Przemożna żądza tańca

Reporterka rapująca wiadomości na telewizyjnej antenie, autorka eksperymentalnego albumu „Kubali” i weteranka ugandyjskiego hip-hopu, MC Yallah wystąpi 26 sierpnia na warszawskim festiwalu Ephemera.

23.08.2021

Czyta się kilka minut

MC Yallah w klipie do piosenki z płyty „Mpambana”, 2018 r. / YOU TUBE / EAST AFRICAN RECORDS
MC Yallah w klipie do piosenki z płyty „Mpambana”, 2018 r. / YOU TUBE / EAST AFRICAN RECORDS

Twórczość MC Yallah to kolejny dowód w sprawie: najciekawsza muzyka elektroniczna powstaje dziś w Afryce Wschodniej. Klubowy Berlin, Detroit czy Chicago już dawno oddały palmę pierwszeństwa. Co nie powinno dziwić – w końcu mówimy o najmłodszym kontynencie. Gdzie indziej miałaby rozwijać się nowa, zapraszająca do tańca muzyka?

W ubiegłym roku „The Guardian”, pisząc o rosnących w siłę gatunkach takich jak afrohouse, gqom czy amapiano, konstatował, że najbardziej ekscytującą sceną klubową może pochwalić się Republika Południowej Afryki. Rzeczywiście, minimalistyczna, basowa muzyka tworzona przez pochodzących z Durbanu producentów odbiła się szerokim echem na świecie. Jednak prawdziwa rewolucja w muzyce tanecznej zrodziła się kilka tysięcy kilometrów na północ od wschodniego wybrzeża RPA. Tworzą ją młodzi tanzańscy i ugandyjscy artyści związani z mieszczącą się w Kampali wytwórnią Nyege Nyege Tapes, której nazwę można przetłumaczyć jako „przemożna żądza tańca”.

Nyege Nyege powstała z inicjatywy dwóch imigrantów: mającego grecko-ormiańskie korzenie Arlena Dilsiziana oraz Dereka Debru – obywatela Belgii, dla którego przeprowadzka do Ugandy była powrotem w rodzinne strony. „Moja babcia – mówi Debru – urodziła się w Burundi jako córka kolonizatora i miejscowej kobiety, lecz w wieku sześciu miesięcy została im odebrana jako jedno z tzw. skradzionych dzieci. Ponad 20 tysięcy dzieci z mieszanych związków zabrano siłą rodzicom, dopiero niedawno belgijski rząd za to przeprosił. Przeprowadziłem się do Afryki Wschodniej trochę przypadkiem, jednak moje pochodzenie na pewno miało na to wpływ”.

Dilsizian i Debru pracowali razem w szkole filmowej w Kampali. Szybko się okazało, że ich prawdziwą miłością jest muzyka. Dzięki cyklowi klubowych imprez o nazwie Boutiq Electronique stopniowo wsiąkali w scenę afrykańskiej muzyki tanecznej. Zawiązał się kolektyw Nyege Nyege, który od 2015 r. prowadzi studio nagrań, organizuje rezydencje artystyczne oraz festiwal. Jako wydawcy ­Dilsizian i Debru już w 2017 r. osiągnęli sukces dzięki nagraniom Otima Alphy, zespołu Nihiloxica czy składanki „Sounds of Sisso”. Związani z Nyege Nyege artyści coraz częściej pojawiają się w europejskich klubach i na modnych festiwalach.

Mieszkająca w Kenii ugandyjska raperka MC Yallah, która zagra wkrótce na bezpłatnym koncercie w ramach warszawskiego festiwalu Ephemera, podczas swojej pierwszej europejskiej trasy w 2019 r. wystąpiła na krakowskim festiwalu Unsound. „Grałam w sali, która nazywała się Kuchnia, gdzie bardzo szybko zrobiło się gorąco i dziko. Byłam mocno zaskoczona, że ludzie znali moje piosenki, a czasami nawet ich słowa. Ten koncert to było szaleństwo!” – wspomina.

Raporterka z kraju poliglotów

Jak wielu twórców związanych z Nyege Nyege, Yallah Gaudencia Mbidde przygodę z muzyką rozpoczęła w dzieciństwie: „Jako dwunastolatka byłam zasłuchana w kawałkach Missy Elliott, Bustę Rhymesa, Lil’ Kim i Tupaca. Amerykański hip-hop dał mi impuls, by samej zacząć robić tę muzykę”.

Zdaniem MC Yallah na ugandyjskiej scenie lat 90. to był standard. Wielu raperów próbowało imitować amerykańskie gwiazdy. Nie brakowało wśród nich talentów, ale ich muzyka była surowa i nie miała szans zaistnieć w głównym nurcie. Wśród weteranów ugandyjskiej sceny spotykających się w klubie DV8 w Kampali były też kobiety. Rapowały Lady Slyke, Prossy Patra i oczywiście MC ­Yallah.

