Puls nieba

Jezus wstąpił do nieba. Czyli gdzie? By doświadczyć głębokiego sensu ewangelicznych obrazów, potrzebne nam będzie nowe ćwiczenie wyobraźni.

15.05.2012

Czyta się kilka minut

Jak tu świętować Wniebowstąpienie, odkąd piętrowy obraz świata – z niebem na wysokościach nad naszą niską ziemią – rozpadł się bezpowrotnie, a my widzimy siebie na powierzchni kulistej grudy materii, krążącej wokół prowincjonalnej gwiazdy?

Czy teksty Ewangelii, plastyczne i grające na naszej wyobraźni, mogą jeszcze przemawiać do nas z żywą bezpośredniością? Czy mogą być brane na poważnie, czy już tylko z metaforycznym dystansem? A może pozostał nam jedynie sens spekulatywnie wydestylowany, pozbawiony związków z żywym doświadczeniem świata, blady i słabo oddziałujący na nasze życie?

ĆWICZENIE WYOBRAŹNI

By doświadczyć, mocno i bezpośrednio, głębokiego sensu ewangelicznych obrazów, potrzebne nam będzie nowe ćwiczenie wyobraźni. A jeśli mamy przed oczami obraz w-niebo-wstąpienia, to potrzebujemy zupełnie innej mapy nieba. Pomocnym instrumentem może być tu poezja: choćby jeden z wierszy Wisławy Szymborskiej, „Niebo”, który – nawet jeśli nie był pisany z teologiczną intencją – w odpowiedni sposób może kształtować naszą religijną wrażliwość.


Od tego trzeba by zacząć: niebo.
Okno bez parapetu, bez futryn, bez szyb.
Otwór i nic poza nim,
ale otwarty szeroko.


Niebo nie jest granicą, nie zamyka, lecz otwiera. Otwór, okno, wyłom w skończonym świecie naszych spraw codziennych. Bez parapetu, futryn i szyb – czyli bez tego, co ogranicza jego wielkość, i bez tego, co przeszkadza przejść „na drugą stronę”.

Lecz czy jest jakaś „druga strona” tego otworu? Skoro „nic poza nim”? Czy jest gdzie wyjść? A więc pustka, beznadzieja, obietnica bez spełnienia? Nie.


Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie
i unosi od spodu.
(...)
Na żadnym miejscu nie ma go więcej
niż w innym.
Obłok równie bezwzględnie
przywalony jest niebem co grób.
(...)
Sypkie, płynne, skaliste.
Rozpłomienione i lotne
połacie nieba, okruszyny nieba,
podmuchy nieba i sterty.
Niebo jest wszechobecne
nawet w ciemnościach pod skórą.
Zjadam niebo, wydalam niebo.
Jestem pułapką w pułapce,
zamieszkiwanym mieszkańcem,
obejmowanym objęciem,
pytaniem w odpowiedzi na pytanie.
Podział na ziemię i niebo
to nie jest właściwy sposób
myślenia o tej całości.


„Nic poza nim” może znaczyć: jest tylko ono, na każdym miejscu, nad obłokami, pod powiekami. Wyjście jest wszędzie, zawsze jest wyjście: żadne miejsce mojego świata nie jest zamknięte, każde otwiera mnie na „coś więcej”: czy jem, czy piję, czy wydalam, czy śpię, czy wędruję po górach, czy kopię grób. I w żadnym miejscu, w żadnej chwili nie ma go (nieba, wyjścia, otworu) mniej niż gdzie indziej.

Trudno nawet powiedzieć, czy ów wyłom, okno, jest we mnie, czy gdzieś na zewnątrz. To, w czym mieszkam, zamieszkuje we mnie. Niewłaściwym sposobem myślenia o tej całości jest nie tylko podział na ziemię i niebo, lecz także na mnie i świat, w którym żyję.

A zatem: w co to wstąpienie? W-wszystko--wstąpienie.

PRZESŁANIE PISMA

Ktoś powie: to tylko zabawa słowem, poetycka konstrukcja. Dlaczego mam jej wierzyć?

Nie chodzi o to, by wierzyć poezji. To tylko ćwiczenie. Pozwala jednak łatwiej połączyć w jednym sensie dwa sposoby, na jakie Nowy Testament opowiada o wniebowstąpieniu Jezusa.

