Przystanek w kraju tranzytowym

Dla 12-letniej Chawy spacer do Parku Szczęśliwickiego w Warszawie to największa atrakcja. Po drodze chce wejść do każdego sklepu. Zagaduje sprzedawczynie, wszystkiego chce dotknąć, wszystkiemu się dziwi. Co chwila przytula się, łapie za ręce i tłumaczy z przejęciem: "Pamiętaj, jak coś dostaniesz, trzeba powiedzieć »dziękuję«, a jak coś chcesz, poproś. Na widok policjantów pyta zaniepokojona, czy trzeba uciekać. Nie może zrozumieć, że mężczyźni w mundurach pilnują porządku i nic złego jej nie zrobią...

19.06.2006

Czyta się kilka minut

Morshad z Bangladeszu w Domu Dziecka przy ul. Korotyńskiego w Warszawie /
Morshad z Bangladeszu w Domu Dziecka przy ul. Korotyńskiego w Warszawie /

Po chwili zapomina o lęku i biegnie na plac zabaw. Przez moment stoi niezdecydowana, czy pobiec na huśtawkę, czy na zjeżdżalnię, ale już po chwili buja się, śmiejąc się w głos. Jej młodsza o rok siostra Hadiszat jest dużo spokojniejsza. Wielkie czarne oczy patrzą poważnie i przyglądają się wszystkiemu nieufnie. Uśmiecha się nieśmiało, gdy mówi: "Nie kocham słońca, boli mnie głowa, gdy świeci. Kocham chmury i deszcz. Bardzo kocham. I koty kocham. Psów nie". Najstarsza z rodzeństwa 15-letnia Eriza tłumaczy, że dla muzułmanów pies jest zwierzęciem nieczystym, dlatego go nie dotykają. Dziwi się, że w Polsce tyle osób trzyma psy w domach i traktuje je jak dzieci. Brat ich trzech, Adam, jest ambitny i gwałtowny. Jako jedyny mężczyzna w rodzeństwie czuje się najważniejszy i próbuje egzekwować od sióstr posłuszeństwo.

Po wyjściu z piekła

Eriza, Hadiszat, bliźnięta Chawa i Adam są czeczeńskim rodzeństwem mieszkającym w warszawskim Domu Dziecka nr 9 przy ulicy Korotyńskiego, z którym Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców podpisał we wrześniu 2005 r. umowę o założeniu grupy dla cudzoziemskich dzieci pozostających bez opieki. Pierwszą taką umowę zawarto z Domem Dziecka nr 11 przy ulicy Bohaterów w Warszawie. Dzięki temu dzieci mają zapewnioną stałą opiekę pedagogów i psychologów, o czym w ośrodkach dla uchodźców nie ma mowy. Wychowawcy grupy przeszli szkolenie zorganizowane przez Urząd, podczas którego poznali najtrudniejsze sytuacje, jakie mogą się zdarzyć w opiece nad cudzoziemskimi dziećmi. Każdy z wychowawców zna dwa języki obce - rosyjski i angielski lub francuski.

Mali cudzoziemcy mają osobny pawilon, do którego, by uniknąć niezręcznych sytuacji, polskie dzieci nie wchodzą bez zaproszenia. Po zachodzie słońca muzułmańskie dziewczynki wychodzą z pokoju tylko w nocnym stroju. Jeśli w pobliżu są chłopcy, nie wychodzą z niego w ogóle.

- Ciągle się uczymy - mówi Dominika Piekarska, jedna z wychowawczyń. - Na bieżąco poznajemy zwyczaje, kulturę, religię małych cudzoziemców.

16-letni Morshad z Bangladeszu nie wchodzi do łazienki, kiedy są w niej dziewczynki. Jest praktykującym muzułmaninem: regularnie się modli, niedawno poprosił wychowawców o dywanik do modlitwy, w każdy piątek jeździ do meczetu na ulicę Wiertniczą. Podobnie postępowali bracia Maks i Rusłan z Czeczenii, którzy mieszkali w Domu Dziecka przez kilka miesięcy. Niedawno go opuścili i dołączyli do matki w Wiedniu.

- Bardzo się z nami zżyli - opowiada Piekarska. - Spędzili z nami święta Bożego Narodzenia, dopytując o wszystko z dużym zainteresowaniem. Sami chętnie opowiadali o sobie.

- Byli tacy otwarci i weseli, zupełnie nie jak Czeczeni - wspominają polscy wychowankowie Domu Dziecka. - Opowiadali nam o Koranie i ich religii. Nim się pojawili, wychowawcy rozmawiali z nami na ich temat: tłumaczyli różnice między nami, prosili o cierpliwość i okazywanie sympatii. Cudzoziemcy nie są jednak dla nas niczym dziwnym, spotykamy ich przecież, tyle że nie uchodźców, także w szkole.

