Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno było w tym się połapać.
Teraz jest inaczej: cicho. I w tej ciszy krótki komunikat i zdjęcie z lotniska w Balicach: Sławomir Mrożek wraz z żoną odlatują do Warszawy, by tam wsiąść w samolot do Francji. Docelowo: Nicea. "Będę tam mieszkał. Będę przyglądał się ludziom, są bardzo kolorowi. I nie będę już pisał" (cytuję z pamięci). A jest to wyjazd na stałe. Wielki pisarz opuszcza Kraków, który kiedyś wybrał na miejsce powrotu ze świata. Opuszcza Polskę.
Dlaczego? Nie wiem. Nie chciał powiedzieć. Nie musiał. Byłoby nam jednak na pewno mniej gorzko i mniej bezradnie, gdybyśmy byli w stanie powiedzieć sobie, że jakieś motywy rozumiemy, a z innymi się spieramy. Nie da się ukryć: nie wiedząc nic, jesteśmy osamotnieni podwójnie. Przez puste miejsce, już nie wypełnione osobą pisarza, i przez poczucie, że nic się nam nie należy, żadne wyjaśnienie tej naszej samotności.
Stają mi przed oczami kolejno coraz inne urokliwe miejsca Krakowa, dotąd naszego wspólnego miasta. Zaułki Kazimierza i prześliczna ulica Kanonicza. Bulwary nad Wisłą, skąd widok na Skałkę, i ulica Gontyny, wspinająca się na wzgórze salwatorskie... Zresztą stop, nie mam prawa wyliczać, bo wiem tylko, co drogie albo czarujące dla mnie, a pisarz nie powiedział, gdzie serce zostawia - i czy w ogóle zostawia. Nawet nie wiem, gdzie jest to puste miejsce po nim, bo nie wiem, gdzie mieszkał, w przeciwieństwie do Miłosza, szukanego w ostatnich latach życia zawsze między ulicami Sebastiana i Sarego (dziś ma tam swoją tablicę). Nie wiedziałabym, gdzie pójść, jeśli (bez sensu zresztą) chciałabym mu choć teraz powiedzieć, jak bardzo do dziś dnia pamiętam "Emigrantów" i "Na pełnym morzu" z przewrotną sentencją: "Prawdziwa wolność jest tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności". Czyż można było lepiej wyrazić gorycz łże-prawdy wtedy, gdy to było nam wszystkim tak bezwzględnie potrzebne?
Jest cisza nad tym pustym miejscem krakowskim i polskim, więc uprawnione jest także bolesne pytanie z rejonu bliskiego narodowemu rachunkowi sumienia. Bo może wielki pisarz miał już dosyć kolejnej wersji Mickiewiczowskiej diagnozy z epilogu do "Pana Tadeusza", którą tak perfekcyjnie kontynuujemy teraz, zniesławiając, tropiąc, odsądzając od czci, mnożąc epitety, poniżając, a wszystko w imię wartości i sztandarów? Może to było już nie do zniesienia?
Odpowiedzi nie mamy.