Przedmioty

Wystawa Roberta Morrisa jest dobrą okazją do postawienia pytania o aktualność minimal artu.

17.08.2010

Czyta się kilka minut

Bez tytułu (Odpady nici), 1968 r. / fot. Piotr Tomczyk /
Bez tytułu (Odpady nici), 1968 r. / fot. Piotr Tomczyk /

W latach 60. Robert Morris (ur. 1931) należał - obok Carla Andre’a, Dana Flavina czy Donalda Judda - do twórców, którzy doprowadzili do kolejnej istotnej redefinicji sztuki. Minimal art zdawał się być odpowiedzią na coraz bardziej popadającą w akademicką rutynę działalność ich poprzedników. Powstały prace skrajnie oszczędne, sprowadzone do najprostszych form. Ich twórcy rozpoczęli proces redukcji dzieła jako przedmiotu artystycznego. Przetarli swymi działaniami drogę konceptualizmowi i innym nurtom.

W łódzkiej galerii ms? przygotowano obszerny przegląd prac amerykańskiego artysty, skupiając się na latach 60. i 70. Wydano także wybór tekstów Morrisa, w tym jego "Uwagi o rzeźbie" z lat 1966-1969 drukowane pierwotnie na łamach "Artforum". W ms? pokazano jego klasyczne, minimalistyczne prace, sprowadzone do najprostszych, geometrycznych kształtów, jak "Dwie kolumny" z 1961 r. czy "Bez tytułu (Cztery lustrzane sześciany)" z 1965 r. To dzieła surowe, w których twórca - jego osobowe piętno - zostaje nieomal ukryte, wymazane. Z kolei przed budynkiem muzeum ustawiono nową wersję "Labiryntu".

Jednak obok tych dzieł pokazano inne wcielenia Morrisa. Bowiem jego twórczość - w odróżnieniu od innych reprezentantów minimal artu - była bardzo różnorodna. Chętnie też sięgał po nowe media. Nie był - by użyć sformułowania Susanne Titz, kuratorki łódzkiej wystawy - "artystą charakterystycznym", o jednym, rozpoznawalnym stylu, którego prace można by z łatwością zidentyfikować.

Na wystawie znalazły się filmy, w tym "Lustro" (gdzie lustrzana tafla odbija mijany krajobraz) czy "Stacja benzynowa" - długa, beznamiętna rejestracja codzienności: przyjezdni tankują, odpoczywają, robią zakupy, korzystają z toalety. W obu znaczącą rolę odgrywa przypadek. Pokazano także zapisy działań Morrisa z lat 60. (odtworzonych w latach 90.), jak "Waterman Switch" z 1965 r. To parateatralne akcje, niemal choreograficzne układy, w których jednym z istotnych elementów jest konfrontacja ciała z geometryczną formą. Artysta niemal "przymierza" człowieka do swych prac.

Jedną z kluczowych kwestii w twórczości Morrisa są relacje odbiorca-dzieło. Procesowi percepcji - istotnemu dla całego minimalizmu - Morris poświęcał szczególnie wiele uwagi. "Doświadczenie pracy w sposób konieczny istnieje w czasie", pisał w jednym z tekstów, podkreślając znaczenie okoliczności dla percepcji dzieła. I jeszcze jeden cytat: "Prostota kształtu niekoniecznie równa się prostocie doświadczenia".

Innym, nie mniej istotnym problemem w twórczości Morrisa jest sam proces tworzenia dzieła. Więcej, to na ten proces - a nie ostateczny obiekt - zostaje położony u niego nacisk. "Sztuka, w szerokim znaczeniu tego słowa, zawsze była przedmiotem statecznym i ukończonym" - zwracał uwagę. Tymczasem: "tym, czym dysponuje teraz sztuka, jest zmienny materiał, który nie musi osiągać stadium ukończenia, zarówno w odniesieniu do czasu, jak i przestrzeni".

Nieprzypadkowo jedną z prac otwierających wystawę jest "Skrzynka z dźwiękiem swojego wytwarzania" z 1961 r. - nieduży sześcian, z którego wydobywa się zapis procesu jego wytwarzania: piłowanie, szlifowanie... Poszukiwania doprowadzą Morrisa do prac określanych przez niego jako "anty-formy", do dzieł z filcu (ich kształt jest uzależniony od własnego ciężaru) czy wykonywanych z nici, w których wpływ artysty na ostateczny kształt zostaje znacząco ograniczony. Pisał: "Operacje takie jak układanie w bezwładne sterty, rzucanie na stos, wieszanie, przekładają materiał nad formę. Akceptowany jest przypadek i - co za tym idzie - nieokreśloność (...). Pozytywną propozycją jest tutaj brak zaangażowania w wymyślanie trwałych form i uporządkowywanie rzeczy". Jego prace wykorzystujące przypadkowość wyłamują się z ram minimalizmu i zapowiadają późniejsze artystyczne eksperymenty.

***

Mylne byłoby jednak przekonanie, że twórczość Morrisa jest radykalnym zerwaniem z przeszłością. Przeciwnie, Morris stale się z nią konfrontuje - nawiązując do kluczowych postaci sztuki XX wieku, jak Marcel Duchamp. Prowadzi z nimi stały dialog. Na wystawie znalazło się jego "Prze/Słuchanie" z 1972 r. To niezwykle spektakularna instalacja. Na podium znalazły się stół, łóżko i krzesło. Wszystko wykonane z metalu - zimne, obce, niebezpieczne. To pokój przesłuchań. Jest jeszcze ścieżka dźwiękowa ułożona z cytatów i parafrazy wypowiedzi istotnych postaci ubiegłego stulecia: pisarzy, artystów, filozofów, krytyków. Morris sięgnął m.in. po Jorge Luisa Borgesa, Duchampa, Mich­aela Foucaulta, Clementa Greenberga i Ludwiga Wittgensteina. Wszystko to składa się w niezwykłą debatę o stanie cywilizacji. To praca wręcz przesycona znaczeniami.

Minimal art bywa jednak postrzegany jako sztuka uciekająca w wyestetyzowany i bezpieczny świat geometrycznych form. To obiegowy pogląd, często formułowany na podstawie dzieł kolejnych naśladowców (sam Morris nieustannie uciekał od estetyzacji). Czy jednak ta twórczość może w istotny sposób dotykać rzeczywistości? Pytanie to stawiała ubiegłoroczna wystawa "Political/Minimal", także pokazywana w Łodzi. Warto może przypomnieć słowa Félixa Gonzáleza-Torresa (1957-1996), artysty, który po latach ciekawie nawiązywał do doświadczeń minimalizmu. Mówił o krytycznym potencjale tej twórczości, ponieważ akt patrzenia na przedmiot (dowolny przedmiot) jest przekształcany przez gender, rasę, klasę społeczno-ekonomiczną i orientację seksualną. To właśnie Morris i inni twórcy minimal artu tak dużą wagę przykładali do procesu postrzegania. Pokazali, że sztuka może stać się narzędziem zmiany, dezorientacji, a nawet odkrywania nowych trybów percepcji. "Przedmioty, którymi się posługiwałem, nie angażowały mnie osobiście, ale umożliwiały mi zajmowanie się konkretnymi problemami" - pisał Morris i dobrze się stało, że przypomniano jego słowa.

ROBERT MORRIS. "UWAGI O RZEŹBIE. OBIEKTY, INSTALACJE, FILMY" - Łódź, ms?, wystawa czynna do 24 października br. Kurator Susanne Titz. Wystawa realizowana we współpracy z Museum Abteiberg w Mönchengladbach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2010