Milczenie, taniec, oddech, trud

Na korytarzu rozlega się stukot kołatki. W skupieniu schodzą się goście. Przed wejściem zdejmują buty. Po głębokim pokłonie w kierunku krzyża siadają na poduszkach, twarzami do siebie. Dźwięk dzwonka rozpoczyna medytację.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

O. Jan Bereza /
O. Jan Bereza /

- Poszukiwałam miejsca, w którym mogłabym połączyć fascynację filozofią buddyjską z chrześcijaństwem - mówi Grażyna z Gdańska, uczestniczka sesji medytacyjnej dla początkujących, zorganizowanej przez o. Jana Berezę w klasztorze benedyktynów w Lubiniu. - Nie mogłam odnaleźć się w codziennej praktyce Kościoła. W książkach de Mello odkryłam drogę duchowego rozwoju. Gdy jego poglądy zostały uznane za niezgodne z nauką Kościoła, poczułam się odrzucona wraz z nim. Nie wiedziałam, gdzie i za kim podążać. I wtedy dowiedziałam się o ojcu Janie Berezie.

Zen jak filiżanka herbaty

Benedyktyni to jedyna reguła monastyczna na Zachodzie. W skład rodziny wchodzą również trapiści, cystersi i kameduli. Twórca Reguły - św. Benedykt - połączył doświadczenia chrześcijańskiej duchowości Wschodu i Zachodu. Jego mistrzem był Jan Kasjan, przez 14 lat wędrujący wśród mnichów Egiptu, Palestyny, Syrii i Mezopotamii. Benedykt wykorzystał jego doświadczenia, przeszczepiając w kulturę Zachodu. Zastąpił np. surową ascezę bezinteresowną pracą fizyczną, której przyświeca zasada “Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony".

O. Bereza praktykuje zen od prawie 30 lat, zaczął jako student na ATK. Studiował filozofię klasyczną i indyjską, przede wszystkim filozofię jogi u doktora Leona Cyborana, a teologię - na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. W 1975 r. był w pierwszej polskiej grupie Philipa Kapleau, mistrza zen.

- Po spotkaniu z nim zacząłem medytację traktować poważniej. Jednocześnie pojawiły się wątpliwości, czy jako chrześcijanin mogę praktykować medytację pochodzącą z innej tradycji religijnej - wspomina o. Jan. - Studiując dzieła mistyki Wschodu, często trafiałem na teksty chrześcijańskich mistyków. Tak poznałem św. Jana od Krzyża i św. Teresę z Avila. Nie znajdowałem jednak księży, którzy wprowadziliby mnie na ścieżki chrześcijańskiej medytacji. Dziś widzę, że Bóg miał inne plany.

Jeszcze na studiach zetknął się z benedyktynami. Przez siedem lat jeździł do Tyńca. Koniec studiów przypadł na stan wojenny. Zaangażowany w opozycję, był przesłuchiwany przez SB. Przyszedł moment, aby odpowiedzieć na pytanie o dalszą drogę. Wybrał życie duchowe i monastyczne, mocno związane z zen. Po wstąpieniu do benedyktynów cztery lata spędził u karmelitów bosych. Tam prowadził pierwsze medytacje z grupami modlitewnymi.

Pierwsza sesja medytacyjna w klasztorze benedyktynów w Lubiniu odbyła się 15 lat temu. Grupy prowadzone przez o. Berezę reprezentują w Polsce Światową Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej, utworzoną podczas seminarium Johna Maina [angielskiego benedyktyna pragnącego ożywić ducha kontemplacji w Kościele - red.] w 1991 r.

Pytany o duchowych mistrzów o. Jan odpowiada: - Studiowałem wszystkie lektury poświęcone tradycji monastycznej. O. John Main pozwolił mi osadzić medytację w tradycji chrześcijańskiej. O. Laurence Freeman z klasztoru Chrystusa Króla w Londynie uświadomił, że nie jestem sam na tej drodze.

Droga o. Berezy bywa niełatwa. Ponieważ łączy techniki zen z duchowością chrześcijańską, padają zarzuty o zagrożenie synkretyzmem. Tymczasem - jak mówi - zen może pomóc w odkryciu kontemplacyjnego wymiaru własnej religii. Rosi Yamada, mistrz zen także dla wielu chrześcijan, mówił, że zen jest jak filiżanka herbaty - tak samo smakuje buddystom, jak chrześcijanom.

W medytacji chodzi bowiem o doświadczenie na najgłębszym poziomie, często wspólnym dla różnych tradycji: - Kiedy czytam Ojców Pustyni, mistrzów zen czy chasydów, czuję, że mówią o tym samym. To nasz rozum, żeby poznać i opisać, musi dzielić, a tym samym podkreślać różnice. Natomiast kontemplacja opiera się na zjednoczeniu, jest poznaniem bezpośrednim - tłumaczy o. Bereza.

