Rozmowa, której nie ma

Teza o "masowym porzucaniu głębokiej ufności w transcendencję przy jednoczesnym trzymaniu się jej zrytualizowanych pozorów jest przenikliwie trafna - i nie trzeba być teologiem pastoralistą, żeby to zobaczyć.

19.06.2007

Czyta się kilka minut

Fot. KAROL TRYBUŚ /
Fot. KAROL TRYBUŚ /

Łukasz Musiał postawił diagnozę dotyczącą funkcjonowania pewnej warstwy życia kościelnego, opierając się na założeniu, do którego miał proste prawo: skoro każdy członek społeczności oraz każdy obserwator jej życia może się wypowiedzieć na jej temat (w tym na temat słabości czy wprost sprzeczności w obrębie podstawowego jej funkcjonowania), to może i on, bez względu na to, kim jest w sensie wyznaniowym czy tym bardziej "zatrudnieniowym". Naszym zdaniem celnie opisał problem. Potwierdza to zresztą sam ks. Draguła, przychylając się co jakiś czas do jego konstatacji, choć czyniąc to w sposób zadziwiająco niekonsekwentny. Zgadza się np., że polska obrzędowość religijna, ukształtowana ostatnimi laty - zapewne także pod wpływem dumy i radości z pontyfikatu papieża-Polaka - jest nadzwyczaj łatwa w wyrazie, by nie rzec kiczowata, że wypiera ona warstwę refleksji intelektualnej i duchowej, że tworzy bliski skansenowi folklor, który nie powinien być powodem do dumy, oraz że moglibyśmy oczekiwać od religijności Polaków czegoś więcej niż tej słodkiej cukierkowo-budyniowej formuły wielbienia Pana. Co zatem możemy zrobić w tym miejscu sporu?

Kilka prostych pytań

Proponujemy na początek zestawić kilka stwierdzeń obu autorów i wobec takich zestawień postawić kilka prostych pytań, by dać Czytelnikom chwilę na własną refleksję o sprawie - w nadziei, że "koń, jaki jest, każdy widzi":

1. "Wierni udający, że przyszli dla Boga, podczas gdy przyszli tylko dla swojego rytuału; kapłan udający, że mówi o Bogu, podczas gdy mówi jedynie o słowach, a których znaczenia zapomniał" (Musiał). - "Zadaniem teologów i kaznodziejów jest ustawiać właściwy porządek rzeczy" (Draguła). A ustawiają?

2. "Niedziela wielkanocna: Msza św. w jednym z wiejskich kościółków parafialnych. Świątynia wypełniona po brzegi. Kapłan beznamiętnym głosem odczytujący spisane skądś kazanie - abstrakcyjne, pełne pustych i zużytych formuł. Znudzone twarze wiernych, nierozumiejących

z tego ani słowa, myślących o czymś innym" (Musiał). - "Ludzkiej religijności łatwiej się odwołać do konkretów niż do abstrakcji, bardziej do namacalnego człowieka niż do transcendentnego Boga" (Draguła). Oczywiście, ale co z tego? Tu mowa o centrum i szczycie misterium chrześcijańskiego - o Niedzieli Zmartwychwstania.

3. "Uśmiercanie [Boga] objawia się tym samym, czym wedle niemieckiego filozofa objawiał się dwudziestowieczny nihilizm: masowym porzucaniem głębokiej ufności w transcendencję przy jednoczesnym trzymaniu się jej zrytualizowanych pozorów. Mówiąc brutalnie: jeśli nie mamy już Boga, to miejmy chociaż papieskie kremówki" (Musiał). - "A jeśli już jesteśmy w dziedzinie religijnych rekwizytów, to są zjawiska bardziej niebezpieczne od wadowickich kremówek, np. zegary, których wskazówki wyrastają z przebitego serca Jezusa Miłosiernego albo popielniczki z wizerunkiem Matki Bożej. To one prowadzą do infantylizacji wiary i z nimi trzeba by się rozprawić na »terenach wystawowych« naszych sanktuariów" (Draguła). - I co? Rozprawimy się? Jeśli owo nagromadzenie znieważającego religię kiczu jest tak niebezpieczne, to gdzie choćby jeden głos pokazujący konieczność i drogę wyjścia z tego niebezpieczeństwa?

Nikt nie przeczy istnieniu "pięknych stron polskiego katolicyzmu", które z perspektywy "nie tylko pracownika naukowego, ale także wiejskiego księdza i wakacyjnego ewangelizatora" dostrzega Draguła. Tylko dlaczego jako ich przykłady pojawiają się w jego polemice dwie osoby "dyżurne": s. Małgorzata Chmielewska i abp Kazimierz Nycz?

