Poza magiczny krąg

Jest wiele sposobów, by muzyka współczesna była na czasie. Czasem wystarczy wyjść z filharmonii i trochę się rozejrzeć.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

W czasie festiwalu Märzmusik w Berlinie w 2011 r. wykonano m.in. utwór Enno Poppe’a i Wolfganga Heinigera, przeznaczony na 15 muzyków oraz... 200 instrumentów. / Fot. Kai Bienert / SEATEDOVATION.BLOGSPOT.COM
W czasie festiwalu Märzmusik w Berlinie w 2011 r. wykonano m.in. utwór Enno Poppe’a i Wolfganga Heinigera, przeznaczony na 15 muzyków oraz... 200 instrumentów. / Fot. Kai Bienert / SEATEDOVATION.BLOGSPOT.COM

W londyńskim Southbank Centre zaczął się właśnie festiwal Rest is Noise. Wiedzą o nim nie tylko fani partytur Igora Strawińskiego, lecz także modni trzydziestolatkowie prenumerujący magazyn „GQ”. Kilka tygodni temu amerykański miesięcznik dla mężczyzn umieścił festiwal w eklektycznym zestawieniu „Stu obecnie najlepszych rzeczy”. Obok muzycznego wydarzenia znalazły się między innymi elektroniczne zegarki, topowe modelki oraz napastnik klubu Swansea – Michu.

Dość nietypową formę promocji festiwal zawdzięcza swojemu patronowi – Alexowi Rossowi, krytykowi muzycznemu „New Yorkera”, autorowi książki, której tytuł widnieje w nazwie imprezy. Porywająco napisana historia XX-wiecznej muzyki poważnej ma dziś status bestsellera, sprzedawszy się w nakładzie ponad 250 tys. egzemplarzy (w ubiegłym roku ukazała się Polsce pod tytułem „Reszta jest hałasem”).

– Alex zgodził się, abyśmy zaczerpnęli tytuł od jego książki oraz wykorzystali jej architekturę do budowy festiwalu – mówi „Tygodnikowi” Gillian Moore, dyrektor działu muzyki klasycznej w Southbank Centre. – Sam przyleci zresztą niedługo do Londynu, by dać nam swoje błogosławieństwo.

– Popularność zapewnił już wcześniej – Moore przyznaje, że bilety sprzedają się bardzo szybko.

SIERŻANT KARLHEINZ

Pomysł zorganizowania festiwalu dedykowanego muzyce współczesnej narodził się w momencie, w którym dyrektorem artystycznym Southbank Centre została Jude Kelly – zarządzająca wcześniej placówkami teatralnymi.

– Gdy obejmowała to stanowisko, nie mogła zrozumieć, dlaczego muzyka XX wieku znajduje się poza głównym nurtem naszych działań – wspomina Moore. – Przecież na deskach teatru wystawia się głównie współczesnych artystów i nikt nie ma z tym problemu!

Podobnymi poglądami dzielił się na kartach swojej książki Alex Ross. Już na wstępie zwracał uwagę na radykałów filmowych czy literackich, którzy są darzeni powszechną estymą. Trudno sobie nawet wyobrazić, by muzyka Beata Furrera cieszyła się taką popularnością jak filmy Davida Lyncha, a koncerty Feldmana przyciągały takie tłumy jak wystawy Jacksona Pollocka. Londyński festiwal występuje przeciw tym prawidłom. Aby zwiększyć zainteresowanie muzyką XX wieku, kuratorzy wydarzenia przygotowali dziesiątki warsztatów, debat i pokazów filmowych, które mają zarysować odbiorcom odpowiedni kontekst. W trakcie festiwalu będzie można nauczyć się podstaw balijskiego gamelanu, obejrzeć „Śmierć w Wenecji” przy akompaniamencie muzyki Mahlera oraz podyskutować na temat budzących kontrowersje skłonności seksualnych Benjamina Brittena.

