorganizowanie „najlepszego kwartetu smyczkowego w Europie”. Co zapewne udało się osiągnąć, gdyż Beethoven cenił kompetencje skrzypka.

Czy Schuppanzigh miał świadomość, że razem ze swoim zespołem uczestniczy w narodzinach najlepszych kwartetów smyczkowych w świecie, kwartetów Beethovena? Tego się nie dowiemy, ale możemy – podobnie jak on – śledzić przemiany kolejnych Kwartetów. Począwszy od opusu 18, gdzie w sześciu utworach do klasycznego ideału formy i proporcji zaczyna już przenikać romantyzm, głęboka uczuciowość i emocjonalizm. Opus 18 zam­knięte jest przejmująco osobistym fragmentem „La Malinconia”, Adagiem, do głosu dochodzą tu też niezwykłe kontrasty. Trzy Kwartety opus 59 przynoszą rewolucję: ducha symfonii (rodem z „Eroiki”), nowy styl, znacznie większe rozmiary dzieł i niewiarygodne kontrasty wyrazowe, łamiące klasyczny model. Opus 59 wieńczy szalona gonitwa rozpędzonej fugi. W roku 1809, podczas okupacji Wiednia przez wojska Napoleona, w roku śmierci Haydna, powstaje zadziwiająco pogodny, cudownie piękny Kwartet Es-dur op. 74, zwany „Harfowym”. Cóż powiedzieć o Kwartetach późnych, ostatnich? To już otchłań niepowtarzalności i indywidualizmu, kraina tajemnic. Znów Gombrowicz: „kwartety ostatniego okresu, gdzie dźwięk jest trudny, te brzmienia już pograniczne i nawet przekraczające granicę (...) O, czternasty kwartecie!”. ©

Kwartety smyczkowe Beethovena wykonywane będą w kolejne dni: 11 kwietnia (opusy 127, 18/2, 59/3), 12 kwietnia (opusy 18/3, 95, 132), 13 kwietnia (opusy 18/1, 18/4, 131).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Festiwal Beethovenowski 2019