Praworządność i pieniądz

Odejście Leszka Balcerowicza ze stanowiska prezesa Narodowego Banku Polskiego zamyka pewną epokę polskiej historii. Tak jest - historii Polski, a nie tylko historii gospodarczej czy historii transformacji. W dziejach III Rzeczypospolitej jego osoba zajmie miejsce, jakie dla okresu II RP przypadło już na zawsze Władysławowi Grabskiemu i jego reformie skarbowej. Znaczy to, że o Balcerowiczu będą się uczyć w polskich szkołach za 50 i 100 lat, a poza Lechem Wałęsą i być może Tadeuszem Mazowieckim żadni inni z obecnie żyjących Polaków nie mogą mieć pewności, że i o nich będzie się wówczas wzmiankować.

08.01.2007

Czyta się kilka minut

Balcerowicz jest w pełni sił i nie odchodzi na emeryturę. Na pewno wiele instytucji, zwłaszcza zagranicznych, będzie zabiegać o niego i oferować mu równie wysokie, co prestiżowe stanowiska. Pod rządami obecnej koalicji nie będą to już jednak stanowiska publiczne w Polsce. Populiści, zintegrowani antybalcerowiczowskimi fobiami, nie pozwolą, aby za ich władzy kompetencje i umiejętności Balcerowicza mogły nadal służyć państwu polskiemu. Na pewno będą one jednak służyć krajowi, tak jak dotychczas.

Podobno nie ma ludzi niezastąpionych (choć trudności ze znalezieniem nowego prezesa NBP pokazały, jak trudno jest zastąpić Balcerowicza), ale symbole bywają niezastępowalne. Balcerowicz zaś jest i pozostanie symbolem polskiej transformacji, "reform Balcerowicza", "planu Balcerowicza", "programu Balcerowicza", "terapii wstrząsowej (szokowej)", czy jak tam będzie się nazywać dokonane przez niego przekształcenie zapadłej i zbankrutowanej gospodarki ("gospodraki", jak pisał Kisiel) komunistycznej w wolnorynkową, otwierające przed Polską perspektywę rozwoju, jakiego nie zaznała od niepamiętnych czasów. Tamten katastrofalny punkt startu zatarł się już jednak w zbiorowej pamięci, a coraz więcej Polaków pamiętać go nie może; stan obecny jest zaś przedstawiany tak nierzetelnie i karykaturalnie, że mało kto potrafi docenić zmiany, jakie zaszły w Polsce od 1989 r. Można bez końca przytaczać zarówno opisy sytuacji gospodarczej schyłku PRL, jak wskaźniki, liczby i dane statystyczne obrazujące skalę dokonanych od tego czasu przeobrażeń. Nic nie jest w stanie przekonać autorów i zwolenników hasła "Balcerowicz musi odejść!", które też pozostanie symbolem - głupoty i zaprzaństwa.

Wielu, zbyt wielu Polaków dało sobie wmówić, że Balcerowicz jest winien wszelkich ich niepowodzeń. No cóż, trudno jest być prorokiem we własnym kraju.

Wśród zarzutów stawianych Balcerowiczowi, zarówno przez ekonomicznych dyletantów i politycznych demagogów, jak niektórych ekonomistów, jest oskarżenie o uleganie skrajnie liberalnej, a ściślej: neoliberalnej doktrynie gospodarczej. Zarzut ten wymagałby głębszej i szerszej analizy, ale stał się częścią kampanii politycznej, prowadzonej pod hasłem radykalnego przeciwstawienia Polsce liberalnej Polski solidarnej. Trudno z nim polemizować, bo wskaźniki i liczby nie przekonają zacietrzewionych i zdezorientowanych. Wbrew rozpowszechnianemu przekonaniu o niszczeniu w Polsce państwa opiekuńczego, likwidowaniu pomocy socjalnej i ograniczaniu opieki społecznej, a pogłębianiu różnic, nierówności i niesprawiedliwości, mamy najniższy odsetek zatrudnionych (a więc najwyższy - osób utrzymujących się ze źródeł pozazarobkowych), najwięcej rencistów, jeden z najniższych wiek przechodzenia na emeryturę, jedną z najkorzystniejszych dla emerytów relację ich świadczeń w stosunku do średniej płacy, a przy tym wskaźnik społecznego rozwarstwienia bliski przeciętnemu dla Europy.

Jeśli więc solidarne państwo miałoby oznaczać redystrybucję dochodów, wyrównywanie statusu materialnego czy szeroki zasięg świadczeń socjalnych, to w Polsce było go i jest dużo. Świadczy o tym choćby fakt, że po spadku oficjalnego wskaźnika rejestrowanego bezrobocia poniżej 15 proc., zaczyna brakować rąk do pracy. Jak widać, w Polsce nie tylko da się żyć bez pracy, ale w ocenie wielu jej mieszkańców da się tak żyć lepiej niż z pracy. Namysł nad tym, jak urzeczywistniać ideały solidarności w warunkach konkurencji rynkowej, to zadanie poważne i zasługujące na poważną debatę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (02/2007)