Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Graficzne przedstawienie sondy Cassini przechodzącej pomiędzy Saturnem a jego najbardziej wewnętrznym pierścieniem w ostatnim dniu misji, 15 września 2017 r.
Skierowawszy się wprost ku tej olbrzymiej gazowej planecie, sonda Cassini spłonęła w jej atmosferze. Przez 13 lat przesyłała na Ziemię zdjęcia Saturna oraz menażerii jego 62 satelitów naturalnych. To dzięki niej zajrzeliśmy pod gęste chmury Tytana, pod którymi ukazały się potężne jeziora i rzeki płynnego metanu. Ba! Doczepiony do Cassiniego próbnik Huygens, w jednym z najbardziej niezwykłych manewrów w historii astronautyki, został w grudniu 2004 r. zrzucony na powierzchnię Tytana, na której bezpiecznie wylądował i przez 90 minut przesyłał dane do swojej sondy macierzystej. Niewiele przyrządów naukowych dostarczyło nam tak wspaniałej, inspirującej wiedzy co Cassini. Niemal każde zdjęcie Saturna, które znamy z podręczników, zostało wykonane właśnie przez tę sondę.
Skąd więc decyzja o jej zniszczeniu? Jednym z osiągnięć Cassiniego było potwierdzenie obecności wody na średniej wielkości, wyjątkowo żywotnym księżycu Saturna, Enceladusie, co – w powiązaniu z innymi danymi – prawdopodobnie świadczy o występowaniu tam schowanego pod lodową skorupą oceanu. Ostrożni jak zwykle naukowcy, wiedząc o zbliżającym się wyczerpaniu się „baterii” Cassiniego (33-kilogramowej bryłki radioaktywnego plutonu), postanowili planowo go unicestwić, aby nie spadł na, przykładowo, właśnie Enceladusa. Nawet w sterylnych warunkach, w których NASA konstruuje swoje sondy, nie da się całkowicie wyeliminować z ich odsłoniętych powierzchni bakterii, zwłaszcza form przetrwalnikowych, które – o czym wiemy już dziś z doświadczenia – potrafią przeżyć nawet w warunkach przestrzeni międzyplanetarnej. Istniało więc ryzyko – choć nie jest łatwo ocenić, na ile realne – że rozbity na powierzchni lodowych satelitów Saturna Cassini stałby się jego mimowolnym kolonizatorem. Z tego samego powodu, nawiasem mówiąc, operatorzy marsjańskiego łazika Curiosity w ubiegłym roku zmienili nieznacznie jego trajektorię, gdy okazało się, że na zboczu badanej przezeń góry (Aeolis Mons) znajdują się ciemne smugi mogące świadczyć o występowaniu wilgoci w marsjańskiej glebie.
W piątek Cassini wpadł więc w atmosferę Saturna, do ostatniej chwili nadając dane w kierunku Ziemi. O godz. 13.57 czasu polskiego NASA odebrała ostatnią transmisję Cassiniego, która przez 1 godzinę i 23 minuty mknęła przez Układ Słoneczny ku Ziemi, a o 15.20 zamieściła na Twitterze pierwsze, surowe zdjęcia, na których widać, jak Cassiniego stopniowo pochłania mleko saturniańskich chmur.©