Wspólne medytacje chrześcijan i buddystów na sesjach w Lubiniu służą odkryciu tego źródłowego doświadczenia: - Technika medytacji, polegająca na powtarzaniu słowa, istnieje we wszystkich tradycjach - mówi o. Jan. - Również Zachód ma doświadczenie medytacji i kontemplacji. Niestety, odszedł od nich. Pora wrócić do źródeł, a mamy z czego czerpać.

W książce “Sztuka codziennego życia", która jest zbiorem medytacji o. Berezy, jest jego krótki wiersz:

medytacja jest milczeniem

tańcem i śpiewem

oddechem

trudem

mieszkaniem

- Gdyby ktoś poprosił o wyjaśnienie, musiałbym dodać: Medytacja jest milczeniem, bo w ciszy najłatwiej usłyszeć głos Boga; jest tańcem i śpiewem, które towarzyszyły przyjęciu przez Ojca syna marnotrawnego; jest oddechem, bo daje nam życie; jest trudem, bo - jak powiedział jeden z Ojców Pustyni - nie ma większego trudu niż modlitwa; jest mieszkaniem, bo jest kresem wędrówki w domu Ojca - dopowiada o. Jan.

Na pytanie o ryzyko utraty własnej tożsamości, mówi, że jego wieloletnie doświadczenie niczego takiego nie potwierdza: - Znam wielu ludzi, którzy do chrześcijaństwa wrócili dzięki medytacji zen, jak i wielu, którzy stracili wiarę, systematycznie chodząc do kościoła. Niebezpieczne jest powierzchowne traktowanie naszej religii: koncentrowanie się nie na tym, co stanowi jej sedno, ale na kulturowej otoczce.

Zen jak koło ratunkowe

Rosi Kwong, mistrz buddyzmu zen, kilka razy odwiedzał klasztor w Lubiniu i medytował razem z braćmi. Jego asystent Jerzy Dmuchowski, buddysta i psychoterapeuta z warszawskiego Laboratorium Psychoedukacji, dwukrotnie uczestniczył w spotkaniu grupy Kwonga z grupą o. Jana: - To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie. Podziwiam o. Jana za otwartość. Budzi olbrzymie zaufanie. Dla zainteresowanych medytacją chrześcijan jest oparciem i przewodnikiem.

O. Jan czuje wielką odpowiedzialność za podopiecznych: - Zdaję sobie sprawę, że pod wpływem moich słów ludzie nieraz zmieniają swoje życie.

Tadeusz Sobolewski, krytyk filmowy, był kilka razy w Lubiniu, m.in. na spotkaniu z o. Freemanem: - Wyczuwam w Janie prawdziwą charyzmę. Zdarza się, że nie widzimy się przez rok albo i dłużej. Jednak zawsze czuję jego obecność w moim życiu.

O doświadczeniu medytacji mówi tak: - Wszelkie formy medytacji czynią człowieka bardziej otwartym na rozumienie modlitwy. Bo okazuje się nagle, że wszystkie te formy mają wspólne źródło. Dlatego nie można tu niczego porównywać i wartościować. Człowiek w cierpieniu, nieszczęściu, ale i w radości, ma różne sposoby zwracania się do Boga. Wszystkie są dobre i potrzebne.

Na listopadową sesję dla początkujących przyjechało 18 osób - z Wrocławia, Białegostoku, Gdańska, Poznania, Warszawy. Różni ich płeć, wiek, zawód, wykształcenie, zainteresowania. Przez trzy dni będą razem medytować, modlić się i pracować.

Lidka przyjechała z synem, studentem: - Szukam swojego miejsca. Na wiele lat odeszłam od Kościoła. Teraz wracam. Chcę jednak znaleźć nową drogę.

Inny z uczestników przyjazd do Lubinia traktuje jak koło ratunkowe: - Pogubiłem się, w moim życiu wydarzyły się rzeczy, z którymi sobie nie radzę. Cisza, której tu doświadczam, była mi potrzebna.

Ania, graficzka z Warszawy: - Szukam. Ciągle szukam. Mój chłopak jest buddystą. Niedługo chcemy się pobrać. Mnie nie wystarcza codzienna praktyka Kościoła. Wiara jest w moim życiu bardzo ważna. Nieustannie szukam drogi duchowej. Tu ją znajduję.

Wszyscy uczestniczą w codziennym rytmie klasztornego dnia. Cztery razy dziennie biorą udział w odprawianej w kościele liturgii godzin. Recytują lub śpiewają psalmy.

Ważnym elementem jest praca, bowiem bezczynność jest wrogiem duszy - powtarzał św. Bendykt. Ora et labora - praca na równi z modlitwą, czytaniem i spoczynkiem tworzy harmonijną całość. Przebywający w klasztorze goście stosują się również do reguły milczenia, która obowiązuje przede wszystkim podczas posiłków.