Punkt wyjścia

Sedno diagnozy Łukasza Musiała stanowią w naszym przekonaniu właśnie słowa o "masowym porzucaniu głębokiej ufności w transcendencję przy jednoczesnym trzymaniu się jej zrytualizowanych pozorów". Ta diagnoza jest przenikliwie trafna - i nie potrzeba być teologiem pastoralistą, żeby jej trafność zobaczyć.

Pozwolimy sobie w tym miejscu przypomnieć fragment podobnej diagnozy, sformułowanej przez Tomasza Węcławskiego na łamach "Tygodnika" osiem lat temu - po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski "okraszonej" m.in. sławnymi kremówkami, ale naznaczonej także chwilą choroby, zapowiadającą bliski koniec życia Papieża: "[Chodzi o to, by] fun­dament wiary, bez którego Kościoła nigdzie nie ma, był zarazem punktem wyjścia i punktem odniesienia (to jest osądem) każdego naszego nowego kościelnego działania. Jeśli to się komuś wyda oczywiste, a przypominanie o tym zbędne, niech się zastanowi, dlaczego (...) podstawowe [pojęcia wiary] zarówno w wysokim, jak też w »niższym« nauczaniu Kościoła w Polsce są pra­wie nieobecne - może jedynie z wyjątkiem języka liturgii. Od dwu tysięcy lat są one przedmiotem zastanowienia i wysiłku, dialogu i sporu ludzi wezwanych do bycia Kościołem. O istocie tego wysiłku przeciętny chrześcijanin w Polsce ma jednak bardzo niewielkie pojęcie (wielu nieprzeciętnych polskich chrześcijan zresztą też). Dlaczego? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: Oczywistość, o której się nie mówi, przestaje być oczywistością - schodzi w cień, zostaje zredukowana i zastąpiona tym, o czym się mówi. (...) O tym, jak to się stało i dzieje, że jesteśmy Kościołem, co to znaczy, że jesteśmy nim w Polsce dzisiaj, co jest źródłem i oparciem, a co jest Bożym zamierzeniem i celem naszego wspólnego istnienia i działania w Kościele, tego poza Papieżem do wszystkich Polaków prawie nikt nie mówi. Jeszcze raz zapytam: Dlaczego?" ("TP", nr 50/99; nad tekstem tym "Tygodnik" przeprowadził wówczas debatę, w której wziął udział m.in. ówczesny krakowski biskup pomocniczy Kazimierz Nycz).

Różne są światła

Na diagnozy takie trzeba wreszcie zacząć odpowiadać adekwatnie do ich wagi, a nie tylko przedstawiając listę mniej lub bardziej zaniedbanych dziedzin życia polskiego katolicyzmu, które wymagają "dalszego doskonalenia". Rzecz w tym, że ci, którzy za owo życie ponoszą większą niż inni odpowiedzialność - z racji "sakramentalnych" (jak biskupi) i / lub "fachowych" (jak teologowie, teoretycy i praktycy duszpasterstwa), ani nie pokazują (nie widzą?) czytelnej podstawy takiej wizji życia społeczności chrześcijańskiej w Polsce, która byłaby w stanie realnie zmierzyć się z "masowym porzucaniem ufności w transcendencję", ani nawet nie dostrzegają potrzeby rozmowy o takiej podstawie.

W rozmowie takiej, jeśli prowadzi się ją poważnie i z pasją, padać mogą sądy przerysowane, nietrafne czy niesprawiedliwe - ale o rzeczy, o której rozmawiamy, nie o niesłusznym "usytuowaniu" rozmówcy ("nie widać go [żywego Kościoła] z perspektywy Pracowni Pytań Granicznych?" - pyta ks. Draguła)! Nie powinna to zatem być rozmowa o zasadności obranego punktu widzenia, bowiem z każdego istotnego miejsca można prowadzić refleksję dotyczącą całości. Różne są światła: centralne i boczne, górne i dolne, i żadne z nich nie stanowi jedynego. Kąt padania światła wybrany przez Musiała wydaje nam się wcale nie boczny, a doświetlający centralnie praksis polskiego życia religijnego. Sednem opisanego przez niego problemu jest właśnie to, że w owym dojmująco przyciętym przez "totumfackie" okoliczności pewnego rodzaju kultu i polskiej "dumy" religijnej ("Bóg jest zawsze NASZ") zgubiony zostaje transcendentalny wymiar wiary, bez którego musi ona więdnąć, jeśli nie umierać.

---ramka 519637|strona|1---

Beata Anna Pokorska i Tomasz Węcławski, wraz z Łukaszem Musiałem, Bartoszem Korzeniewskim, Natalią Rapp, Krystyną Retecką i Arkadiuszem Żychlińskim, współtworzą zespół Pracowni Pytań Granicznych UAM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2007