Morshad, który jest w Domu Dziecka dopiero od kilku tygodni, zjednał sobie sympatię... niechęcią do gulaszu. Mięso pływające w dużej ilości sosu jest dla niego nieapetyczne, więc Morshad namówił kucharki, by przygotowywały dla niego mięso z warzywami, bez sosu. Ostatnio piekł też placki, na które zaprosił potem do swojego pokoju wszystkich kolegów.

- Staramy się uwzględniać ograniczenia kulinarne wynikające z islamu - tłumaczy Anna Kaszuba, dyrektorka Domu Dziecka. - Dla ułatwienia wszystkie zupy gotujemy na kurczaku, a dla muzułmanów kupujemy wędliny drobiowe.

Mimo to Erizie polska kuchnia nie smakuje. No, może tylko pierogi. Dziewczyna jest nieśmiała, niechętnie włącza się do rozmowy. Niezbyt dobrze mówi po polsku, choć dużo rozumie. Jako najstarsza opiekuje się resztą rodzeństwa, zastępując im matkę: - Mnie i Chawę tata zawiózł do ciotki, Adam i Hadiszat zostali z mamą w domu. Wtedy przyszli rosyjscy żołnierze, zabili mamę, trupa zostawili w kuchni. Wszędzie było pełno krwi. Hadiszat i Adam siedzieli przy niej całą noc...

Adam przyszedł niedawno do dyrektorki i długo opowiadał jej o kobiecie, której jakiś mężczyzna poderżnął gardło. Kiedy się zdenerwuje, jąka się. Trudno go wtedy zrozumieć, tym bardziej że podekscytowany przechodzi z rosyjskiego na czeczeński.

- Tylko część tej historii zrozumiałam - przyznaje dyrektorka. - Czułam jednak, że samo jej opowiedzenie jest dla niego ważne. Żadne z naszych dzieci nie pochodzi ze szczęśliwych rodzin i nie miały lekkiego życia; wszystkie przeszły swoje piekło. Doświadczenia małoletnich uchodźców pochodzących z krajów dotkniętych wojną bywają jednak wyjątkowo traumatyczne.

Małoletni uchodźcy potrzebują wsparcia psychologicznego i terapeutycznego, ale zdaniem Marii Kukołowicz z Fundacji Dzieci Niczyje nie może być o tym mowy, jeśli psycholog potrzebuje tłumacza: - Dramatycznie potrzebujemy psychologów mówiących po rosyjsku - właśnie z Federacji Rosyjskiej pochodzi najwięcej małoletnich składających wniosek o status uchodźcy; w 2005 r. było ich 115.

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy dziecko mówi językiem w Polsce egzotycznym i nie porozumiewa się w żadnym innym. Sama znajomość języka też nie wystarcza. Do nawiązania kontaktu potrzeba jeszcze orientacji w kulturze, religii i sytuacji kraju, z którego dziecko pochodzi.

Prawo do kuratora

Dziecko zatrzymane na granicy lub w kraju informuje się o możliwości złożenia wniosku o nadanie statusu uchodźcy. Wniosek trzeba złożyć osobiście w placówce Straży Granicznej, która występuje do sądu o ustanowienie opiekuna prawnego dla dziecka-cudzoziemca i decyduje, do jakiej placówki ma ono trafić. Od momentu złożenia wniosku dzieckiem opiekuje się Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców, który jest odpowiedzialny za przebieg procedury uchodźczej. Dziecku przydziela się kuratora zajmującego się prawnymi aspektami jego sprawy i opiekuna, który ma się zajmować małoletnim i jego majątkiem, strzec uwzględniania jego odmienności religijnej, kulturowej i językowej.

- Kuratorem zostają studenci prawa Uniwersytetu Warszawskiego - mówi Piekarska. - Brakuje im niezbędnego doświadczenia. O tym, że mają podopiecznego, często dowiadują się długo po podjęciu takiej decyzji. Nie mają z nimi kontaktu, nie angażują się w ich sprawy.

Podobne wątpliwości ma Jan Węgrzyn, prezes URiC, dlatego Urząd rozważa przejście na współpracę z zawodowcami. Planowane są też zmiany dotyczące opiekunów, którymi do tej pory zostawali pracownicy Centralnego Ośrodka Recepcyjnego w Podkowie Leśnej-Dębaku. Codzienny kontakt z dziećmi mają jednak ich wychowawcy z Domu Dziecka, to oni więc powinni być ich opiekunami.

