Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zobaczyłem wbite we mnie niespokojne spojrzenie i usłyszałem spokojnie ważone słowa: "Father - powiedziała po angielsku - to bardzo dobry Kościół. Dobry dla ludzi sprawiedliwych. Szkoda, że znajduje mało czasu dla niesprawiedliwych". Ani słowa zachwytu o pełnych świątyniach, gorliwości wiernych, sukcesach nauczania religii w szkole, pochwał procesji i nabożeństw. Wczesną wiosną, zamiast rozkwitnąć radością, skamieniałem ze zdumienia w parku na warszawskim Powiślu.
Może moja rozmówczyni była zbyt surowa. Może patrzyła na inne miejsca w Kościele. Może patrzyła na Polskę przez pryzmat Indii. Może... Gdy jednak czytam o tym, jak Jezus powołał na swojego ucznia celnika Mateusza, biesiadował z grzesznikami, jak szemrano i zrzędzono na niego z tego powodu, to myślę, że ta ciemnoskóra zakonnica chciała mi po prostu otworzyć oczy na Ewangelię. Znajdujemy tam słowa: "Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników".
Jezus jak zwykle pragnął wstrząsnąć słuchaczami. Siłę tego przesłania można zrozumieć dopiero, gdy wyjdziemy poza tradycyjne pojmowanie grzesznika jako osoby łamiącej prawa moralne, a zaczniemy ją postrzegać jako osobę wyłączoną ze społeczeństwa. Być grzesznikiem w języku ludzi współczesnych Jezusowi znaczyło tyle, co uprawiać jeden z pogardzanych zawodów zamykających drogę kariery. Mógł to być równie dobrze pasterz, fryzjer, rzeźnik, co celnik i prostytutka. Ludzie ci znajdowali się w swoistej pułapce ekonomicznej i społecznej. Byli niewolnikami systemu społecznego, pragnącymi w nim przetrwać, będąc jednocześnie skazanymi na życie poza religijną społecznością wierzących. Traktowani jako przeznaczeni, aby nie zaznać szczęścia. Chorzy i wykluczeni.
Nie wszyscy przecież muszą być szczęśliwi na tym świecie - wyjaśnią sobie ten stan rzeczy sprawiedliwi i nadmiernie szczęśliwi. W każdej epoce i każdym społeczeństwie są tacy, których trzeba złożyć w ofierze na ołtarzu samozadowolenia sprawiedliwych przed Bogiem. Zawsze będą ludzie skazani na to, aby ani Boga nie poznać, ani miłości prawdziwej nie zaznać. Nic nie poradzimy, jeśli sami nie chcą sobie pomóc.
Zdaniem katolickiego teologa o. Lawrence’a Freemana ta ostatnia postawa jest charakterystyczna dla sytych społeczeństw Zachodu, traktujących chrześcijaństwo jako niegroźne, prywatne hobby. Ale to nie mieści się w logice działania i nauczania Jezusa! On budził sumienia, opierając swoje przesłanie na ironii polegającej na budowaniu wiarygodności dzięki przynależności do grupy outsiderów. To do nich przybliża się Królestwo Boże i zaczynają oddychać ewangelią człowieczeństwa, a sprawiedliwi pozostają daleko, gdyż wydaje im się, że nie potrzebują lekarza.
Co na to moja hinduska rozmówczyni? Wyjechała do pracy wśród ulicznych dziewcząt Hamburga.