Przez lata wydawało się, że dla tej ostatniej była to krótka przygoda. Na początku XXI w. Mbidde zawiesiła karierę. Skupiła się na wychowaniu dzieci, zbliżyła do Kościoła i próbowała swoich sił w muzyce łączącej hip-hop i gospel. Gdy jej synowie trochę podrośli, raperka jednak wróciła na scenę. W 2009 r. znów stało się o niej głośno. Piosenka „Abakyala” cieszyła się popularnością w ugandyjskich mediach, zapewniając raperce nominację do prestiżowej nagrody Diva Award. Prawdziwy przełom nastąpił jednak cztery lata później, kiedy poznała Debru: „Zaprosił mnie do współpracy przy programie »NewzBeat«. Co tydzień prezentowałam newsy na antenie publicznej telewizji, rapując je w języku luganda i po angielsku”.

Praca „raporterki” nie tylko przyniosła jej popularność, ale także poskutkowała zaproszeniem na festiwal Nyege ­Nyege oraz do współpracy nad płytą. Kiedy rozpoczęła pracę nad swoim wyjątkowo późnym debiutem z rezydującym w Berlinie producentem Debmasterem, katalog ugandyjskiej wytwórni zdążył rozrosnąć się do takich rozmiarów, że wymagał uporządkowania. Wydawcy stworzyli więc pododdział Hakuna Kulala koncentrujący się na eksperymentalnej muzyce klubowej. Właśnie w jego katalogu ukazało się „Kubali”.

Każdy, kto utożsamia muzykę afrykańską z ciepłymi, organicznymi brzmieniami, będzie mocno zaskoczony efektem nagrań MC Yallah i Debmastera. Raperka przebija się przez połamane, chropowate, niepokojące elektroniczne bity. Nie tylko świetnie sobie radzi z tymi wybijającymi, świdrującymi w głowie produkcjami, ale rapuje do nich, przeskakując pomiędzy angielskim, suahili, luganda i luo. „Uwielbiam rapować w różnych językach, bo dzięki temu docieram do różnych społeczności – tłumaczy. – Znacznie poszerzam sobie też zasób słów oraz melodii przynależnych do danego języka. Wreszcie, taki zabieg podkreśla wielką różnorodność mojego kraju”.

Biorąc pod uwagę, że raperka mieszka obecnie w Kenii, jej twórczość i tak nie trafi do wszystkich krajanów, którzy według oficjalnych danych posługują się ponad czterdziestoma językami.

Tańczania

Największy rozgłos przyniosła Nyege ­Nyege muzyka nagrywana w innym z sąsiadujących z Ugandą państwie. Szaleńcze tempa nagrań młodych tanzańskich producentów rozsławiły scenę Dar es Salaam.

„Singeli zrodziło się kilkanaście lat temu w studiach dzielnicy Mburahati, gdzie młodzież poszukiwała własnego brzmienia – tłumaczy Debru. – Ostatecznie odnalazła je, przyspieszając rytmy lokalnych gatunków muzycznych takich jak sebene, taarab czy mchiriku. Zrodził się nowy, absolutnie zaraźliwy styl, który najpierw zajął tanzańską scenę, a potem ruszył na podbój świata”.

W porównaniu z singeli, uderzającym z częstotliwością przekraczającą 200 bitów na minutę, klasyczne berlińskie techno zaczyna przypominać mruczanki Leonarda Cohena. Istotne jest nie tylko tempo bitu, ale także prędkość, z jaką próbują za nim nadążać tanzańscy raperzy. Nastoletni nawijacze, którzy przy akompaniamencie groteskowo przefiltrowanych sampli i zniekształconych, zapętlonych melodii opowiadają o radościach i troskach życia na ulicach Dar es Salaam. Ci, którzy robią to najlepiej, stają się gwiazdami krajowej sceny.

Debru twierdzi, że pomimo eksperymentalnego charakteru singeli raperzy tacy jak MC Kidene czy MCZO występują w swojej ojczyźnie na pełnych stadionach. Potwierdza to Kenijczyk James „KMRU” Kamaru, wschodząca gwiazda muzyki ambient: „Fakt, że singeli jest bardzo mocno zakorzenione w tradycyjnej muzyce tanzańskiej oraz nagrywane przez lokalnych producentów, sprawia, że te nagrania trafiają do mas. Zwłaszcza do młodego pokolenia, które zna pochodzenie tych melodii, ale dostaje je w nowym klubowym wydaniu.

