Bałka. Ślady

Mirosławowi Bałce już od dawna należała się poważna retrospektywa jego twórczości. Tymczasem „Nerw. Konstrukcja” w łódzkim ms1 to pierwszy przegląd dzieł wybitnego artysty.

06.03.2016

Czyta się kilka minut

Szkic tuszem, nadpalony podczas pożaru w studiu artysty, 1993 r. / Fot. Bartosz Górka / MUZEUM SZTUKI W ŁODZI
Szkic tuszem, nadpalony podczas pożaru w studiu artysty, 1993 r. / Fot. Bartosz Górka / MUZEUM SZTUKI W ŁODZI

W galerii ms1 w Łodzi zebrano prace Bałki od lat młodzieńczych po powstałe w ostatnim czasie rzeźby, filmy wideo, rysunki. Przywołano też najważniejsze punkty w jego twórczości: stworzoną w 1986 r. z Mirosławem Filonikiem i Markiem Kijewskim grupę artystyczną Neue Bieremiennost’, wystawę „Good God” w warszawskiej Dziekance z 1990 r. czy – trzy lata późniejszą – prezentację w Polskim Pawilonie podczas Biennale Sztuki w Wenecji.

„Nerw. Konstrukcja” jest jednakprzeglądem przewrotnym. W Łodzi zabrakło prac kluczowych, wręcz ikonicznych. Pominięto nawet „Pamiątkę Pierwszej Komunii Świętej”, zdumiewającą pracę dyplomową Bałki z 1985 r., znajdującą się obecnie w zbiorach łódzkiego muzeum. Są tu mniej znane, drobniejsze dzieła, często szkice, wreszcie rysunki, które zajmują na wystawie szczególne miejsce. Na obszerniejszą prezentację jego wielkoformatowych prac trzeba zatem poczekać do przyszłego roku, na zaplanowaną w mediolańskim HangarBicocca, jednym z najciekawszych dziś miejsc prezentacji sztuki współczesnej, wystawę „Navate” (luty-marzec 2017).

Idiom artystyczny

W jednej z sal znalazła się niewielka rzeźba – „Gombrowicz”. Przedstawia ona głowę mężczyzny w sile wieku. Została starannie wymodelowana. Nie pominięto rysujących się już na twarzy bruzd. Lekkim różem pociągnięto usta. Tym samym kolorem podkreślono oczy, a także spływającą łzę. Rzeźba powstała w 1985 r., tuż pod koniec studiów artysty na warszawskiej ASP. W innym pomieszczeniu przypomniano rzeźbę „Jan 15,6” (1989). Wykonana z jutowego worka bezgłowa postać młodego mężczyzny naturalnej wielkości to jedna z ostatnich prac figuralnych Bałki. Jej tytuł wprost odwołuje się do Ewangelii: „Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie”.

Jest też inna praca, składająca się z trzech, zestawionych ze sobą niewielkich stołków. Zbite dość niechlujnie z nieheblowanych desek, mocno zniszczone, poszarzałe. Także w jej przypadku doszukiwano się religijnych konotacji. Literatura i tradycja katolicka będą stałymi punktami odniesienia dla Bałki. Nosi tytuł „2 x (24 x 24 x 8), 24 x 28 x 8”. Znalazła się na „Good God”, wystawie zapamiętanej jako początek odchodzenia od figur do czegoś, co można nazwać formą zastępczą. W pracach artysty coraz większą rolę zaczną odgrywać zużyte materiały, ale też substancje fizjologiczne, dźwięki, zapachy. Sam rozmiar pracy częściej staje się jej tytułem, tym, co ją określa.

„Ciało odeszło – pozostała cielesność” – pisał Jaromir Jedliński, próbując uchwycić postępujący wówczas u Bałki proces upraszczania. Nie wszyscy dobrze przyjęli wybór artysty. Zarzucano mu, że popełnia poważny błąd. Jego wcześniejsze rzeźby uznawano za lepsze. Jednak podstawą krytyki było to, że – wspominał po latach Andrzej Przywara – „dokonuje redukcji w swojej twórczości jedynie po to, by wejść w obieg zachodniej sztuki”.

Dyskusja wokół dokonanego przez Bałkę wyboru dotyczyła szerszego problemu, który dobrze sformułował znany amerykański krytyk Peter Schjeldahl. Pisał on, że artyści ze wschodniej Europy, by stać się zrozumiałymi poza swymi krajami, muszą opanować „idiom artystyczny Zachodu”, czyli inaczej mówiąc: nauczyć się międzynarodowego języka sztuki. Niektórzy, można sądzić, zrozumieli ten postulat dość dosłownie i zaczęli stawiać artystom, w tym Bałce właśnie, zarzut naśladownictwa. W istocie chodziło jednak o niezbędne skonfrontowanie się z tym, co dzieje się poza naszym światem, z całą świadomością naszej tradycji. Inaczej bylibyśmy skazani na artystyczną izolację. Dzisiaj te spory wróciły, chociaż toczą się pod innymi hasłami – walki z pseudoartystycznymi ekscesami, lewactwem, twórczością godzącą w polskie wartości czy z syndromem „postkolonialnego podporządkowania” .

