Przeciwko młodości

Wielcy artyści potrafią nas wciągnąć w "transy nonsensu, hipnotyzując malarskością, melodią frazy czy wreszcie czystym szaleństwem. Sieniewicz nie osiąga tej temperatury, bez przerwy asekurując się postmodernistycznym cudzysłowem.

27.11.2007

Czyta się kilka minut

Ostatnimi laty polscy pisarze "głównonurtowi" coraz częściej sięgają po motywy rodem z fantastyki. W większości przypadków są to zastosowania bardzo powierzchowne, dające autorowi dodatkowy "bufor bezpieczeństwa" dla opowieści o dzisiejszej Polsce: niby pisze o współczesności, ale w grubych rękawiczkach.

Są wszakże tacy pisarze urodzeni na ziemi realizmu, którzy fantastykę mimo wszystko mają we krwi, jak lubujący się w Dickowskich zapętleniach Jerzy Sosnowski czy Olga Tokarczuk, której język i estetyka "miasta przyszłości-przeszłości" udała się w "Annie In" chyba najlepiej. Trend przybiera na sile i wydaje się, że im autor młodszy, tym naturalniejszy w tych przejściach. Takim pisarzem jest również Mariusz Sieniewicz: on do swojej metody fantastycznej karykatury dorastał powoli, utwór za utworem, stopniowo eskalując groteskę i absurd.

W najnowszej "Rebelii" dostajemy już "100 proc. Sieniewicza w Sieniewiczu": od początku do końca jest to powieść "wynaturzona", "wyrealniona", kipiąca obficie poza krawędzie rzeczywistości. Bohater snujący się po mieście w kostiumie psa, zakochawszy się w kościelnej babce, zostaje napadnięty przez komando starców, zdzielony siekierą w łeb, wskutek czego rozpęka się na dwa, i to jego drugie ja, pod nowym nazwiskiem i z czystą pamięcią, udaje się w morską podróż ku wyspie Wielkiego Bobasa, gdzie dozorowani przez chłopczynki i dziewłopców starcy mumifikują doskonałe egzemplarze Homo sapiens, m.in. kilkuletnie ciało samego bohatera...

Ale wszelkie streszczenia już porządkują treść książki, wprowadzając tym samym w błąd. Waham się, czy w ogóle przykładać do "Rebelii" tradycyjne kryteria powieści. Tu rządzi przesada, emfaza, pozbawiona zewnętrznych uzasadnień groteska, rytm teatralnego korowodu i gorączkowego majaka.

Zamiar autora był ambitny - wykonanie mnie odrzuciło. Wszystko bowiem zależy od nastawienia czytelnika: wejdzie w tę fantasmagorię lub nie. Od razu wyznam, że mam wielkie problemy z zawierzeniem literaturze, która sama siebie nie bierze serio. W przypadku "Rebelii" opuściła mnie nadzieja, gdy po stu stronach nadal nie wyłoniła się ani linia fabuły, ani wewnętrzny sens przedstawionych wydarzeń, zasada tego zwichrowanego świata, nie uwiódł mnie także język, ani nie zaczęło mi zależeć na bohaterach. Kolejne udziwnienia, cuda i przygody protagonisty nie układają się tu w spójną wizję. Przeskakujemy wciąż od absurdu do absurdu, co w dłuższej formie nieuchronnie staje się męczące jak śledzenie cudzego snu: zdarzeń nie łączy żadna logika, a skoro wszystko jest możliwe, to nic nie ma prawdziwej wagi.

Postaci wygłaszają kwestie-cytaty, wykonują gesty-rytuały, poruszają się w przestrzeni-kontekście i w ogóle nie żyją, a tylko Dekonstruują i Znaczą. Okay, można tworzyć świetną literaturę i w ten sposób, stawiając na inne wartości i atrakcje. Rzecz jednak w tym, że podobne wykarykaturzenie świata opętanego kultem młodości i cielesnego piękna to samograj najwyżej na opowiadanie. W tekście o tyle dłuższym oczekuję proporcjonalnie większego wkładu oryginalnej myśli. Metafory świata-garderoby (gdzie najważniejsza jest powierzchowność, pozór i odgrywane role), podróży oczyszczającej z narzuconych przez społeczeństwo i popkulturę fałszów itp. - nie oferują wglądu w fenomen głebszego od seriali telewizyjnych w rodzaju "Nip/Tuck".

