Prewencyjna pacyfikacja

Na Białorusi nasilają się represje wobec opozycji, a jednocześnie w decydującą fazę wchodzą negocjacje Mińsk-Moskwa o dostawach rosyjskich surowców w 2007 r. Łukaszenka liczy się z pogorszeniem relacji z Rosją, co może wywołać kryzys gospodarczy i protesty. Dlatego już teraz chce spacyfikować nastroje.

24.11.2006

Czyta się kilka minut

1 listopada na 1,5 roku więzienia skazany został Żmicier Daszkiewicz, lider Młodego Frontu, młodzieżowej organizacji politycznej. To piąta osoba skazana na mocy nowego artykułu kodeksu karnego, przewidującego więzienie za "działalność w niezarejestrowanej organizacji". Przed nim na kary od 6 miesięcy do 2,5 roku skazano członków organizacji "Partnerstwo", zajmującej się monitoringiem wyborów prezydenckich. Wcześniej, 24 października, sąd ogłosił wyrok na Jekaterinę Sadowską, 60-letnią działaczkę społeczną z Homla: za napisanie listu, w którym domagała się zbadania zdrowia psychicznego Aleksandra Łukaszenki, spędzi 2 lata w kolonii karnej.

To nie koniec: władze próbowały doprowadzić do rozwiązania Partii Komunistów Białorusi, jednej z największych partii opozycyjnych. Represje dotknęły też organizacje religijne, czego przykładem dążenie do odebrania świątyni jednemu z Kościołów ewangelickich w Mińsku. Wreszcie w ostatnich dniach podjęto próbę zdyskredytowania Anżeliki Borys, szefowej "podziemnej" części Związku Polaków, który mimo represji pozostaje największą organizacją społeczną w kraju: w samochodzie Borys "znaleziono" narkotyki.

Wyjątkowe natężenie represji, nawet jak na warunki białoruskie, może oznaczać, że milicja i służby specjalne otrzymały rozkaz, by prewencyjnie spacyfikować wszystkie przejawy opozycyjności. Dotąd nie zapadało tu tak wiele surowych kar w tak krótkim czasie. Tymczasem podjęte przez władze środki są nieadekwatne wobec realnego zagrożenia: opozycja ciągle jest słaba i znów podzielona. Może jednak Łukaszenka obawia się aktywizacji nastrojów opozycyjnych w najbliższym czasie.

O co chodzi? W ostatnich tygodniach w kluczową fazę weszły białorusko-rosyjskie negocjacje o cenie surowców energetycznych dla Białorusi w 2007 r. 10 listopada na Kremlu odbyło się zamknięte spotkanie Putina z Łukaszenką i można się domyślać, że poruszano tam sprawę dostaw rosyjskiego gazu i ropy. Dla reżimu białoruskiego, którego gospodarka opiera się na taniej energii z Rosji, jest to jedna z najważniejszych kwestii, decydująca o być lub nie być. Aktualna cena gazu dla Białorusi (47 dolarów za 1000 m sześciennych) jest tylko nieznacznie wyższa od wewnątrzrosyjskiej i kilkukrotnie niższa niż ceny dla odbiorców w innych państwach posowieckich i Unii Europejskiej.

Jednak dla stabilności gospodarki białoruskiej jeszcze ważniejsza niż gaz jest ropa: Białoruś importuje z Rosji, po cenach znacznie niższych od światowych, trzykrotnie więcej tego surowca, niż konsumuje. Reszta po przetworzeniu jest eksportowana na Zachód. W rezultacie produkty ropopochodne stanowią 25 proc. białoruskiego eksportu - to poziom charakterystyczny dla szejkanatów Zatoki Perskiej, a nie dla państwa nieposiadającego tych surowców. Według różnych szacunków rosyjskie subsydia energetyczne stanowią od 8 proc. do 13 proc. PKB Białorusi. Wniosek: w przypadku wstrzymania przez Moskwę subsydiowania gospodarki białoruskiej czeka ją kryzys.

Stosunki białorusko-rosyjskie od czterech lat przypominają swoistą grę: Moskwa próbuje zwiększyć zakres kontroli nad Mińskiem i przejąć strategicznie ważny Biełtransgaz, zarządzający siecią gazociągów przesyłających rosyjski gaz na Zachód. W tym celu próbuje szantażować Łukaszenkę wstrzymaniem dostaw tanich surowców, ale jak dotąd, w nie dość efektywny sposób. Mińsk jest natomiast zainteresowany kontynuacją status quo. Łukaszenka jest świadom, że Rosja nie jest w stanie spełnić swoich gróźb bez wywołania kryzysu politycznego w stosunkach dwustronnych.