Ciągłość

Wystawa podkreśla – mimo zachodzących zmian, a nawet zerwań – konsekwencję wyborów artysty i niezmienny, egzystencjalny wymiar jego twórczości. Sztuka Bałki – piszą twórcy wystawy – „w centrum uwagi umieszcza człowieka i jego odczuwanie świata. Od lat 80. powraca w niej temat ciała, jego fizycznej i symbolicznej obecności: fizjologii, kruchości, śladów”.

Figuratywność została u Bałki przepisana na liczbę. Modułem stawały się wymiary ciała, także własnego. Nawet często używany przez Bałkę format papieru, A5, miał znaczenie. Jak sam podkreśla: jest on adekwatny do skali ciała, bowiem „z łatwością mieści się na dłoni”.

W niewielkich rysunkach – są one jedną z najmocniejszych punktów łódzkiej ekspozycji – figuratywność czy przedstawieniowość jest jednak obecna. Nie są one szkicami lub studiami do większych dzieł, jak wiele innych zebranych na wystawie. To raczej notatnik czy dziennik, ślad podróży, lektur, filmów czy prac innych artystów.

Bałka stale odnosi się do własnej biografii. Jego prace to „ślady istnienia”, „trawienie” przeszłości. Własnej i cudzej, ale także rzeczy. Nieustanne wykorzystywanie przedmiotów, zużytych, zniszczonych, włączenie w prace tego, co było trochę pomijane, mogło uchodzić za poślednie, jak resztki kostek mydła, z których tworzył swoje prace. W Łodzi artysta idzie o krok dalej. Równie ważne jak skończone dzieło staje się to, co prowadzi do jego powstania: szkic, projekt, kalki techniczne z projektami „tablic nagrobnych” indywidualnych wystaw artysty (z tytułami i datami ekspozycji), które następnie zostały wykute przez ojca Bałki na wystawę artysty w warszawskiej Zachęcie w 2001 r.

Warstwy czasu

Trawienie przeszłości ma też inny wymiar. Przed kilkoma laty w rozmowie z „Tygodnikiem” Bałka mówił, że zebrane przez niego i zapisane ślady przeszłości „mają szansę przetrwać – bardziej może niż przekaz stricte historyczny. Jeżeli widzę, że w Treblince demontuje się ostatni odcinek torów, którymi przyjeżdżały transporty do obozu, bo na tym miejscu ma powstać most samochodowy, to muszę coś zrobić, by zostały zapamiętane. Jako artysta potrafię to zrobić”.

„Nerw. Konstrukcja” pokazuje, jak bardzo istotna w twórczości Bałki jest kwestia pamięci, i to tej trudniej, bolesnej. Wbrew modnym deklaracjom artystów typu „nigdy nie zrobiłem pracy o Holokauście”, Bałka uznaje tę tematykę za wciąż ważną, wręcz kluczową. Nadal aktualną – co dobrze pokazują chociażby ostatnie postulaty o polityce historycznej i zapowiedzi walki o dobre imię Polski.

Niezwykle znacząca jest praca „Nerw” otwierająca całą ekspozycję (i pojawiająca się w jej tytule).

Jest to interwencja w przestrzeń muzeum, czyli dawny pałac Maurycego Poznańskiego, będący od 1948 r. siedzibą Muzeum Sztuki w Łodzi. Radykalnie zmieniono wtedy wnętrza budynku. Znikły z nich pełne przepychu dekoracje. Powstały klasyczne białe, neutralne sześciany, charakterystyczne dla XX-wiecznego muzealnictwa. Z tej sztancy wyłamywała się zaprojektowana przez Władysława Strzemińskiego Sala Neoplastyczna, z barwnymi podziałami ścian, oraz wspaniała klatka schodowa i obłożona drewnianymi boazeriami dawna sala balowa. Wydawało się, że te dwa pomieszczenia to ostatnie ślady rodziny Poznańskich, kluczowej dla dziejów miasta.

Podczas ostatniego remontu odsłonięto dekorację jeszcze jednej sali, zapewne dawnego salonu, wyłożonego delikatnymi neorokokowymi boazeriami. Okazuje się, że dawne dekoracje zachowały się w większości sal pierwszego piętra. Po wojnie zostały tylko ukryte za gipsowymi ściankami. Do tak odsłoniętego po ponad półwieczu salonu wkroczył artysta. Na jednym z luster napisał szminką słowo עָצָב – etzev, które oznacza „nerw”, ale również „smutek”, „żałobę”, wreszcie „ból”. W Księdze Rodzaju Bóg mówi do Ewy: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci”. Sięgając po hebrajskie słowo, Bałka przypomniał o żydowskiej tradycji tego miejsca. Odpomina przeszłość pałacu, to, co przez długie lata ukrywano pod białymi ścianami pozbawionymi jakiejkolwiek historii. Słowo „etzev” ma także inne, nieprzywołane na wystawie znaczenia, w tym „trud”, „tworzenie”. Nagle ta efemeryczna praca, jak żadna inna, dobrze opisuje zarówno metodę artysty, sięganie po pozostałości z przeszłości i przywracanie im znaczeń, jak istotę jego dzieł. Mówi o tym, co jest nerwem jego twórczości: opowiadanie o cierpieniu, które nie chce przeminąć. ©

Mirosław Bałka, „Nerw. Konstrukcja”, Łódź, ms1, kuratorki: Katarzyna Redzisz i Maria Morzuch.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2016