Radzik: Czarujący mistrzowie budzą we mnie ostrożność

Myślę o władzy i uwiedzeniu nią, jakie powodują u niektórych ambony i konfesjonały, katedra uniwersytecka, front pochodu, scena.

07.04.2023

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA

Autopsja po zamachu pokazała, że jego serce było nad wiek zniszczone. Pewnie przez stres, więzienie i zamachy na niego i rodzinę. W Memphis, 55 lat temu, 4 kwietnia, w środku Wielkiego Tygodnia, został zastrzelony Martin Luther King Jr. Miał trzydzieści dziewięć lat, od kilkunastu był zaangażowany w ruch na rzecz praw obywatelskich i zafascynowany oporem bez przemocy. Był charyzmatycznym mówcą. Pięć lat wcześniej do 250 tys. osób zgromadzonych podczas tzw. Marszu na Waszyngton wygłosił swoje najsłynniejsze przemówienie. To, które wszyscy znamy, o marzeniu, ryzykownym marzeniu o innym świecie, w którym wszyscy ludzie zostali stworzeni równi i tacy właśnie są.

Ponoć spodziewał się zamachu. Jego żona wspominała, że gdy zastrzelono prezydenta Johna F. Kennedy’ego, King patrzył w telewizor i powiedział, że jego też to czeka. Dla czarnoskórych Amerykanów ten wstrząsający moment oznaczał rozpoczęcie żałoby. Najpierw wstrząs i zaniemówienie, potem rozpacz i pytania, co teraz, a wreszcie gniew, który wyciągnął ludzi na ulice i skłonił do zamieszek. Zatrząsł ruchem na rzecz równouprawnienia. Wraz z charyzmatycznym pastorem opłakiwano przyszłość, która mogła nadejść, ale nie wiedziano, czy nadejdzie bez niego. Czy powinno się do niej dążyć jego metodami, pytano, podając w wątpliwość skuteczność oporu bez przemocy.

W niedzielę przed śmiercią, czyli w Palmową Niedzielę, wygłosił kazanie w katedrze w Waszyngtonie. Swoje ostatnie. Mówił o tym, jak nie przespać rewolucji społecznej. O tym, że postęp w historii ludzkości bierze się z wytrwałej pracy oddanych jednostek, które są gotowe być współpracownikami Boga. Podkreślał też, żeby nie słuchać tych, którzy mówią, że zmiana przyjdzie, ale że potrzeba czasu. Ile tego czasu? Sto, dwieście lat? Tymczasem to czas jest zawsze odpowiedni, by zachować się, jak trzeba.

Wypominał, że pewnie wielu ma nadzieję, iż kto inny wykona tę pracę, której zmiana wymaga. To kazanie zatytułował „Pozostać przytomnym w czasie wielkiej rewolucji”, aby podkreślić, że „zbyt wielu ludzi, żyjąc w czasie zmian społecznych, nie rozwija nowej postawy, nowych reakcji umysłowych, których wymaga sytuacja. Ostatecznie przesypiają rewolucję”. Podkreślał też, że jesteśmy w tym wszystkim razem, kolektywnie: „Jesteśmy związani w nieuchronną sieć wzajemności. I cokolwiek dotyka jednego bezpośrednio, dotyka wszystkich pośrednio. Z jakiegoś dziwnego powodu ja nigdy nie mogę być tym, kim powinienem być, dopóki ty nie będziesz tym, kim powinieneś być. A ty nigdy nie możesz być tym, kim powinieneś być, dopóki ja nie będę tym, kim powinienem być. W taki sposób stworzony jest Boży wszechświat, taka jest jego struktura”.

Tak, wyszło, że to było ostatnie kazanie. Charyzmatyczne, jak zawsze. Wypowiedziane ze strojnej katedralnej ambony. Prorok XX wieku. Dobrze się go słucha.

Uwodzący był jednak nie tylko na ambonie i gdy mówił do tłumów. Uwodził kobiety. Wiemy, że żonę zdradzał wielokrotnie i z wieloma równocześnie. Wspominając Kinga, myślę też o wszystkich czarujących, uwodzących duszpaste­rzach, przywódcach, nauczycielach, mistrzach. O ostrożności, jaką we mnie budzą, tym bardziej, im bardziej są świadomi swojej siły i przyciągania. Im więcej poznaję takich historii, tym większa czujność. Słyszę o tym w mediach i szeptach dziewczyn ostrzegających się przed kierownictwem duchowym konkretnych osób. Ostrzegających przed profesorami studentek. Myślę o władzy i uwiedzeniu nią, jakie powodują u niektórych ambony i konfesjonały, katedra uniwersytecka, front pochodu, scena.

Zresztą, jeśli chodzi o myślenie o kobietach, to taki postępowy i równościowy King już nie był. Żona miała na niego czekać w domu, tam przynależeć i zajmować się dziećmi. Ona chciała więcej. Więcej kasy w domowym budżecie niż mógł przynieść działacz społeczny. Nie zatrzymał dla rodziny nawet pieniędzy z Nagrody Nobla, nie spisał testamentu. Ale Coretta chciała też więcej siebie w swoim życiu. Tego nie umiał zrozumieć. Ten wielki mówca przekonujący nas, że żyjemy w czasach rewolucji. Interpretujący tamtego poranka w Palmową Niedzielę słowa z Apokalipsy św. Jana o tym, że Bóg wszystko czyni nowe. Nie widział, że nową staje się też rola kobiet i że ją przesypia, gdy oczekuje od Corretty, że wystarczy jej to, co w domu.

Może nie da się być prorokiem od wszystkiego? Patrzeć przenikliwie na wszystkie obszary naraz i ocenić właściwie wagi zmian, jakie nadchodzą. A może łatwiej widzieć te rewolucje, które nas mają wznieść, a nie te, które mogą zachwiać naszym przywilejem? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ostrożnie z prorokami