Tego kontekstu brakuje europejskim odbiorcom. Początkowy szok szybko jednak ustępuje euforii napędzającej przemożną żądzę tańca. Tanzański fenomen szybko doczekał się analiz. Na anglojęzycznych portalach pisano o nim jako o »klubowej scenie przyszłości« i »najbardziej szalonej muzyce świata«. Najbardziej spodobał mi się komentarz na stream­ingowej platformie Bandcamp dotyczący kompilacji »Sounds of Sisso«: »Wyobrażam sobie, że właśnie tak brzmiałoby Public Enemy w uszach odbiorcy z epoki wiktoriańskiej. To wybiega w przyszłość tak bardzo, że brzmi aż niewłaściwie«”.

Mieszkający obecnie w Berlinie KMRU ma świadomość, że popularność singeli w europejskich i amerykańskich mediach ma znamiona sezonowej mody. Ale to zainteresowanie przynosi wiele dobrego twórcom z Afryki Wschodniej: „W ostatnich latach w głównym nurcie muzyki klubowej działo się niewiele, a tu nagle w Tanzanii pojawia się ta dziwnie brzmiąca elektronika. Nagrania, których nie sposób nigdzie przypasować. Wielu słuchaczy szuka dalej i w rezultacie poznaje innych twórców związanych z Nyege Nyege”.

Na tradycyjnych perkusyjnych rytmach opiera się muzyka zespołu Nihiloxica. Sięgający do muzycznych tradycji królestwa Bugandy i mieszający je z wpływami techno sekstet został w 2018 r. okrzyknięty przez krytyka brytyjskiego portalu The Quietus najlepszym zespołem na świecie. Czterech ugandyjskich i dwóch brytyjskich muzyków buduje hipnotyzujące, wielowarstwowe struktury rytmiczne, w które wplata niepokojące melodie syntezatorów.

Do Nyege Nyege zgłaszają się artyści z kolejnych afrykańskich krajów. Nakładem wytwórni ukazała się na przykład płyta kenijskiego duetu Duma, który za sprawą elektronicznych instrumentów tworzy przerażający grindcore. W katalogu znajdują się także nagrania Reya Sapienza – kongijskiego producenta, który w 2012 r. przyjechał do Kampali, by nawiązać współpracę z reprezentantami lokalnej sceny. Wkrótce w jego ojczyźnie rozpoczął się kolejny akt wojny domowej, więc artysta pozostał w Ugandzie. Od strony artystycznej podjął dobrą decyzję: w tym roku Nyege Nyege wydało album jego zespołu The Congo Techno Ensemble.

Brzydkie słowo na „n”

Znaczenie Nyege Nyege wykracza daleko poza działalność wydawniczą. KMRU zwraca uwagę na organizowany w ugandyjskim porcie Jinja festiwal, który stał się platformą spotkania dla muzyków z regionu. Kenijczyk podkreśla również inny zakres działalności Dilsiziana i Debru: „Nyege Nyege zaprasza muzyków z regionu na rezydencje artystyczne. Artyści mają dostęp do studia, zebranych tam instrumentów i wiedzy na temat produkcji nagrań. Dla wielu dostęp do takiej klasy sprzętu stanowi duży problem”.

Być może to kwestia rodzinnej historii, ale Debru jest wyczulony na wszelkie przejawy neokolonializmu, o które potencjalnie łatwo, kiedy Europejczycy osiągają taką pozycję na rynku afrykańskim. Szczęśliwie zachodni wydawcy współczesnych i archiwalnych nagrań z Afryki i Azji przykładają do tych kwestii coraz większą wagę. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z Jannisem Stürtzem – szefem wytwórni Habibi Funk, która specjalizuje się w muzyce krajów arabskich. Wydając płyty dba o to, by okładki nie powielały kulturowych stereotypów, a towarzyszące płytom teksty powstawały we współpracy z twórcami lub ich spadkobiercami.

Debru zwraca uwagę na inny niepokojący mechanizm: „Istnieje nurt muzyki, nazwijmy go afro-europejskim, który z jednej strony fetyszyzuje afrykańską muzykę, a z drugiej wzbogaca ją o pewne elementy, by lepiej trafiała w europejskie gusta. Niestety wśród lokalnych muzyków czasem można odczuć pragnienie nagrywania płyt, które zadowolą publiczność spoza kontynentu. Dla nas, jako Nyege Nyege, bardzo ważne jest zdobywanie nowych odbiorców w Afryce”.

Stürtz deklarował, że ostatecznym celem wytwórni takich jak Habibi Funk jest wytyczenie ścieżek dla lokalnych wydawców, którzy ze swoją znajomością lokalnych realiów i kultury mogliby jeszcze pełniej prezentować dokonania afrykańskich czy azjatyckich twórców. Podobna filozofia nie jest obca Debru: „Obecnie nie pojawia się wiele elektronicznej muzyki wydawanej przez regionalne wytwórnie z Afryki Wschodniej. Jestem jednak przekonany, że to się wkrótce zmieni. A Nyege Nyege z pewnością będzie takie trendy wspierać”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2021