– Staramy się tropić różne wpływy i włączać je w program festiwalu – tłumaczy Moore. – Przyjrzymy się więc także muzyce popularnej, która jako dominująca siła zaczęła również oddziaływać na kompozytorów. Sięgniemy po jazz lat 20., Ellingtona oraz późniejszych twórców, którzy sytuowali się pomiędzy tymi światami. Choćby Karlheinza Stockhausena, który pojawił się na okładce „Sierżanta Pieprza” Beatlesów, czy Franka Zappę komponującego utwory na orkiestrę. Zapewne ku uciesze Rossa filozofia wyznawana przez londyńczyków staje się coraz bardziej popularna. Festiwale muzyki współczesnej zyskują na interdyscyplinarności, coraz odważniej wychodząc poza świat partytur, by aktywizować publiczność oraz tłumaczyć jej abstrakcyjne idee rządzące kompozycjami. Muzyka współczesna nie jest samotną wyspą.

BRZMIENIE MIASTA

Wspaniałe zespoły, wybitni kompozytorzy i bogate społeczeństwo – kuratorzy muzyczni wszystkich krajów zazdroszczą swoim niemieckim kolegom.

– Märzmusik w Berlinie, Musica Viva w Monachium, Donaueschinger Musiktage... – wymienia festiwale Volker Straebel, kurator muzyczny z Berlina. – Jeśli dobrze liczę, mamy osiem takich wielkoformatowych imprez poświęconych muzyce współczesnej.

Mój rozmówca od lat współpracuje z Märzmusik – cyklem około 20 koncertów, które co roku przyciągają aż do 10 tys. słuchaczy. Każdej edycji festiwalu towarzyszy inna myśl przewodnia. W ubiegłym roku celebrowano tam stulecie Johna Cage’a, w tym zaś niemieccy kuratorzy postawili na muzykę islamskich państw basenu Morza Śródziemnego. Jednym z powodów były niedawne wydarzenia polityczne, które wstrząsnęły państwami Afryki Północnej i Syrią.

Berlin stanowi świetne miejsce do podejmowania takich wątków – w stolicy Niemiec mieszka dziś około ćwierć miliona Turków. Nawet jeśli publiczność festiwalu nie rekrutuje się z przedstawicieli tej mniejszości, w rdzennych mieszkańcach miasta tkwi ciekawość imigranckiej kultury.

– Zawsze chodzi o wymianę – tłumaczy Straebel. – Takie festiwale robi się po to, aby pokazać coś nieznanego. Tutaj pojawia się rola marketingu, bo w jakiś sposób trzeba przekonać ludzi, że warto wziąć udział w czymś niesprawdzonym. Z każdym rokiem jest jednak coraz łatwiej. Publiczność Märzmusik nie wie co prawda, czego się spodziewać, ale ma pewność, że to będzie interesujące, i dlatego obdarza nas zaufaniem. W tym roku Straebel zaczyna od zera. Latem przygotowuje pierwszą edycję festiwalu Relevant Music. Trzydniowe wydarzenie ma ukazać związki muzyki elektronicznej z tematyką społeczną i polityczną. Uczestnicy wezmą udział w warsztatach, w ramach których nauczą się m. in., jak założyć piracką stację radiową. Festiwal zamierza wyjść do ludzi... dosłownie.

– Przygotowujemy kompozycję, która będzie powstawała na ulicach Berlina – zdradza Straebel. – Planujemy występ w przestrzeni publicznej, aby skonfrontować naszą muzykę z niczego niespodziewającymi się przechodniami. Będzie to improwizacja, podczas której instrumentaliści zareagują na dźwięki otaczającej ich sonosfery.

Aby przygotować taki niecodzienny występ, kompozytor Richard Teitelbaum wraz z zespołem przez dwa tygodnie będzie przemierzać ulice Berlina, nasłuchując i sporządzając notatki. Celem tego przedsięwzięcia jest nie tylko zaskoczenie. Przygotowując występ w przestrzeni publicznej, kuratorzy pragną zwrócić uwagę na jej brzmienie i w rezultacie zwiększyć poczucie odpowiedzialności za dźwiękowy krajobraz miasta. W Polsce podobną filozofię wciela w życie duet BNNT. Załadowana sprzętem muzycznym furgonetka Konrada Smoleńskiego i Daniela Szweda taką dźwiękową partyzantką zaskakiwała już mieszkańców Krakowa, Katowic czy Lublina. W ostatnim z tych miast muzyka na dobre wyprowadziła się już z murów placówek kultury.

W KAŻDYM KOŚCIELE

W 2012 r. organizatorzy lubelskiego festiwalu Kody postarali się o szeroką publiczność. Ubiegłoroczną edycję imprezy zainaugurowali utworem skomponowanym na 15 kościelnych i klasztornych dzwonów.