To wszystko pozwala na wyciszenie i przygotowanie do medytacji: - Ważne, że praktyka medytacyjna odbywa się w klasztorze - mówi o. Bereza. - Osadzenie w miejscu, w którym od prawie tysiąca lat modlą się i pracują mnisi, stanowi nie tylko wielką inspirację. Człowiek wchodzi za bramę i jest w innym wymiarze; to zapewnia poczucie bezpieczeństwa dla naszych poszukiwań.

Sesje medytacyjne odbywają się w sali na poddaszu. Urządzona jest skromnie; na ścianach wiszą ikony, na pulpicie leży ikona Trójcy Świętej. W powietrzu unosi się delikatna woń kadzidła. Pięć minut przed medytacją na korytarzu rozlega się stukot kołatki. W skupieniu schodzą się goście. Przed wejściem zdejmują buty. Po głębokim pokłonie w stronę krzyża podchodzą do swoich mat i siadają na poduszkach, twarzami do siebie. Cichy dźwięk dzwonka rozpoczyna 25-minutową medytację.

Ponieważ to sesja dla początkujących, poszczególne rundy medytacji uzupełnione są konferencjami o. Jana. Z wrodzoną sobie przekorą mówi jednak: - W medytacji nie chodzi o mówienie. Medytacja nie jest sprawą myślenia czy wyobrażenia, lecz bycia. Nie chodzi w niej o to, aby wyobrażać sobie Boga, ale być z Bogiem. Istotą medytacji jest prostota. Podobno Koun Yamada po doświadczeniu satori (oświecenia) śmiał się przez trzy dni i powtarzał: “Jakie to wszystko proste".

- To samo dotyczy słów - dodaje o. Jan. - Bóg zna nasze myśli i nie potrzebuje przemówień. Niech nasza modlitwa będzie prosta.

Jako mantrę (słowa powtarzane w czasie medytacji) zaleca stosowane już przez Ojców Pustyni “Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu" albo “Maranatha" (Przyjdź Panie). Moc słowu nadaje oddech. Tylko ten panuje nad ciałem i umysłem, kto panuje nad oddechem.

W medytacji nie chodzi o stany mistycznych uniesień. O. Bereza opowiada o pewnym starcu, który osiągnąwszy wizję Chrystusa, zaczął się modlić: “Panie, chcę Cię widzieć po śmierci, nie teraz". Medytacja nie jest celem samym w sobie. Dzięki niej częściej pamiętamy o Bogu. Chodzimy w Bożej obecności - jak mawiali Ojcowie Pustyni.

Ojciec Jan podkreśla wzajemną współodpowiedzialność uczestników sesji. Przyjechali tu nie tylko dla siebie. Modląc się, medytując i pracując razem - tworzą misterium życia wspólnotowego: - Postępujmy tak, abyśmy byli darem dla drugiego człowieka, przez którego może on dostrzec Boga - napomina benedyktyn.

Podkreśla też rolę skupienia, dzięki któremu proste, codzienne czynności nabierają zbawczej mocy: - Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony - powtarza.

Nieustanny pośpiech sprawia, że przestajemy dostrzegać Boga: - Często ludzie mówią, że nie mają czasu na modlitwę. A jest wręcz przeciwnie. Nie mają czasu na nic, bo się nie modlą. Człowiek, który medytuje, jest spokojny, skupiony i lepiej wykorzystuje czas.

***

Na zakończenie drugiego dnia sesji o. Jan odprawił Mszę w sali medytacyjnej. Siedząc na matach, uczestnicy otoczyli szerokim półkolem niski, prosty stolik, przy którym benedyktyn sprawował Eucharystię. Snop światła padał na zwykłe ceramiczne naczynia. Reszta tonęła w półmroku. Zgromadzeni dwukrotnie wstali - żeby trzymając się za ręce odmówić “Ojcze Nasz" oraz żeby przystapić do komunii. Po Mszy w ciszy rozeszli się do siebie. Dopiero po dłuższym czasie zaczęli mówić, jak bardzo poruszyła ich ta liturgia - swoją surowością, poczuciem wspólnoty i skupienia.

- Był taki moment, że chciałem wyjechać. Wydawało mi się, że nic ważnego się tu nie dzieje i powinienem wracać do domu, bo tam jest prawdziwe życie - zwierza się nauczyciel z małego miasta - Ale zostałem. Teraz widzę, o co tak naprawdę chodziło. To ja miałem odnaleźć sam siebie.

Ojcowie Pustyni mawiali: “Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw samego siebie". Ojciec Jan uprzedza, że droga może być trudna i bolesna. Pozostawieni w ciszy, skonfrontowani sami ze sobą możemy dojść do takich obszarów naszej osoby, z których nigdy nie zdawaliśmy sobie sprawy. To dlatego proces ten nosi nazwę oczyszczenia. Dzięki niemu umiera w nas “stary człowiek" i rodzi się “nowy". “Nie poznawszy siebie, nie przeraziwszy się sobą, zaprawdę z piekieł nie wyjdziesz" - o. Jan cytuje Edwarda Stachurę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003