Absolutna dowolność kreacji wyzwolonej z okowów realizmu stanowi pułapkę: wbrew pozorom to niezwykle wymagająca konwencja. Wielcy artyści potrafią nas wciągnąć w prawdziwe "transy nonsensu", hipnotyzując poszczególnymi scenami - czy to ich malarskością, czy samą melodią frazy, czy wreszcie czystym szaleństwem. Sieniewicz nie osiąga tej temperatury; po prawdzie nie ryzykuje podobnego zaangażowania, bez przerwy asekurując się postmodernistycznym cudzysłowem. Subtelne jak cios młotem wskazania na "Możliwość wyspy" Houellebecqa i tym podobne inspiracje nie pozwalają nam zapomnieć, że wszystko to tylko papier i farba drukarska.

Sieniewiczowe "skrzywienie" dotyczy także warstwy językowej "Rebelii". Z jednej strony - zostało przeprowadzone konsekwentnie; z drugiej - jakość poszczególnych zabiegów jest bardzo różna. Lekkie, chwytliwe neologizmy sąsiadują z juwenilną metaforyką, nierzadko ocierającą się o kicz: "Błękitniejący świt przeciągnął się za oknem niczym kocisko nad miską mleka". "Nieznośna niezręczność narastała niczym zapach jajek w pociągu". Sieniewicz nieustannie "jedzie po bandzie": jak nie jedno ekstremum, to drugie. Z przyśpiewek, wulgaryzmów i kalamburów wpadamy w teksty niczym z patetycznej publicystyki: "O tożsamości mówiono, że jest efektem wciąż nowych kreacji. Wszystko, co jeszcze wczoraj szlachetne i dobre, dziś wyglądało na staroświeckie. Co złe i brzydkie kilka dni temu, raptem uzyskiwało powszechne uznanie i aprobatę". Grami językowymi raczy nas autor bez umiaru, od efektownych do efekciarskich, zgoła prostackich: "Wsadzić każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, komu z rozporka wychodzi".

I tak przez dobrze ponad 300 stron. Odbijamy się od ściany do ściany: od banałów (postaci z muzeum ciał Wielkiego Bobasa czy kolekcji języków Żyrardynki to panteon kolorowych tygodników) do trzech-czterech idei faktycznie ciekawych (Chrystus umierający na krzyżu jako starzec, miłosierdzie w obliczu bezosobowego cierpienia ze starości).

Ideą dominującą jest bunt wobec kultury młodości. Co charakterystyczne, Sieniewicz utożsamia opozycję młodość-starość wyłącznie z różnicami cielesnymi. A przecież starość to także (a może - przede wszystkim) inna mentalność, inny sposób oglądu świata, odnoszenia się do ludzi, wartościowania. Sieniewicz niby zdaje sobie z tego sprawę (np. pisząc o starym człowieku jako o celu duchowej ewolucji), ale nie znajduje to przełożenia na hiperbole i karykatury napędzające pseudo-fabułę "Rebelii". Tylko na początku (tzn. jeszcze w Garderobie) zdawać się może, że autor występuje przeciwko tyranii fizyczności w ogóle. Później cały jego wysiłek idzie w równouprawnienie fizyczności starczej z młodzieńczą.

Jest to krytyka pewnej formy materializmu - o tyle interesująca, że podjęta ze stricte materialistycznego punktu widzenia. "Biologia nie jest przeszkodą. Przeszkodą jest chciwa młodość".

Mariusz Sieniewicz buntuje się przeciw kultowi młodości, nie ryzykując wystąpienia przeciwko znacznie mocniejszemu dogmatowi: ciałocentryzmu.

Mariusz Sieniewicz, "Rebelia", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007