– W ludziach jest potrzeba uczestniczenia w zbiorowych widowiskach, misteriach w przestrzeni miasta – mówi Renata Kamola, organizatorka festiwalu. – Nawet zła pogoda nie jest w stanie ich przegonić. Podczas wcześniejszych edycji Kodów koncerty plenerowe odbywały się w intensywnej ulewie, a mimo to ludzie zostali, skupiwszy się pod dachem sceny.

Koncerty plenerowe to najszybszy sposób, aby dotrzeć do odbiorcy, który nie ma w zwyczaju zaglądać do filharmonii. W ten sposób najłatwiej zadbać o inkluzywność muzyki współczesnej. Problem polega na tym, że samo dotarcie do słuchacza to jeszcze nie wszystko. Oczywiście, dostępność to warunek podstawowy, jednak obcowanie z kompozycją nie musi wcale pogłębiać zainteresowań i zapewniać świadomego uczestnic-twa w kolejnych projektach. Tutaj potrzebna jest edukacja i aktywizacja, które coraz częściej stają się domeną awangardowych festiwali.

– Bardzo ważnym aspektem naszego programu są warsztaty, które pełnią rolę edukacyjną, a także sprzyjają budowaniu środowiska wokół festiwalu – tłumaczy Kamola. – Taka praca wymaga czasu, ale już teraz widzimy jej pierwsze rezultaty. W ciągu tych kilku lat udało nam się zgromadzić sporą grupę zainteresowanych, którzy przyjeżdżają na każde warsztaty. Jedna osoba w tym właśnie celu specjalnie przeprowadziła się do Lublina! Na edukację stawia również festiwal Sacrum Profanum, który w ubiegłym roku wraz z Narodowym Instytutem Audiowizualnym zorganizował Akademię Muzykoteki. – Uczestnicy przez tydzień brali udział zarówno w wykładach i spotkaniach z twórcami, dziennikarzami, artystami, jak i we wszystkich koncertach festiwalu, gdzie mogli skonfrontować teorię z praktyką – opowiada Aleksandra Nalepa z Krakowskiego Biura Festiwalowego. – Program zajęć stworzono tak, aby ich uczestnicy mogli zapoznać się z festiwalem na każdym etapie jego tworzenia: od programowania, poprzez tworzenie strategii marketingowych, aż po produkcję koncertów. Naszym zdaniem w taki właśnie sposób można zachęcić młodą publiczność do udziału w kolejnych edycjach Sacrum Profanum. Choć na naukę nigdy nie jest za późno, niektórzy wolą rozpocząć proces edukacji trochę wcześniej.

SCHAEFFER I INNI

„Muzyczna Kuchnia”, „Dzikość instrumentów”, „Gdzie mieszkają ufoludki?” – to tytuły niektórych warsztatów organizowanych od dwóch lat w ramach Małej Warszawskiej Jesieni. W ten sposób zasłużony festiwal wychowuje kolejne pokolenie słuchaczy. Wśród muzycznych edukatorów jest Dagna Sadkowska – skrzypaczka zespołu Kwartludium. Właśnie ukazuje się przygotowany przez nią zbiór zadań „Twórcze spotkania z muzyką współczesną” przeznaczony dla nauczycieli szkół podstawowych, gimnazjów, a nawet przedszkoli.

– Każdy warsztat w moim zbiorze opiera się na konkretnej współczesnej kompozycji – tłumaczy Sadkowska. – Dla przykładu „Lekcja anatomii” bazuje na utworze Jagody Szmytki. Wyjątkiem jest „Muzyczna Kuchnia”, która stanowi przedstawienie współczesnych technik skrzypcowych, klarnetowych oraz zasad improwizacji. Ponieważ uważam, że gotowanie działa na wszelkie zmysły, a także pobudza wyobraźnię, wymyśliłam zestaw zadań, które ukazują różne aspekty pracy kuchennej przy użyciu instrumentów. Mogłoby się wydawać, że przygotowanie ćwiczeń bazujących na muzyce współczesnej to wrzucanie młodych adeptów na głęboką wodę. Sadkowska przekonuje jednak, że jest zupełnie inaczej: – Dzieciaki lepiej odbierają muzykę nową niż tę tradycyjną. Wynika to stąd, że gdy się ją przetłumaczy na dzisiejszą rzeczywistość, dużo szybciej się z nią identyfikują.