Mały człowiek w szarej strefie

Równie ważny jak uregulowanie statusu jest kontakt z własną kulturą i nauką. Morshad jeździ do meczetu na Wiertniczą nie tylko dla modlitwy, także dla rozmów z innymi muzułmanami. W Domu Dziecka wizyty składa Salman, student Uniwersytetu Warszawskiego, który kiedyś studiował w Groznym. I uchodźcy, i ich opiekunowie zdają sobie jednak sprawę, że to za mało. Do ukończenia gimnazjum dzieci mają prawo do bezpłatnej edukacji. Nieadekwatna do wieku znajomość języka polskiego powoduje jednak, że szybko zniechęcają się do szkoły.

Morshad chodzi do liceum, bardzo dobrze się w nim czuje, bo koledzy i nauczyciele okazują mu dużo sympatii. Przyznaje jednak, że jego nauka jest dość powierzchowna, z lekcji korzysta tylko wtedy, gdy nauczyciele przetłumaczą mu ich treść na angielski. Eriza, Chawa, Hadiszat i Adam byli w szkole jeden dzień. Na dalszą edukację nie zgodził się ojciec, przeciwny koedukacyjnemu charakterowi szkoły. Co pamiętają z jednej wizyty? Eriza ma żal, że nie miała tak ładnych ubrań jak inne dziewczyny w klasie, krępowało ją to. Adam niczego nie rozumiał, chłopcy się z niego śmiali. Cała czwórka ma problemy z pisaniem, podpisanie się pełnym imieniem i nazwiskiem zajmuje im ładnych parę minut. Języka polskiego uczą się w Domu Dziecka, ale nie chcą tego robić. Nie wiedzą, jak długo jeszcze będą w Polsce, bo ich ojcu odmówiono statusu uchodźcy. Jeśli mimo odwołania decyzja zostanie podtrzymana, rodzina albo wróci do swojego kraju, albo zniknie w tzw. szarej strefie.

Zdaniem Agnieszki Kosowicz z biura UNHCR (Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców) liczba małoletnich bez opieki żyjących w szarej strefie to poważny problem, ale w Polsce lekceważony: - Nie wiemy, ilu ich jest i skąd wzięli się w Polsce. Część z nich przemycana jest na Zachód. Obawiam się, że wielu pada ofiarą handlu ludźmi: niewolniczej pracy, przemysłu pornograficznego, seksbiznesu, handlu organami. Co najmniej kilkaset cudzoziemskich dzieci bez opieki zatrzymuje rocznie Straż Graniczna i policja, kierując ich do pogotowi opiekuńczych. Większość z nich znika z tych placówek bez wieści.

Od 1 marca 2004 r. do 15 lutego 2005 r. trzynaścioro dzieci z Domu Dziecka w Białołęce przerwało procedurę ubiegania się o status i samodzielnie opuściło placówkę. 17-letni Witalij, który od niedawna mieszka w Domu Dziecka przy Korotyńskiego, raz po raz opuszcza go na dwa-trzy dni, po czym wraca jak gdyby nigdy nic. Niedługo będzie pełnoletni, opuści Dom. Co dalej będzie robił, gdzie mieszkał i jak żył?

Część z małoletnich cudzoziemców przebywa w Domu Dziecka tylko czasowo, oczekując na dokumenty umożliwiające im dalszą podróż do rodziny mieszkającej na Zachodzie. Część po przyznaniu statusu uchodźcy (otrzymuje go ok. 15 proc. starających się) przechodzi do grupy dla polskich dzieci. Są wtedy prawnie z nimi zrównane; tak jak polskie dzieci bez rodziny, która mogłaby się nimi zająć, podlegają opiece społecznej. Małoletni, którym odmówi się przyznania statusu, najczęściej uciekają z Domu i próbują przedostać się na Zachód lub znikają w szarej strefie. Jeśli zostaną w placówce, nie bardzo wiadomo, kto sprawuje nad nimi opiekę i ponosi odpowiedzialność za ich los na terenie Polski.

***

Eriza tęskni za krajem. Rozjaśnia się, kiedy opowiada o ulubionych orzechowych słodyczach. Hadiszat zastanawia się, co robi jej ukochany kot; gdy wyjeżdżała, był tak maleńki, że mieścił się w dłoniach. Adam nie daje się namówić na wspomnienia. Za czym tęskni najbardziej? Wzrusza niechętnie ramionami. Wie jednak, że zamierza wrócić do kraju, kupić pistolet i poszukać morderców mamy.

Na razie jednak cała czwórka nie ma do czego wracać - ich dom zrównano z ziemią.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006