Z jednej strony, mamy plastyczną narrację z Dziejów Apostolskich, zakończoną sugestywnym obrazem: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Właśnie z tym obrazem najczęściej kojarzymy treść dzisiejszego święta, on też nam sprawia kłopoty.

Z drugiej strony, w wielu innych miejscach Pisma, na przykład w listach do Efezjan i do Kolosan, możemy przeczytać o wszechobecności Chrystusa wskrzeszonego i posadzonego na wyżynach niebieskich: On „napełnia wszystko na wszelki sposób” (Ef 1, 23), On jest „wszystkim we wszystkich” (Kol 3, 11). W Ewangelii Jana ta wszechobecność jest najbardziej „intensywna” we wnętrzu człowieka – Jezus naucza, że po jego odejściu (wstąpieniu!) do Ojca poznamy, iż „Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14, 20).

Chrystusa mam za plecami, pod ręką i na powiekach, a nawet w ciemnościach pod skórą... Chrystus owija mnie szczelnie i unosi od spodu. Jestem mieszkańcem Chrystusa przez Niego zamieszkiwanym, On jest objęciem, którym obejmuję innych.

Lecz jeśli jest wszędzie, dlaczego Go nie widać? Nie słychać? Nie można dotknąć?

Mój najstarszy syn, gdy miał kilka lat, odkrył powód niewidzialności Wszechobecnego: inaczej wszystko by zasłaniał. Jak jednak wobec tej koniecznej niewidzialności poznamy w nas Jego obecność?

DOŚWIADCZENIE WIARY

Niebo jest wszędzie i ziemia jest wszędzie. Na ziemi jednak wszystko zamknięte jest granicą: „to ja, a nie reszta”. Wszystko walczy o miejsce w polu widzenia, słyszenia, uwagi. Niebo, choć „sypkie, płynne, skaliste, rozpłomienione i lotne”, jest bez-graniczne. Czyste otwarcie. Każda połać, okruszyna nieba, każdy jego podmuch jest tym, czym jest, nie przez oddzielenie, lecz przez związek, wspólnotę z resztą „tej całości” – gdyż Bóg zechciał „połączyć wszystko w Chrystusie” (Ef 1, 10) i „wszystko w Nim istnieje jako połączone” (Kol 1, 17).

Chrystus w niebie, czyli wszędzie, choć niewidzialny (by nie zasłonić wszystkiego), nie jest zupełnie nieuchwytny.

Jak sam o sobie mówi: jest życiem. Naszym życiem. Intuicyjnie rozpoznajemy, czym różni się ludzka tylko wegetacja od pełni życia. Wszędzie, gdzie doświadczamy, że przechodzimy od wegetacji do życia – On jest obecny.

Mówi też o sobie, że jest światłem. To znów obraz, lecz nie bez znaczenia. Zapewne każdy z nas kiedyś znalazł się w ciemności. Bał się, czuł się zagubiony, potykał, nabijał sobie guza. Każdy też doświadczył beznadziei, chaosu otaczającego go świata, niemożności zobaczenia ścieżki życia przed sobą, ani sensownej historii za sobą. Każdy się bał, gdyż nie wiedział, co wyskoczy z tak ciemnego świata, z przeszłości, z przyszłości. Być może po takim doświadczeniu przyszło światło, światełko, przebłysk. Zrozumienie sensu tego, co się przeszło, rozpoznanie, jak postąpić, co dobre będzie, a co złe. To znów On. Światło świata, wcielony, umarły i zmartwychwstały Logos.

Ten grecki wyraz oddawany jest w polskich przekładach Pisma jako „słowo”. Znaczy jednak także: sens, miara, myśl, nauka. Gdzie zatem sens (choćby dopiero kiełkował z bezsensu), gdzie miara i piękno (choćby ledwo zarysowane), gdzie zrozumienie siebie i świata (choćby niezbyt jasne) – to On. Każda myśl czysta i prawdziwa, każdy czyn odpowiedni do okoliczności, niosący dobro, rozwój i spełnienie, każde uczucie zgodne, każda chwila pokoju – to On.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2012