Dlatego właśnie w programie Ma¬łej Warszawskiej Jesieni znajdziemy utwory George’a Crumba czy Pierre’a Schaeffera. Edukatorka przyznaje, że w myśleniu o edukacji muzycznej rzeczywiście pojawiają się nowe inicjatywy, wciąż jednak mamy problemy z podstawami.

– Są nowe pomysły na szkoły muzyczne, ale to się w ogóle nie przekłada na praktykę – przyznaje Sadkowska. – Moja córka w szkole podstawowej jest uczona przez panią, która nie zna nut i nie gra na żadnym instrumencie. Sama uczę od 17 lat i zawsze wolałam pracować w placówkach ogólnokształcących, bo dawało mi to większą swobodę w tworzeniu programu. Zwłaszcza że pracowałam w szkołach prywatnych. Gdy zderzyłam się z rzeczywistością państwowej podstawówki, to się załamałam. Nie ma jednak powodów, by popadać w marazm. Każdego roku pojawiają się nowe projekty prezentujące muzykę współczesną w kontekście znacznie szerszym niż filharmonijny program. Począwszy od projektów na wielką skalę, takich jak koncert Pendereckiego na festiwalu Open’er, po znacznie skromniejsze (ale przecież nie mniej ciekawe) przedsięwzięcia jak choćby nagrywana właśnie płyta Kwartludium z producentem Michałem Jacaszkiem. Ostatecznie to przecież artyści powinni budować swoją publiczność. Sęk w tym, że nie zawsze wiedzą, jak to zrobić.

POWIEM SOBIE DOŚĆ

Aby pomóc zespołom specjalizującym się w muzyce współczesnej, w ubiegłym roku wystartował europejski projekt „New Music: New Audiences”. W ramach programu 31 ansambli wymienia się doświadczeniami w celu wypracowania skuteczniejszych schematów, które pomogłyby im dotrzeć do szerszej publiczności. Wśród pomysłów pojawia się m. in. większe zaangażowanie multimediów oraz edukacja najmłodszych. W projekcie bierze udział katowicka Orkiestra Muzyki Nowej oraz Kwartludium. Podczas rozmowy z Dagną Sadkowską wspominam spotkanie z dyrektorem Warszawskiej Jesieni Tadeuszem Wieleckim, zorganizowane w ramach Europejskich Targów Muzycznych „Co Jest Grane”. Panel zatytułowany „Jak słuchać muzyki współczesnej?” rozbił się o problemy w komunikacji. Prowadzący nie wiedział, jakim językiem się posługiwać, by porozumieć się ze słuchaczami. Żartuję, że takie spotkanie najlepiej byłoby rozpocząć od szybkiej kartkówki.

Moja rozmówczyni jest wyraźnie poirytowana opowieścią. – Muzyka nie może być zabiegiem czysto intelektualnym – przestrzega. – Postrzeganie utworów nie może opierać się na kojarzeniu szkół i technik. Nikt nie będzie chciał brać w tym udziału.

Zdaniem instrumentalistki ważne są nie tylko przywoływane powyżej inicjatywy. Promotorzy, kuratorzy i biura festiwalowe nie wyręczą kompozytorów, którzy również muszą zabiegać o swoją publiczność. Muzycy powinni brać przykład choćby z Witolda Lutosławskiego, który uwzględniał aspekt percepcyjny słuchaczy.

– Odbiorca jest w stanie wytrzymać konkretną dynamikę przez dany okres, tak samo z natężeniem dźwięku – tłumaczy Sadkowska. – Kompozytorzy w ogóle nie biorą tego pod uwagę i dlatego ich utwory nierzadko nadają się wyłącznie dla wykonawców. Choć też nieszczególnie, bo i my strasznie się męczymy. Trzeba uwzględniać to, jakie jest powietrze, przestrzeń, liczba odbiorców, i to czy oni będą wydawali jakieś dźwięki – wszystko tworzy rzeczywistość utworu.

W celu zobrazowania swojej teorii Sadkowska przywołuje koncert bardzo cenionego przez siebie kompozytora, który przedwcześnie opuściła znakomita większość zebranych. Utwór był za długi, a jego poszczególne części nadto rozwleczone. Choć pokusa bywa wielka, trzeba pamiętać, że pisze się dla kogoś, i skończyć w odpowiednim momencie... O właśnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013