Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
“W sierpniową sobotę stałem na obrzeżach krakowskiego Rynku. Wiecie, że było tam pół Krakowa i ćwierć wielkiego świata. Stałem na obrzeżu tego wszystkiego i patrzyłem na to, co się działo, okiem spokojnym i znużonym. Jak przez sen. Wtedy ich zobaczyłem. Szli przez ten tłum z czterech stron. Tysiące ludzi wokół nich, ale ja widziałem tylko ich czterech. Wiedziałem, że to oni, ale jak to we śnie - tylko do siebie podobni: pierwszy do księdza Józefa, drugi do Piotra z Piwnicy, trzeci do redaktora Jerzego, a czwarty najbardziej do anioła - to był Albert, brat. Wiedziałem, że nie żyją, jednak w moich oczach byli wyraźniejsi niż cały tłum żywych wokół mnie. Przeszli wśród ludzi i nikt ich nie zauważył. Stanęli blisko mnie i ujrzałem zdumienie, z jakim patrzyli na to, co się tam działo. Trzej pierwsi spojrzeli pytająco na tego, który był najbardziej podobny do anioła, a on się uśmiechnął i powiedział mocnym głosem: »Dlaczego szukacie go między umarłymi? Chodźcie do Łodzi, tam go spotkamy«. Oni też się uśmiechnęli i ruszyli szybkim krokiem ku Błoniom. Pobiegłem za nimi, ale byli tak szybcy, że nim wybiegłem na wolną przestrzeń, już mi zniknęli z oczu w oddali".
To chciałem Państwu przekazać. Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie. Ale tak myślę, że w Krakowie takie rzeczy zawsze miały znaczenie. I w Polsce też zawsze miały znaczenie. Ja w każdym razie przy najbliższej okazji wybieram się do Łodzi. To właśnie chciałem Państwu przekazać.