Oznaki, że Rosja może zrewidować dotychczasowy model swoich relacji z Białorusią, pojawiły się po białoruskich wyborach prezydenckich w marcu 2006 r. W kwietniu Gazprom nieoczekiwanie zapowiedział, że od 2007 r. zamierza podnieść cenę gazu. Pojawiły się kwoty 140 dolarów i 200 dolarów. Następnie, według doniesień rosyjskiego "Kommiersanta" z maja, Putin zarządził wstrzymanie wszystkich form subsydiowania gospodarki białoruskiej. Przez kolejne cztery miesiące informacja nie została oficjalnie potwierdzona. Dopiero w połowie października, podczas telewizyjnego "wywiadu z narodem", Putin wspomniał o możliwości ograniczenia dostaw ropy dla Białorusi w przypadku, jeśli nie uda się uzgodnić podziału dochodów z ceł na eksportowane z Białorusi produkty ropopochodne. 3 listopada rosyjski ambasador w Mińsku, Aleksander Surikow, wniósł więcej konkretów do sprawy: na konferencji prasowej w Moskwie oznajmił, że cena gazu dla Białorusi "może wynieść 140 dolarów", i że Rosja wstrzyma przesyłanie energii elektrycznej i ograniczy dostawy ropy do poziomu zapotrzebowania białoruskiego, jeśli Mińsk nie zgodzi się na przekazywanie do rosyjskiego budżetu 85 proc. cła, jakie pobiera przy reeksporcie.

Odpowiedź Mińska była błyskawiczna. Najpierw przewodniczący komisji ds. międzynarodowych i bezpieczeństwa parlamentu, Nikołaj Czerginiec, uznał wypowiedź Putina za "noszącą jeśli nie dyktatorski, to ultymatywny charakter" i zagroził, że Mińsk może podjąć kwestię dalszej obecności rosyjskich obiektów wojskowych na swym terytorium. Następnie anonimowy przedstawiciel białoruskiego rządu, cytowany przez Interfax, ostrzegł, że w przypadku realizacji rosyjskich gróźb Białoruś zostanie zmuszona do działań odwetowych. Miałyby one polegać na podniesieniu ceny za tranzyt rosyjskiego gazu i ropy oraz za dzierżawę dwóch rosyjskich baz wojskowych. Groźby Mińska nie są puste - rzeczywiście, jest on w stanie przynajmniej częściowo odpowiedzieć na podwyżki rosyjskich surowców.

Czy wzrost represji ma być przestrogą dla społeczeństwa, że władza jest silna i będzie ostro reagować na wszelkie przejawy nieposłuszeństwa? Tak czy inaczej to sygnał, że władza coraz bardziej się boi. Najprawdopodobniej reżim przygotowuje się na najczarniejszy scenariusz: znaczne podniesienie przez Rosję cen surowców, co będzie oznaczać kryzys gospodarki, a potem obniżenie się w krótkim czasie poziomu życia - i w efekcie niezadowolenie społeczne, co mogłoby doprowadzić do protestów.

Załamanie gospodarcze jest tym czynnikiem, który może spowodować, że zazwyczaj pasywni i niechętnie angażujący się politycznie Białorusini wyjdą na ulice. Obecna stabilność opiera się bowiem przede wszystkim na relatywnie dobrej sytuacji gospodarczej. Warto przypomnieć, że jedne z największych demonstracji na Białorusi zostały wywołane dwa lata temu nałożeniem podatku VAT na kupców z bazarów - po czym przestraszone władze cofnęły decyzję. Reżim Łukaszenki chce więc zawczasu "ubezpieczyć" się przed reakcją własnego społeczeństwa.

Czy Rosja rzeczywiście planuje podnieść ceny surowców, czy też jest to tylko taktyka, mająca na celu wywarcie na Łukaszenkę nacisku w celu przekazania Gazpromowi kontroli nad Biełtransgazem? Mińsk już zaczął przejawiać gotowość stworzenia wspólnego konsorcjum, które miałoby zarządzać siecią białoruskich gazociągów, i rozpoczęcia negocjacji o podziale dochodów z cła na produkty naftowe.

A Moskwa? Ewentualny konflikt z "najbardziej lojalnym sojusznikiem" bez wątpienia miałby fatalne skutki w sferze propagandowej zarówno w samej Rosji, jak i za granicą, oraz mógłby podważyć rosyjskie wpływy na Białorusi. Łukaszenka nie jest łatwym przeciwnikiem i nie oddałby pola bez walki. Kreml, który obawia się wszelkich przejawów niekontrolowanej aktywności społecznej na obszarze posowieckim, nie jest również zainteresowany wywołaniem protestów Białorusinów.

Być może obie strony znajdą jakieś kompromisowe rozwiązanie. Jednak oddanie nawet częściowej kontroli nad Biełtransgazem i umiarkowana podwyżka cen i tak będzie porażką Łukaszenki. Tym samym w stosunkach białorusko-rosyjskich skończy się pewien okres. Dotąd wydawało się, że dobre relacje między Mińskiem i Moskwą są trwałym elementem sytuacji w regionie. Okazuje się, że nie jest to dogmat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006