Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wiem, czy książkę Michała Wójcika wypada określać mianem thrillera. „Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci” to opowieść o obozie zagłady, skutecznie spełniającym swoją rolę w ramach Akcji Reinhardt – zagłady Żydów w okupowanej Polsce (konkretnie: w Generalnym Gubernatorstwie i samodzielnym Okręgu Białostockim), przeprowadzonej przez Niemców w latach 1942-43.
O Treblince wiele napisano, lecz Wójcik swoją opowieścią trafia do wyobraźni czytelnika. Jest ona precyzyjna i wiarygodna, bo oparta na sprawdzonych dokumentach – warto podczas lektury zwrócić uwagę na odnośniki i uważnie przeczytać bibliografię. Podane tam źródła towarzyszą nam (w przypisach) nieustannie. Z gąszczu materiałów autor zrekonstruował tamtą potworną rzeczywistość: dramatis personae po stronie władz obozowych, postacie cynicznych sadystów, takich jak zawsze ubrany w nieskazitelnie biały mundur komendant Franz Stangl (przez więźniów zwany „Białą Śmiercią”) czy Kurt Franz (zwany „Lalką”). A także bogactwo postaci spośród więźniów. Z opowieści świadków, zeznań oprawców i prowadzonych przez nich zapisków Wójcik odtwarza realia, w których – teoretycznie – nie mogło być miejsca na konspirację i potem na powstanie zbrojne.
A jednak było. Konspiratorzy się organizują, naradzają się – w latrynie, wszędzie, gdzie się da. Na czele konspiracji stoi komitet, którego duszą jest cieszący się autorytetem przedwojenny kapitan Wojska Polskiego Marcel Galewski. Obok niego lekarz Julian Chorążycki, dobry logistyk. Ich plan: „Uciekamy wszyscy albo giniemy wszyscy. Jeśli się uda choć jednemu, będzie to sukces, bo ten jeden powiadomi świat” – mówi Galewski.
Powstanie wybucha 2 sierpnia 1943 r. „I zaczyna się. Nie tylko walka. Zaczyna się gąszcz sprzecznych relacji” – pisze autor i przeprowadza nas przez ów gąszcz. Dziś wiadomo, że powstanie w Treblince było jedynym przeprowadzonym na taką skalę i zakończonym sukcesem zrywem zbrojnym w obozie zagłady. Wzięło w nim udział 700 więźniów, 300 uciekło, a prawie stu z nich dożyło końca wojny.
Ale na opisie przebiegu powstania i losu uciekinierów książka się nie kończy. Po latach akowiec Władysław Rażmowski ps. „Poraj” publikuje wspomnienia, z których wynika, że było to powstanie polsko-żydowskie. Jego relację, która zdaniem Wójcika jest „wierutnym kłamstwem i łgarstwem”, poważnie traktuje historyk Jan Gozdawa-Gołębiowski. I tak oto powtarzana wersja „Poraja” wchodzi do historii. Jedna trzecia książki to zatem kolejny thriller, tym razem polegający na oddzielaniu prawdy od budujących, lecz nieprawdziwych opowieści. W grę wchodzą trzy sprawy: pierwsza to rzekomy wkład AK w sukces powstania. Druga – zasadność legendy o wspieraniu przez polską ludność uciekinierów z obozu. Trzecia wreszcie – pytanie o gotowość czy raczej brak gotowości AK i rządu do obrony mordowanych Żydów.
W ten sposób znów dochodzi do głosu stary spór – między zbiorową pamięcią a historią. I bardzo dobrze, że dochodzi. ©℗
Michał Wójcik, TREBLINKA 43. BUNT W FABRYCE ŚMIERCI, Znak, Kraków 2018
Czytaj także: Patrycja Bukalska: Imię z inicjałów