Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Hebe, jedenastoletnia dziewczynka z Kilis, miasta na granicy turecko-syryjskiej, dwa lata temu w wyniku wojny straciła obie nogi. Nie ma rodziców. Mieszka u stryja, którego nie stać nie tylko na leczenie Hebe, ale także podstawowe utrzymanie całej, siedmioosobowej rodziny.
Małgorzata Olasińska-Chart i Ewa Piekarska z Polskiej Misji Medycznej na początku lutego były w Turcji, gdzie rozmawiały z lekarzami Hebe i dwójki innych pacjentów z amputowanymi nogami. Pojawił się pomysł, by sprowadzić dzieci do Polski, pomóc w leczeniu, przygotować protezy, być może zająć się również formalnościami pozwalającymi na pozostanie w Polsce na dłużej.
Pieniądze w budżecie na przyjęcie syryjskich dzieci zagospodarował m.in. prezydent Sopotu, Jacek Karnowski. Dzieci jednak nie przyjadą. Z korespondencji między Karnowskim a m.in. MSWiA wynika, że władze centralne nie są w stanie zaangażować się w pomoc: „Podstawową kwestią (...) jest problem z ustaleniem ich tożsamości i wyeliminowanie zagrożeń, które mogłyby mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo Polaków” – czytamy w piśmie.
Po zamieszaniu wokół Sopotu przyszedł czas na Kraków. Wola jest. Rada Miasta jednogłośnie przyjęła ustawę kierunkową dla prezydenta, w której zobowiązuje go do zaproszenia małych Syryjczyków. Dyrektorzy tutejszych szpitali są w stanie przyjąć i leczyć dzieci. Sprawa natomiast rozbija się o formalności. Prezydent Jacek Majchrowski wystosował pismo do wojewody małopolskiego. Odpowiedź wojewody jest przygotowywana. W rozmowie z „Wyborczą” sam wojewoda Józef Pilch deklaruje: – Nie mam nic przeciwko pomaganiu dzieciom, ale trzeba ustalić, kto zapłaci za pobyt, kto za leczenie i kto będzie za nie odpowiadać. Musimy wiedzieć, o jakie konkretne dzieci chodzi itp.
Wolontariusze z Polskiej Misji Medycznej podkreślają, że pracy z dziećmi – ofiarami wojny jest dużo. Kolejne trafiają do tamtejszych szpitali. W Polsce natomiast władze przerzucają sobie kolejne dokumenty.